Klasyfikacja najlepszych prawych skrzydłowych to chyba jedyna w naszym rankingu, w której nie znalazł się piłkarz Legii. Tutaj zdecydowanie dominował Waldemar Sobota, ale gdyby Gergo Lovrencsics nie olał prawie całej rundy jesiennej, to pewnie zdecydowanie wygrałby w naszym rankingu.

1. WALDEMAR SOBOTA
Obok Sebastiana Mili, najlepszy w ekipie Śląska. Kiedy trzy lata temu stawiał w Ekstraklasie pierwsze kroki, był królem chaosu. Trochę nieporadny w rozegraniu piłki, jakby zestresowany, ale szybki. Wyjątkowo szybki. W poprzednim sezonie był jednak najwszechstronniejszy w szeregach wrocławian, jeśli chodzi o zawodników występujących w ofensywie. Często zmieniał pozycje, atakując nie tylko z prawego skrzydła. Robił przewagę, gdy schodził do środka, a jak już zbłądził gdzieś z lewej strony, mijał zwodem rywala i ładował z dystansu, po długim słupku. Kilka takich bramek już mu wpadło.
2. GERGO LOVRENCSICS
Do Ekstraklasy wkroczył z przytupem, ale zapału wystarczyło mu tylko na pierwszą kolejkę. Lech przejechał czwórką, a Gergo do strzelonego gola dołożył dwie asysty. Później, jeśli grał, to cieniował, wyraźnie brakowało mu tlenu, a irytujący brak precyzji sugerował, że być może wcale nie jest tak dobry, jak się początkowo wydawało. Ł»e jest po prostu pomyłką, a jedyne, co wyróżnia go na plus, to krzywy irokez. I na początku kwietnia, kiedy powoli zabieraliśmy się do postawienia na nim krzyżyka, kiedy Rumak głośno zastanawiał się nad tym, czy nie zwrócić go do Lombardu, Lovrencsics znów wrócił z przytupem. Tym razem nie raz, a do końca sezonu. Pięć goli (nie byle jakich), dwie asysty.
3. DANI QUINTANA
Wyłowiony z 3. ligi hiszpańskiej przez Cracovię, która zaprosiła go na testy. Do Krakowa nie dojechał, bo przechwyciła go Jagiellonia, na dzień dobry gwarantując półroczny kontrakt z opcją przedłużenia. Wystarczyło wideo na youtube. Tyle że w przeciwieństwie do wiślackiego Sorina, Quintana naprawdę potrafi grać w piłkę – a precyzyjniej: grać piłką. Szybki zwód, dużo widzi, prostopadła piłka chodzi, aż miło. Poda, strzeli, zrobi przewagę. Niby trochę futsalowiec, niby cztery gole i trzy asysty w ciągu rundy to nie jest oszałamiający wynik, ale akurat po nim widać jakość. Przykład? Kapitalne zawody z Lechem, gdy przerastał pozostałych zawodników o dwie klasy, a jednak lepsza tego dnia Jagiellonia i tak przegrała. Białystok jest dla Hiszpana za ciasny.
4. SZYMON PAWŁOWSKI
Tak się zasiedział w Lubinie, że z młodego i wiecznie utalentowanego Szymka, stał się już panem Szymonem, lat 27. I oprócz mistrzostwa, tego z czasów Czesława Michniewicza, w który zresztą wkład miał symboliczny, przez sześć następnych sezonów nie wygrał niczego, bo awansu do Ekstraklasy – w przypadku Zagłębia – za sukces nie uważamy. Szkoda, bo talentu miał na coś więcej. Romansował z Herthą – nie wyszło, ostatecznie trafi do Lecha. Jeśli tam nie odpali i nie stanie się jedną z gwiazd ligi – taką, która świeci przez przynajmniej 25 kolejek, nie pięć – to za kilka lat, jak skończy karierę, będziemy o nim pisać głównie w kategoriach piłkarzy zmarnowanych.
5. PAWEŁ WSZOŁEK
Niekwestionowany bohater pierwszych meczów rundy jesiennej, gdy w parze z Łukaszem Teodorczykiem karcili ligowe defensywy. Po 9. kolejce Wszołek miał świetne liczby – pięć goli i pięć asyst, do tego na rozkładzie kilku bocznych obrońców, którzy nabierali się na ten charakterystyczny „pijany” zwód. W przerwie zimowej dwukrotnie układał się z Hannoverem, ale czując się jak prostytutka sprzedawana na Zachód, do samolotu ostatecznie nie wsiadł. Forma z jesieni zjechała do zajezdni, a zamiast po jednym z kilku boisk treningowych w Niemczech, hasał w Markach po trawniku, który ostatni raz kosiarki uświadczył w 1979 roku. W skrócie: kapitalna pierwsza runda, druga zaś beznadziejna, momentami wręcz żenująca. Aha – i tak wyjechał na Zachód…
6. ŁUKASZ MADEJ
Kilku piłkarzy Bełchatowa zaliczyło bardzo udaną rundę, ale nie założylibyśmy się o coś więcej, niż piwo, czy są w stanie tę formę powtórzyć w kolejnym sezonie. Bliźniaki, Kamil Wacławczyk, Emilijus Zubas, Seweryn Michalski, Maciej Wilusz, Adrian Basta. A Madej od dłuższego czasu grał co najmniej dobrze – czy to w mistrzowskim Śląsku, czy w nierównym GKS-ie. Teraz przeprowadzi się do Zabrza, gdzie wiosną forma skrzydłowych była sporym rozczarowaniem. Naszym zdaniem będzie istotnym elementem taktycznych puzzli trenera Nawałki, zresztą mamy nieodparte wrażenie, że ta myśl, faken, została już zapisana. Bo mistrz Europy U-18 z 2001 roku wciąż plącze się w czubie klasyfikacji najlepszych skrzydłowych ligi, mimo że czas nie stoi w miejscu.
7. RICARDINHO
Wypromował się na tyle, że z Gdańska wyciągnął go mołdawski Sheriff. Nie ma w tym zdaniu jakiejś ukrytej metafory, nie doszukujcie się choćby oparów szydery. Tutaj grał na fajnym stadionie, tam będzie miał rewelacyjne warunki do trenowania. Lechię dopingowało na żywo kilka-kilkanaście tysięcy ludzi, tam od kilkuset do – od święta – kilku (naprawdę kilku: dwóch-trzech) tysięcy. A skoro przy tysiącach jesteśmy – lepiej płacą w Mołdawii, dlatego wybór Ricardinho ani nas nie szokuje, ani nie dziwi. Skoro chciał, to poszedł. Jesienią miał Razacka, wiosną Deleu – bez któregoś z nich był niczym dziecko we mgle. Doceniamy nieszablonowe zagrania (przewrotki, nożyce, piętki), ale dostrzegamy ewidentne braki (taktyka leży i kwiczy). Na swoją połowę wracał tak często, jak do Brazylii.
8. MATEJ IZVOLT
Początkowo mieliśmy go tu wcisnąć w pakiecie z Pavolem Cicmanem. W zasadzie dwa razy więcej grał Izvolt, ale bardziej efektowny był Cicman. Ten, co na prawym skrzydle wsiadał na skuter, zapraszał sympatycznym gestem do akcji Damiana Zbozienia, po czym jechał sam na trzech przeciwników. Raz tracił, raz nie. Chaos, ale w tym szaleństwie była (jest?) metoda. Izvolt sprawiał jednak wrażenie dojrzalszego, choć jest od swojego rodaka młodszy o rok. Więcej daje drużynie, jeśli chodzi o ustawianie się, lepiej i przede wszystkim chętniej broni. Znamy takich, którzy nie rozróżniają jednego od drugiego, czemu w sumie ciężko się dziwić. Drugi sezon w Ekstraklasie dokładniej usadzi ich w klasyfikacji najlepszych skrzydłowych.
9.DAMIAN CHMIEL
Nie tylko życiówce Roberta Demjana bielszczanie zawdzięczają swój dalszy ekstraklasowy żywot. Taki Fabian Pawela (jego wyróżniliśmy wśród ofensywnych pomocników) czy właśnie Damian Chmiel – mogą bez skrępowania stawać ze Słowakiem w jednym rzędzie. Co to za Chmiel? Co on osiągnął? To sześć goli plus pięć asyst, bez których jesienią byłyby Niepołomice i inne Chojnice, zamiast Warszawy czy Poznania. Dobrze wykonywał stałe fragmenty, dysponuje porządną wrzutką – taką, co na głowie pierwszego obrońcy ląduje raz na pięć prób, a nie w odwrotnych proporcjach, jak u jego vis a vis, czyli szybszego niż wiatr Piotra Malinowskiego.
10. PAWEŁ OLKOWSKI
Skoro dobrze grał Michal Bemben, to Olkowskiego przesunęli wyżej, na prawe skrzydło. I chyba ta zmiana trochę mu zaszkodziła. Miał mniej miejsca, żeby się rozpędzić i nabrać prędkości, za to oczekiwano od niego wymiernych efektów. Konkretnych liczb, o które nie jest łatwo, gdy dośrodkowania najczęściej przelatują ponad głową wysuniętego napastnika. Grę tego piłkarza najprościej byłoby scharakteryzować w ten sposób: im bliżej bramki, tym gorsze decyzje. Cały sezon w pierwszym składzie, gola brak, asysty dwie. Mało. Za mało, by ktoś tego lata wyciągnął go z Zabrza. A przecież jeszcze rok temu jego nazwisko łączono z niemieckimi klubami…








