Kadra Brazylii to – patrząc na ostatnie lata – jedna z najbardziej krytykowanych reprezentacji przez własnych kibiców. Jeśli jednak „Canarinhos” pokażą za rok taki futbol, jak dzisiaj, przeciwko Włochom, a Neymar podtrzyma swoją obecną formę, to… Hiszpanie mogą się zacząć obawiać. Bo Brazylijczycy pod wodzą Scolariego grają po prostu koncertowo, a dzisiejsza wygrana z Włochami była tylko tego potwierdzeniem.
Już pierwsze minuty zwiastowały nam, że czeka nas fenomenalny spektakl. Zawodnicy Cesare Prandellego mieli olbrzymi problem z opuszczeniem własnej połowy, a Brazylia grała swoje. Potem tempo na moment siadło, więc Włosi skupili się na wycinaniu Neymara, co pośrednio doprowadziło do ich klęski. Ten postanowił się bowiem zemścić na Ignazio Abate, rozwalając mu bark (albo obojczyk) i wykluczając z dalszej gry, co zmusiło Prandellego do przeprowadzenia drugiej zmiany już w 30. minucie. Brazylijczycy w pierwszej połowie nie rzucili się już jednak rywalom do gardeł i strzelili tylko jedną bramkę. Do szatni.
Po przerwie obejrzeliśmy natomiast prawdziwą „goleadę”. Drugą połowę Brazylia rozegrała bowiem typowo po… brazylijsku. Czyli z błędami w kryciu (pierwsza rzecz do poprawy przed mundialem) i pełnej fantazji w ataku. Genialne spotkanie, jak zwykle, rozegrał Neymar, który z każdym kolejnym meczem pracuje na wytrącenie swoim przeciwnikom wszelkich argumentów. Dziś oczywiście można się czepiać, że przy jego cudownym golu z wolnego źle ustawił się Buffon (klasyczny „przyroś”), ale to raczej szukanie dziury z całym, bo uderzenie było po prostu perfekcyjne. Tak samo ciężko mieć pretensje do obrońców Scolariego za bramkę Giaccheriniego, bo asysta Balotellego piętką była po prostu najwyższej klasy. To trzeba zobaczyć…
Mamy jedynie dylemat związany z piłkarzem meczu. Janusze z TVP oczywiście wybrali Neymara (choć większość ponoć głosowała na Lewandowskiego), ale naszym zdaniem na wyróżnienie zasłużył przede wszystkim Marcelo. Fakt, że obrońca Realu zaliczył na boku sporo strat, ale jego rajdy i ta charakterystyczna nieustępliwość sprawiają, że nie ma dziś na świecie lepszego lewego obrońcy. Chyba w końcu Brazylia doczekała się godnego następcy Roberto Carlosa…
I na koniec ciekawostka – Oscar, który był dziś przez większość czasu niewidoczny, rozegrał w tym sezonie… 78 meczów. Inny poziom.