Fojut analizuje Molde, Vuković idzie w menedżerkę, prezes Legii o popularności

redakcja

Autor:redakcja

26 lipca 2013, 08:38 • 12 min czytania

Zapraszamy na piątkowy przegląd prasy. Dziś teksty z siedmiu różnych tytułów.

Fojut analizuje Molde, Vuković idzie w menedżerkę, prezes Legii o popularności
Reklama

FAKT

Boniek: Lato był lepszy niż Beckham.

Reklama

Zbigniew Boniek (57 l.) docenił Grzegorza Latę (62 l.). Choć w życiu zawodowym nie jest im po drodze, to prezes PZPN docenił dawne umiejętności swojego kolegi z boiska. W plebiscycie magazynu „World Soccer” na najlepszą jedenastkę wszechczasów, w kategorii „prawy pomocnik” Boniek oddał głos właśnie na Latę. – Znacie lepszego skrzydłowego w historii? Ja nie! – powiedział Faktowi „Zibi”. Z Polski tylko on i Jerzy Dudek (40 l.) mieli prawo głosu. Co prawda Lato nie dostał się do jedenastki, ale Boniek nie ma wątpliwości: – To był znakomity zawodnik. Miał wszystko. Głowa, prawa i lewa noga, przyspieszenie, skuteczność. To przecież król strzelców mundialu. Znacie lepszego? Ja nie. Może David Beckham? Proszę, Lato to Beckhama przerasta o co najmniej półtorej klasy – uważa prezes PZPN, który potrafi docenić także obecne osiągnięcia naszych reprezentantów. Ponad 20 lat temu Boniek, były as Juventusu i Romy, był naszym jedynakiem w Serie A. Teraz obserwujemy szturm polskich zawodników na ligę włoską, w której mamy aż siedmiu przedstawicieli. Kamil Glik (25 l.) został nawet wybrany kapitanem Torino – pierwszym z zagranicy od 1960 roku.

Jarosław Fojut prosto z Norwegii: Mag Solskjaer.

31 lipca pierwszy mecz Legii Warszawa w 3. rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów z Molde. W Norwegii gra Jarosław Fojut (25 l.), który do Tromso trafił po ciężkiej kontuzji – tej, która pozbawiła go kontraktu z Celtikiem Glasgow. „Jeff” już dziś jest uważany za jednego z najlepszych obrońców Tippeligaen. Specjalnie dla Faktu będzie relacjonował to, co dzieje się w Norwegii przed dwumeczem z mistrzami Polski. W pierwszym odcinku opisał dla nas system gry drużyny Ole Gunnara Solskjaera. Jak gra Molde, przekonał się na własnej skórze. Tromso przegrało z mistrzem Norwegii 2:3. Molde to zespół, który stara się grać piłkę kombinacyjną. Mają mocny środek pola i skrzydła, na których opiera się ich gra. Mimo, iz starają się grać kombinacyjnie pomiędzy bocznymi zawodnikami (obrońca i pomocnik) oraz środkowymi defensorami, bardzo często grają diagonalne piłki z głębi pola na swoich skrzydłowych. Ich napastnik Daniel Chima dobrze pracuje cały mecz nad absorbowaniem środkowych pomocników przez co dużo miejsca przed nimi ma numer 11. Graliśmy już z Molde w lidze. W meczu z nami wielką robotę zrobił dla nich Aliou Coly. Do przerwy wygrywaliśmy 2-1. Senegalczyk wszedł na drugą połowę i umiejętnie wykorzystywał swoją szybkość oraz siłę rozciągając nas po całym boisku.

RZECZPOSPOLITA

Stefan Szczepłek zabrał się za analizę pierwszej ligi.

W porównaniu z poprzednim sezonem stan posiadania I ligi wizerunkowo się pogorszył. Do ekstraklasy awansowała Cracovia – pierwszy historycznie mistrz Polski i Zawisza Bydgoszcz, który w ekstraklasie grał po raz ostatni wprawdzie przed dwudziestu laty, ale wychował takich piłkarzy jak Zbigniew Boniek, Stefan Majewski czy Henryk Miłoszewicz. W zamian I liga nie wzbogaciła się o równie atrakcyjne drużyny, które spadły z ekstraklasy. Medialność GKS Bełchatów jest dyskusyjna a Polonia Warszawa zatrzymała się w IV lidze. Ale po latach przerwy wróciły do tej klasy inne znane przed laty firmy: Wisła Płock i Energetyk ROW Rybnik, znany w latach siedemdziesiątych pod nazwę ROW. Klub utrzymywany był przez jedną kopalnię, miał pierwsze w Polsce podgrzewane boisko (elektrycznie, było to całkowicie nieopłacalne, ale nikt za Gierka nie liczył strat) i też wychował paru niezłych piłkarzy. I liga to rozgrywki przede wszystkim mniejszych miast a w przypadku Niecieczy, nawet wsi. Ze starych dobrych marek pozostała Arka Gdynia z nowoczesnym stadionem. Są też inni uczestnicy rozgrywek ekstraklasy (GKS Katowice, Stomil Olsztyn, Wisła Płock, GKS Tychy) lub zdobywcy Pucharu Polski (Miedź Legnica). Jednak nie mają wiele wspólnego z klubami o tych samych nazwach z przeszłości. Zostały tylko nazwy, zresztą często zmieniane, po reorganizacjach, fuzjach, zmianach własnościowych lub przyjściu kolejnego sponsora.

GAZETA WYBORCZA

Cracovia dostała burzliwą lekcję pokory. Rozmowa ze Stawowym.

Kompromitacja? Katastrofa? Wstyd?
– Kłębi się we mnie wiele emocji, które po takich wpadkach szybko nie opadną. Nie jest mi lekko, każdy z moich zawodników na swój sposób przeżywa porażkę. Nie będę kłamał, przecież chciałem poważnie potraktować Puchar Polski. Co prawda liga jest priorytetem, ale dla nas mogła być to szansa na zaistnienie.

Po meczu powiedział pan, że nie chce używać ostrych słów, by nie skrzywdzić piłkarzy. Może trzeba było tak jednak zrobić?
– Miałem dużo do powiedzenia swojej drużynie. Nie chcę mówić publicznie pewnych rzeczy, bo nie nadawałyby się do druku. Zresztą trenerzy, którzy krytykują podopiecznych przed kamerami, zwykle robią to na pokaz i się popisują. My wyciągamy wnioski we własnym gronie.

Podobnie mówił pan po porażkach w I lidze, a wielkiej poprawy nie widać.
– Analizę przyczyn naszej słabej gry zostawiam dla piłkarzy, nie chcę o niej mówić publicznie. Widzę kilka powodów, ale na pewno nie jest to zlekceważenie rywala. Po obiecującym meczu z Piastem Gliwice (2:3) tym razem zagraliśmy poniżej możliwości, nie kreowaliśmy gry, popełnialiśmy proste błędy. To nie może przydarzać się ekstraklasowej drużynie.

Jan Urban: Liga Mistrzów? Jeśli szczęście dopomoże.

Jak dobrze sprawdziliście Dossę Juniora i Hélio Pinto?
– Ich oglądaliśmy najczęściej. Pytaliśmy o nich także polskich piłkarzy, którzy grali na Cyprze. Pinto nie trzeba przedstawiać, z APOEL-em zagrał w Lidze Mistrzów 14 meczów, w tym ćwierćfinał poprzedniej edycji z Realem. Umie grać w piłkę, ale musi się przyzwyczaić do innego stylu gry, inaczej będzie kłopot. Dossa lubi grę kontaktową i twardą. Jemu będzie łatwiej przystosować się do polskiej ligi. Wierzymy, że obaj będą wzmocnieniem, ale tego nigdy nie można być pewnym. Często nawet zawodnik czuje się świetnie, ale jego rodzina nie potrafi się przystosować do warunków i wyjeżdża. Piłkarz zostaje sam i zaczyna się męczyć.

Na ile procent jesteście pewni, że się sprawdzą?
– Chcielibyśmy być na sto. Do testowanego na obozie w Austrii Raula Bravo nie byliśmy przekonani i nie podpisał kontraktu. W przypadku kupionego z Motherwell Estończyka Henrika Ojamy czy sprowadzonego zimą Bartka Bereszyńskiego też nie byłem pewny, że od razu zaczną grać. To inwestycja na przyszłość, ale „Bereś” szybko przebił się do jedenastki. Super. Ale kiedy przychodził z Lecha, był ofensywnym zawodnikiem, a w Legii zaczął grać na prawej obronie. Nie mogłem być przekonany, że ten pomysł od razu się sprawdzi. Pinto, Junior czy wcześniej Tomek Jodłowiec to zawodnicy, którzy od razu mają grać. To, że nie wystąpią w jednym czy drugim meczu, może wynikać z taktyki albo przemęczenia.

DZIENNIK POLSKI

Cracovia straci kilku zawodników? Kością niezgody są pieniądze.

Cracovii nie opuścili na razie kluczowi piłkarze, bo za takich nie można uznać Mate Lacicia, Bojana Puzigacy (choć on wciąż jest na utrzymaniu klubu), Władisława Romanowa i Michała Zielińskiego. Następny w kolejce do odejścia z „Pasów” jest Andraż Struna, który w minionym sezonie rozegrał 16 spotkań i wszedł na stałe do reprezentacji Słowenii. 24-letni obrońca ma z klubem z ul. Kałuży jeszcze roczny kontrakt, ale dostał zielone światło na poszukiwanie nowego pracodawcy. Może odejść nawet na zasadzie wolnego transferu po rozwiązaniu umowy za porozumieniem stron. Słoweńcowi nie podoba się, że trener Wojciech Stawowy pod koniec minionych rozgrywek wyżej cenił Krzysztofa Nykiela, a teraz, że stawia na Kusia. Jeszcze jesienią minionego roku sam dał trenerowi Wojciechowi Stawowemu powody do zastanowienia się nad jego przydatnością do zespołu, kiedy w meczu z Miedzią Legnicą odmówił wejścia na boisko w roli rezerwowego. Struna jest jednym z 16 zawodników Cracovii, którym 30 czerwca 2014 roku wygasają kontrakty z klubem. W tym gronie są też między innymi Edgar Bernhardt, Vladimir Boljević, Milos Kosanović czy Rok Straus. Władze „Pasów” podjęły niedawno rozmowy w sprawie przedłużenia umów z tymi zawodnikami, ale przebieg negocjacji nie wróży ich szczęśliwego końca. Na przykład Boljević i Straus tuż przed startem sezonu mieli usłyszeć, że mogą podpisać nowe kontrakty, ale na warunkach, na których grali w minionym sezonie w I lidze, czyli po znacznej obniżce po spadku z ekstraklasy. Jeśli ich nie przyjmą, będą mogli odejść jeszcze w letnim oknie transferowym za niemal symboliczną kwotę 100 tys. euro. Tymczasem Boljević w lutym 2011 roku kosztował Cracovię ok. 120 tys. euro.

POLSKA THE TIMES

Bogusław Leśnodorski: Nie mam już życia prywatnego.

Bliżej Panu do bycia celebrytą czy do chronienia swojej prywatności?
– Zdecydowania to drugie. Popularność jest męcząca. Tylko jak to można zrobić? To chyba niemożliwe.

Dużo się o Panu mówi, ale nie widać, żeby paparazzi Pana męczyli.
– (śmiech) Jestem im za to wdzięczny. Trochę już miałem do czynienia z mediami, funkcjonuję bardziej publicznie niż wcześniej. To jest słabe. Nic nie można zrobić. Wchodzisz na Foksal i już 40 osób relacjonuje, co kto zrobił. Prezes, piłkarz, wszystko jedno. Nie wchodząc w szczegóły, wydaje mi się, że to wynik ogromnego zapotrzebowania społeczeństwa i mediów na informacje o sporcie. Tego, jak wiele ludzi chciałoby, żeby działo się tam coś pozytywnego. Piłka nożna to chyba najważniejsza rzecz w Polsce, jeśli chodzi o zrywy społeczne. A Legia już w ogóle jest klubem, wobec którego wszyscy mają duże oczekiwania.

Pytamy o prywatność, bo kiedy został Pan prezesem, pojawiło się kilka artykułów – o Panu, ale bez Pana. Czytał je Pan?
– Tak. Jeden gość, chyba z NaTemat, coś pojechał, ale poza tym to prawda. Ja się z tego cieszę, bo prywatnie nie jestem męczony. Całe szczęście, ludzi bardziej interesuje sfera sportowa. Czasem powie się coś mniej lub bardziej ciekawego, ale dla kibiców najważniejsza jest piłka i to, co dzieje się w klubie. To dobrze. Gdyby wszyscy odpuścili sobie wyniki drużyny i zajęli się moim życiem prywatnym, to by była jakaś tragedia. (śmiech).

SUPER EXPRESS

Pierre Mankowski, Polak z pochodzenia, który doprowadził Francję do MŚ do lat 20.

Michał Listkiewicz, były prezes PZPN i nasz felietonista, pracował na mistrzostwach świata w Turcji dla FIFA i bardzo pana chwalił. Napisał, że byłoby super, gdyby w przyszłości dostał pan pracę z reprezentacją Polski. Co pan na to?
– Jeśli Polska będzie szukać trenera, to jestem otwarty na rozmowy. Pracowałem przez wiele lat w klubach francuskich, długo byłem asystentem kolejnych selekcjonerów reprezentacji Francji, a sam prowadziłem kilka francuskich kadr młodzieżowych. Samodzielna praca z zespołem narodowym byłaby ukoronowaniem mojej kariery.

W Polsce trenera będziemy szukać najpewniej jesienią. Wtedy będzie pan już miał nową pracę?
– Nie wiem. Teraz jestem na wakacjach i cieszę się jeszcze mistrzostwem wywalczonym w Turcji. Jestem zatrudniony przez francuską federację piłkarską, mam bezterminowy kontrakt.

Wiem, że bardzo pan liczył na dalszą pracę z mistrzowskim zespołem, który teraz staje się drużyną U21. Ale powierzono ją Williemu Sagnolowi. Francuska prasa pisze, że czuje się pan rozczarowany.
– Niedługo czeka mnie spotkanie z prezesem federacji, mogę objąć którąś z młodszych kadr. Ale, jak mówiłem, nie trzymam się kurczowo Francji. Jeśli będzie dobra oferta zza granicy, to wyjadę.

Aleksandar Vuković: Teraz pójdę w menedżerkę.

Co teraz porabiasz? Miałeś podjąć pracę w Legii, ale nie widać cię na Łazienkowskiej.
– Z tą pracą to chyba było tak, że bardziej dziennikarze mnie tam widzieli niż działacze. Nie dostałem od Legii propozycji, a w najbliższym czasie pójdę raczej w stronę menedżerki. Cezary Kucharski zaproponował mi współpracę.

Skończyłeś karierę w wieku 34 lat. Jeszcze trochę można było pograć, nie myślałeś o amerykańskiej MLS?
– Nie, nie podoba mi się to, co wyrabiają amerykańskie rządy. Dla mnie to zmodernizowana forma faszyzmu, nachalna próba zawładnięcia światem i narzucenia mu tego co oni uważają za słuszne. Przez to na całym świecie, choćby w Afganistanie czy Iraku, giną setki tysięcy ludzi. To już wolę Kubę niż te Stany Zjednoczone.

Wolisz Fidela od Obamy?
– Wolę Fidela. Nie tylko od Obamy, ale i Busha i Clintona razem wziętych. Byłem na Kubie i nie widziałem żadnych okropieństw. A polityka rządu USA sprawia, że na świecie dzieją się straszne rzeczy. Wiem co mówię, bo mój kraj też był na ich celowniku. Nie akceptuję państwa, które rozpętuje wojnę, aby jego żołnierze mogli wypróbować nową broń. Na ludziach!

PRZEGLĄD SPORTOWY

Duży tekst o Daisuke Matsuim.

We Francji nazywano go słońcem z Le Mans, a japońscy turyści przyjeżdżali specjalnie po to, by go oglądać. Potem zaczął się jego powolny zjazd. W Lechii Daisuke Matsui zaliczył debiut-marzenie, ale podobno gra gorzej, gdy spada śnieg. Spytałem go, czy to naprawdę on. Może pod Matsuiego podszywa się jego brat albo kuzyn – w 2008 r. komentował jeden z prezesów St. Etienne Roland Romeyer. To od przejścia do tego klubu zaczął się powolny upadek tego Japończyka. Co będą mogli o nim powiedzieć szefowie, trenerzy i kibice Lechii? Czy ze znanego Japończyka zostało tylko ładne CV, czy dalej stać go na grę na wysokim poziomie. Pierwszy mecz z Podbeskidziem (2:2), gdy strzelił dwa gole i pokazał wiele innych udanych zagrań daje nadzieję, że nie pójdzie w ślady innych znanych piłkarzy, którzy trafili do naszej ligi i zawiedli. A Matsui ma za sobą naprawdę ciekawy życiorys. Może nawet najciekawszy ze wszystkich graczy biegających po naszych boiskach. Jego znacząca kariera zaczęła się na dobre ponad siedem lat temu. Styczeń 2006. Matsui jest na szczycie. Zostaje wybrany piłkarzem miesiąca w Ligue 1 po tym jak strzelił dwa gole Troyes, miał asystę z Toulouse i zaliczył kilka innych udanych meczów. Dziennikarz Jean-Sébastien Grond z football.fr wymyślił mu pseudonim „Słońce z Le Mans”.

Janukiewicz: Nie chcę znów być Mikołajem.

W ubiegłym sezonie rywalizował pan z DuŁ¡anem PerniŁ¡em. Czuje się pan zwycięzcą?
– DuŁ¡ana nie ma już w Pogoni, w ubiegłym sezonie rozegrałem od niego więcej meczów, zatem mogę mówić, że okazałem się lepszy. Świadomość, że nie ustępujesz reprezentantowi Słowacji daje potężnego kopa do pracy.

Z PerniŁ¡em był pan podobno w ostrym konflikcie.
– Nieprawda. Zimą doszło pomiędzy nami do kilku utarczek słownych, ale takie rzeczy się zdarzają. Wiosną wszystko wróciło do normy.

Po sprowadzeniu PerniŁ¡a w klubie było ciśnienie, żeby to on grał. Trener Skowronek nie poddał się jednak presji.
– Mam do niego duży szacunek za to, że potrafił obiektywnie ocenić, kto z nas jest lepszy. Bronił ten, który akurat był w lepszej dyspozycji, a nie ten, który miał lepszą przeszłość.

Tekst o powrocie Pawła Brożka do Wisły.

Paweł Brożek lubił czuć zaufanie. Tym, którzy znaleźli do niego wytrych, odwdzięczał się golami. Gdy był jednak tylko jednym z tłumu – gasł. – To, że Brożkowie byli traktowani na specjalnych zasadach, jest taką samą bzdurą, jak to, że Ljuboja ustalał skład Legii. – Skorża wymusza z siebie coś na kształt śmiechu. – Nie rozpieściłem Pawła, ale też nigdy nie miałem zastrzeżeń, co do jego zaangażowania. Wyniki wydolnościowe bliźniaków były specyficzne i fizjolog zawsze przydzielał ich do ostatniej grupy. To oczywiście powodowało, jak to w zespole piłkarskim, żarty i szyderę. Paweł w swoim najlepszym okresie w Wiśle łatwo wygrywał rywalizację o miejsce w składzie. Być może taka sytuacja nie przygotowała go na podjęcie walki o miejsce w składzie na Zachodzie, ale nie jestem zwolennikiem sadzania kogoś na ławce, tylko dlatego, by mu pokazać, kto tu rządzi. U innych trenerów, którzy aż tak go nie hołubili nigdy też tak nie błyszczał. – Znałem kilku takich napastników, którzy potrzebowali podobnego traktowania. Lubili być klepani po plecach, trzeba im było dawać cały czas do zrozumienia, że są akceptowani. Taki był też Maciek Ł»urawski – mówi Marcin Baszczyński.

Najnowsze

Anglia

Błąd Casha doprowadził do gola dla Manchesteru United [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Błąd Casha doprowadził do gola dla Manchesteru United [WIDEO]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama