Zapraszamy na piątkowy przegląd prasy, w którym znajdziecie tym razem wybrane materiały z sześciu tytułów.
FAKT
Boniek dla Faktu: W PZPN nie ma miejsca na prywatę
Kurz opadł, niesmak pozostałâ€¦ – tak ostatnio żartobliwie podsumowałem w gronie znajomych to, co się wydarzyło podczas ostatniego Walnego Zgromadzenia PZPN. Nie zgadzam się, rzecz jasna, z opiniami w rodzaju „Boniek przegrał” czy „opozycja podnosi głowę”. o przedwczesne i nieuzasadnione opinie. Z pewnością garść refleksji, jaką chcę przekazać Czytelnikom Faktu nie jest specjalnie optymistyczna, ale spokojnie, pracujemy dla polskiej piłki, choć nie wszyscy są chyba świadomi tej roboty.
Odrzucam głosy ludzi mówiących, że trzeba było coś ustalać przed posiedzeniem, liczyć „szable”, głosy, itp. W tak jasnej sprawie, jak przyjęcie nowego, nowoczesnego statutu PZPN przecież nie można kupczyć, głosami, prowadzić jakichś gier i gierek. Niestety dla wielu delegatów od merytorycznej dyskusji ważniejszy był krzyk i demagogia na mównicy. Ci sami ludzie, jak choćby szefowie małopolskiego i podlaskiego związku piłki nożnej, panowie Niemiec i Dawidowski, którzy dwa tygodnie wcześniej nie kwestionowali poprawek w projekcie statutu, nagle zamienili się w demagogicznych krytyków.
Szyderka z Wisły Kraków.
Wisła Kraków to najbardziej utytułowany polski klub XXI wieku i nie w tym żadnego przypadku. Kiedyś ściągała najlepszych krajowych piłkarzy i była dream teamem. Potem sprowadzała doświadczonych obcokrajowców. Dziś jest niestety zespołem, który testuje przebierańców i swoimi działaniami ośmiesza się na całą Polskę. Symbolem dzisiejszej Wisły jest to, że na testach w niej przebywa student – amator z Rumunii (rozmowa z Sorinem Oproiescu na dole strony) – Muszę kogoś znaleźć. Sprawdzę każdego, kogo ktoś mi poleci – mówi jej stary-nowy trener Franciszek Smuda (65 l.) i jak zapowiada, tak robi. Wziął już syna swojego kumpla z czwartej ligi niemieckiej, a w kolejce czekają kolejni: facet. który ostatnio kopie w Hongkongu i pomocnik z rezerw Sportingu Braga. Jesteś byłym zawodnikiem, który teraz pracuje na zmywaku w Londynie i cały czas wspomina, jak to fajnie byłoby wrócić do piłki? Nic straconego. Aplikuj do Wisły Kraków, a nuż się uda. W Krakowie jest szansa!\
I rozmowa ze wspomnianym przebierańcem.
Jak się czuje piłkarski oszust z Rumunii?
– Wiem, że piszecie od wczoraj o mnie w mediach, ale nie rozumiem tej całej afery. Ja nie jestem żadnym oszustem!
W internecie krążył film, na którym grasz w piłkę, ale raz jesteś niski, a raz wysoki. I mecz się toczy w Serbii, gdzie nigdy nie grałeś.
– To robota mojego byłego agenta. Takiego cwaniaka, który nie może sobie darować, że być może trafię do Wisły, a on nie dostanie z tego transferu ani grosza. A według prawa te pieniądze mu się nie należą.
Naprawdę wierzysz w to, że możesz coś dać Wiśle?
Sugerujesz, że jestem za słaby?
RZECZPOSPOLITA
Rozmowa z szefem Komisji Licencji Klubowych PZPN – Krzysztofem Sachsem.
Nie ma pan wrażenia, 
że w naszej piłce skończyły się problemy z infrastrukturą, 
a zaczęły z właścicielami klubów?
– Tak stanowczo bym tego nie ujął. Jesteśmy po rewolucji infrastrukturalnej, częściowo wymuszonej przez Euro w Polsce, ale i będącej efektem zwykłego rozwoju. O ile w przeszłości rozpatrując dokumenty licencyjne, często wytykaliśmy klubom zaniedbania na ich stadionach, to dziś tego rodzaju przypadków jest coraz mniej. Ale przyznaję, że gdyby do ekstraklasy awansowały Termalica lub Flota, to takie problemy by się pojawiły. Tyle że teraz łatwiej je rozwiązywać. Termalica tak wzięła sobie do serca nasze uwagi, że spełniła wszystkie warunki, wymagane od klubu ekstraklasy, mimo że ostatecznie walkę o nią przegrała.
Kiedyś mówiło się o naciskach na komisję, dziś takie sytuacje też się zdarzają?
– Nim zostałem szefem Komisji Licencyjnej, pracowałem przez kilka lat w Komisji Odwoławczej. Zostałem z niej usunięty po tym, jak publicznie skrytykowałem decyzję o przyznaniu w skandalicznych okolicznościach licencji Polonii Bytom. W tamtym przypadku nacisk na Komisję Odwoławczą był ewidentny. Dziś sobie czegoś takiego nie wyobrażam.
W przeszłości miewaliśmy wrażenie, że cała ta procedura to fikcja. Prawie zawsze po napisaniu odwołania kluby otrzymywały licencje. Dlatego, że miały poparcie w związku?
– Nie. To była konsekwencja lekceważenia procesu licencyjnego. Do pierwszej instancji kluby przychodziły nieprzygotowane. Jak nie dostały licencji, orientowały się, że to nie żarty i przed posiedzeniem Komisji Odwoławczej większość brakujących dokumentów była uzupełniana. Do niedawna Komisja Licencyjna koncentrowała się przede wszystkim na zaległościach klubów wobec ZUS, urzędu skarbowego czy pracowników. Dziś równie dużą uwagę zwraca się na prognozy finansowe klubów.
GAZETA WYBORCZA
Deniss Rakels na celowniku Cracovii.
To ciekawa postać. Wychował się w biednej rodzinie i piłka nożna otworzyła przed nimi kilka drzwi. W wieku 15 lat zadebiutował w łotewskiej ekstraklasie, a dwa lata później w serwisie uefa.com można było przeczytać, że tylko dzięki genialnemu Rakelsowi trener Metalurgsa Lipawa może marzyć o awansie do trzeciej rundy eliminacji Ligi Europy. Zanim osiągnął pełnoletność, został królem strzelców i zdecydował się na transfer do Zagłębia. – Na Łotwie mieliśmy wobec niego bardzo duże oczekiwania, ale po przeprowadzce do Polski nie zrobił postępu. Nasi trenerzy mieli pretensje, że za wcześnie wyjechał, a skusiły go pieniądze – opowiada Ilia Poliakows z łotewskiej gazety „Diena”. Rakels odżył dopiero ostatnio, na wypożyczeniu w I-ligowym GKS-ie Katowice. W ubiegłym sezonie zdobył 12 bramek, zaliczył też kilka niezłych występów w reprezentacji U-21. Wrócił do Zagłębia i dziś nawet miał wyjechać z drużyną na zgrupowanie do Austrii. Tyle że trener Pavel Hapal podobno nie widzi dla niego miejsca. Dlatego zainteresowała się nim Cracovia. Wzmocnienie ataku powinno być priorytetem dla krakowskiego klubu. Co prawda w I lidze skutecznością popisywał się Vladimir Boljević (15 bramek i tytuł wicekróla strzelców), ale w kadrze nie ma alternatywy dla Czarnogórca. – Cracovia złożyła w sprawie Rakelsa oficjalne zapytanie i na razie nic więcej się nie dzieje – przyznaje Paweł Wojtala, dyrektor sportowy Zagłębia.
Z kolei Wisła ściąga Macedończyka.
Z gratulacjami dzwonił już prezydent macedońskiej federacji i selekcjoner kadry, ale Ostoja Stjepanović umowy z Wisłą jeszcze nie podpisał. – Rozmowy są na dobrej drodze – zapewnia jego agent. Można było odnieść wrażenie, że wszystko jest przesądzone. „Ostoja w nocy ze środy na czwartek podpisał umowę z Wisłą, jednym z największych klubów w Polsce” – informowały macedońskie media, a zawodnik pozował do zdjęć z szalikiem Wisły. Transfer nie jest jednak przesądzony, ale na jego dopięciu zależy obu stronom. Stjepanović nie jest kolejnym anonimowym graczem do testowania, tylko poważnym kandydatem do wzmocnienia Wisły. W poprzednim sezonie był kapitanem Vardara Skopje, który zdobył mistrzostwo Macedonii. Co więcej, w ocenie jego umiejętności zgodni są trener Franciszek Smuda i prezes Jacek Bednarz. Wisła chciała bowiem pozyskać 28-letniego pomocnika zimą, a konkurentem był SSV Jahn Ratyzbona, który prowadził… Smuda. Ostatecznie zawodnik został w Vardarze, ale teraz chce zmienić otoczenie. – Nie przyjechał na testy, tylko rozmawiać z trenerem i działaczami. Nie jest anonimowym graczem, bo występuje w reprezentacji Macedonii i został najlepszym piłkarzem ligi – podkreśla Cedo Gospić, menedżer Stjepanovicia.
SPORT
Działacze Podbeskidzia o zakazie wyjazdu Demjana do Belgii.
Słowak chciał wyjechać do przyszłego klubu już wcześniej, jednak nie otrzymał na to zgody. Kontrakt z „Góralami” ważny ma do niedzieli. – Chcieliśmy, aby zezwolono Robertowi wyjechać na dwa dni do jednego z klubów – przyznaje Michał Karpiński, menedżer Demjana. – Proszę mi powiedzieć, do czego potrzebny jest taki wyjazd? Na wycieczkę? – odpowiada rozczarowany Borecki, który liczył, że król strzelców ekstraklasy zostanie w Podbeskidziu. – Zrobiliśmy wszystko, aby zatrzymać Roberta. Przedstawiliśmy mu niestandardową ofertą nowego kontraktu. Jeśli chodzi o oferty z ekstraklasy była ona najlepsza. Chcieliśmy się z nim związać na trzy lata. Nawet Thierry Henry, kiedy skończyło 30 lat, dostał ofertę tylko rocznej umowy – mówi prezes. Brak zgody na wyjazd oznacza, że Demjan będzie trenował z bielszczanami a w weekend pojedzie z Podbeskidziem na turniej do Zakopanego. – W tygodniu otrzymałem od Demjana odpowiedź, że wszystko jest OK. Tymczasem w środę okazało się, że jedzie do Belgii. Włożyliśmy mnóstwo wysiłku w tę sprawę i jesteśmy bardzo rozczarowani. Kiedy się o tym dowiedziałem, byłem wręcz wściekły, ale pocieszył mnie trener Czesław Michniewicz, który powiedział, że jak jeden napastnik strzelił dla nas 14 bramek, to teraz musimy znaleźć dwóch, którzy strzelą po siedem – opowiada Borecki.
SUPER EXPRESS
Ebi Smolarek: Chcieli mi obciąć kasę o połowę
Po roku odchodzisz z Jagiellonii. Poszło o pieniądze?
– Do 15 czerwca Jagiellonia miała czas, aby określić się, czy podpisujemy nową umowę. Czekałem w Holandii na ruch klubu, ale się nie doczekałem. Mój kontrakt obowiązuje jednak do 30 czerwca, więc 20. tego miesiąca stawiłem się na treningu. Wtedy dowiedziałem się, że nasze drogi muszą się rozejść. Bo nowej propozycji Jagiellonii zaakceptować nie mogłem.
O kwotach pewnie nie będziesz chciał rozmawiać, ale jak to wyglądało w procentach?
– Zgodziłem się na obniżkę o 10 procent. Jagiellonia chciała mi jednak obciąć kontrakt o połowę (nieoficjalnie wiadomo, że Ebi zarabiał nieco ponad 100 tysięcy euro rocznie – przyp. P.K.).
Klub ma jednak swoje argumenty: w całym ligowym sezonie strzeliłeś tylko 4 gole.
– Tak, ale ja też mam swoje. Ile razy zagrałem 90 minut? Dwa razy. Mam na koncie 20 meczów, ale były takie, w których grałem po 3-5 minut. Do statystyk się liczą, ale jakie masz szanse na strzelenie gola, gdy grasz kilkaset sekund? Znam siebie, wiem, że gdybym zagrał te 20 meczów w pierwszym składzie, to 12 bramek zdobyłbym bez problemu.
Gustavo Manduca: Pinto będzie odkryciem Ekstraklasy
Sprowadzenie Pinto do Legii to rzeczywiście strzał w dziesiątkę?
– Tak, grałem z nim trzy lata i stwierdzam, że to jeden z najlepszych pomocników, z jakimi miałem okazję występować. A grałem z nie byle kim, bo choćby z Brazylijczykiem Rivaldo, Portugalczykiem Rui Costą czy Włochem Miccolim. Oczywiście, Pinto nie jest tak dobry jak ta trójka, ale pod względem tego, co daje zespołowi, zasługuje na najwyższe uznanie.
Konkretnie – co może dać Legii?
– Ma fantastyczną lewą nogę i coś, co jest bardzo rzadkie u pomocników, czyli pełną równowagę: jest równie dobry w ofensywie, jak w defensywie.
Może być odkryciem Ekstraklasy?
– Jasne, że może. To chłopak, który z APOEL-em pięć razy wygrywał mistrzostwo Cypru i dwa razy grał w Lidze Mistrzów. Wystarczy przypomnieć mecze z Wisłą Kraków u siebie, w walce o Champions League, czy potem z Zenitem albo z Olympique Lyon. Helio Pinto w tych spotkaniach pokazywał się z bardzo dobrej strony. Tylko żebyśmy się dobrze zrozumieli. To nie jest demon szybkości, który przedryluje połowę drużyny rywala i strzeli gola. Jego siłą jest praca dla zespołu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Standard Liege chce Du١ana Kuciaka.
Zaproponował za transfer 2 mln euro. Legia się zgodziła, ale bramkarz ofertę odrzucił. Standard Liege jest bardzo zdeterminowany, by pozyskać Kuciaka. W Austrii przebywa menedżer Dudu Dahan, który przybył z misją przekonania Słowaka do zmiany klubu. Kuciak nie zdecydował się jednak na transfer. – Mam tu jeszcze rok kontraktu – stwierdził. W jego umowie jest jednak klauzula przedłużenia jej o dwa lata – jednostronnie przez klub. Legia postanowiła z niej skorzystać, dlatego od klubów, które zgłaszają się po jej bramkarza, żąda sporych pieniędzy . Kuciak raczej zostanie na Łazienkowskiej, ale z drugiej strony mistrzowie Polski wyhamowali na rynku transferowym. Liczą, że sprawdzi się Raul Bravo i zostanie w Warszawie. W takim przypadku pozyskanie jeszcze jednego stopera powinno wystarczyć. Numerem jeden na liście jest Dosa Junior z AEL-u Limassol. Wprawdzie ma dostać propozycję z jednego z klubów rosyjskich, ale zawodnik jest zdecydowany na przeprowadzkę do Warszawy. Problem w tym, że oferta Legii nie satysfakcjonuje Cypryjczyków.
Rozmówka z Fabianem Burdenskim.
Podziękował pan już tacie, że zna się z Franciszkiem Smudą i w ten sposób trafił pan z czwartej ligi niemieckiej do jednego z najlepszych polskich klubów?
– A dlaczego miałbym dziękować? Moje przejście do Wisły nie ma nic wspólnego ze znajomościami mojego ojca lub trenera Smudy. Trener Smuda już wcześniej mnie obserwował. Teraz złożył ofertę, bo chciał mnie w swojej drużynie. Dostałem propozycję, którą przyjąłem i od teraz jestem zawodnikiem Wisły.
Abstrahując od znajomości pana ojca i Smudy, to jednak transfer z 4. Bundesligi do ekstraklasy nie jest czymś oczywistym. Co Fabian Burdenski może dać Wiśle Kraków
– Przede wszystkim jestem bardzo ambitnym piłkarzem. Jestem bardzo dobry kondycyjnie i bardzo dobrze radzę sobie w pojedynkach powietrznych. Czyli typowe niemieckie walory. Środek pomocy to moja pozycja i mam nadzieję, że pokażę to też kibicom w Krakowie.
Chyba ten środek pomocy panu nie leży, skoro w minionym sezonie w czwartej lidze niemieckiej w 26 meczach nie miał pan ani gola, ani asysty.
– Bo grałem jako defensywny pomocnik. W Magdeburgu graliśmy w ustawieniu 1-4-5-1, gdzie ja miałem najwięcej zadań w obronie ze wszystkich zawodników środa pola. Trener kazał mi głównie asekurować pozostałych pomocników i idących do przodu obrońców. Miałem inne zadania niż strzelanie goli.
I Sebino Plaku o transferze do Śląska.
Mógł pan grać w innym klubie niż w Śląsku?
– Miałem propozycję z chorwackiego HNK Rijeka, który także zajął w swojej lidze trzecie miejsce i awansował do europejskich pucharów. Ale trener Stanislav Levy przekonał mnie, że jeśli chcę zmieniać klub, Wrocław będzie lepszym wyborem. Poza tym, Śląsk był szybki i konkretny. Kontaktował się bezpośrednio ze mną. Nie było odwlekania rozmów na koniec sezonu. Trwały rozgrywki, kiedy zaproszono mnie na testy do Wrocławia. Byłem na meczu z Lechem Poznań.
Musi pan mieć dobre wspomnienia z pracy z trenerem Levym w Albanii, skoro go pan posłuchał.
– Kiedy przyjechał do Albanii, zmienił w Skenderbeu treningi, sposób myślenia. Po przyjściu do jego drużyny poczułem się jak profesjonalista.
Wcześniej pan nim nie był?
– Byłem! Tylko pod jego kierunkiem klub i drużyna zaczęły przypominać mniej więcej to, z czym spotkałem się grając w Norwegii. U niego nie ma żadnych układów, grania za nazwisko. Daje szansę temu, kto pracuje na treningach i w meczu.