Wiele razy już widzieliśmy bardzo słabą grającą reprezentację Argentyny. W eliminacjach do mundialu tak często, że aż zaczęliśmy się przyzwyczajać do degrengolady panującej w tej drużynie oraz wokół niej. Obok kolejnych męczących meczów Albicelestes dało się w pewnym momencie przechodzić obojętnie. No ale to, co zaprezentowali wczoraj naprawdę woła już o pomstę do nieba.
Co trzeba zrobić, żeby wreszcie ekipa Jorge Sampaolego zaczęła grać na miarę swoich możliwości? Wczoraj stwierdziliśmy, że „święty Boże im nie pomoże”, ale jeden człowiek jednak mógłby to zrobić. Na imię mu Lionel, na nazwisko Messi, który nie zagrał zarówno w meczu z Włochami, jak i wczoraj z Hiszpanią. Odczuwamy jednak gigantyczny dysonans pomiędzy tymi potyczkami, wszak w piątek Argetyńczycy potrafili zdominować przeciwników i w ostatnim kwadransie zapakować im dwie sztuki. Generalnie wyglądali lepiej, a świetną robotę wykonywali choćby Ever Banega oraz Di Maria. Wczoraj zabrakło tylko tego drugiego, choć i pomocnik Sevilli grał tak, że trzeba było go szukać z lupą. Angela nie wystąpił zaś przez kontuzję, El Loquito nie chciał też ryzykować zdrowiem gwiazdora Barcelony. W efekcie przez większość meczu wyglądało to tak, jakby Albicelestes byli zbieraniną przypadkowych ludzi, którzy w ogóle nie potrafią się między sobą porozumieć na boisku.
Otrzymaliśmy zatem kolejne dobitne dowody na to, iż ta ekipa zależy przede wszystkim od indywidualności. To żadne odkrycie Ameryki, ale jednak właśnie po to ściągano na stołek trenerski Jorge Sampaolego, by wreszcie stworzył tam dobrze funkcjonujący organizm, lecz nawet on nie potrafi tego zrobić. Ale żeby też nie było – nie kierujemy tego zarzutu tylko wobec byłego szkoleniowca Sevilli, wszak z podobnymi kłopotami nieskutecznie zmagali się także Edgardo Bauza, Tata Martino oraz Alejandro Sabella.
Nie ma się co dziwić, że niczym bumerang co chwilę powraca temat tak zwanej „Messidependencji”. Termin ten został co prawda uknuty przez kibiców Barcelony, kiedy to ładował zdecydowaną większość bramek Blaugrany we wszystkich rozgrywkach, a jego koledzy strzelali 4-5 razy mniej. Z perspektywy czasu możemy jednak powiedzieć, iż Argentyna cierpi na tę przypadłość znacznie bardziej, ponieważ kiedy tylko jej as zaniemoże, sypie się gra całej ekipy.
Wyniki mówią w tej kwestii wszystko, zatem zerknijmy na wszystkie te spotkania, w których Leo zagrać nie mógł:
27.03.18 – 1:6 z Hiszpanią
23.03.18 – 2:0 z Włochami
14.11.17 – 2:4 z Nigerią
13.06.17 – 6:0 z Singapurem
28.03.17 – 0:2 z Boliwią
12.10.16 – 0:1 z Paragwajem
07.10.16 – 2:2 z Peru
07.09.16 – 2:2 z Wenezuelą
07.06.16 – 2:1 z Chile
17.11.15 – 1:0 z Kolumbią
14.11.15 – 1:1 z Brazylią
14.10.15 – 0:0 z Paragwajem
09.10.15 – 0:2 z Ekwadorem
Cofnęliśmy się w czasie dość daleko, ale to tylko świadczy na korzyść tezy, iż bez Messiego Argentyna traci wiele na swojej wartości. Zdecydowanie zbyt wiele, wszak przecież – patrząc na nazwiska – nie jest to drużyna złożona z jednej gwiazdy i dwudziestu anonimów. A jednak okazuje się, że praktycznie tak to wygląda. Bilans 4-4-5 jest bardzo słaby, tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę, iż dwa z czterech zwycięstw zostały odniesione w sparingach, z czego jeden z nich to mecz z Singapurem. Tak naprawdę więc, z satysfakcjonujących wyników, otrzymujemy tylko dwa ze spotkań o stawkę (z Kolumbią i Chile).
Wczoraj dobrze to ujął Bartłomiej Rabij na twitterze: – „Genialny komentarz z Brazylii. Jeśli Argentyna wygra mundial, to Messi powinien dostać dwa złote medale, także w podnoszeniu ciężarów za dźwiganie na plecach 22 ludzi”.
Zastanówmy się więc w tej chwili jak głupie ze strony argentyńskich kibiców było ich zachowanie, kiedy oskarżali Leo o to, że meczach reprezentacji nie stara się tak jak w Barcelonie. Że brakuje mu motywacji, że jeśli faktycznie jest najlepszy na świecie, to powinien wreszcie poprowadzić Argentynę do wielkiego triumfu międzynarodowego, a przecież miał już do tego aż trzy okazje – dwa razy w Copa America oraz raz na mundialu. Wszystko tu było błędne – i same założenia, i ich podejście do Messiego, wszak, jak widzimy dzięki powyższemu zestawieniu, dopiero bez niego Albicelestes wpadają w naprawdę wielkie kryzysy. A przecież było blisko, aby Leo nawet zrezygnował z gry w drużynie narodowej, ponieważ nie dawał już rady dźwigać ogromnej presji, ewidentnie wykraczającej poza jego ludzkie możliwości.
Pudłował Higuain? Wina Messiego. Sytuację marnował Aguero? Wina Messiego. Dybala nie wiedział po co w ogóle znajduje się na boisku? Wina Messiego. Di Maria lub Banega dośrodkowują w okolice satelitów słonecznych? Wina Messiego. Zupełnie jakby futbol był sportem indywidualnym niczym tenis. Oczywiście, wielkie oczekiwania wobec wybitnych piłkarzy to coś normalnego, tak samo jest przecież z Cristiano w Portugalii czy nawet u nas względem Lewandowskiego, ale jednak tylko w Argentynie kibice zwariowali aż tak bardzo, by jedynie swoją największą gwiazdę obarczyć winą. Na ich szczęście obie strony potrafiły się w miarę szybko dogadać, ludzie zreflektowali się, iż grubo przeginali, media zresztą podobnie i po krótkim kryzysie Leo wrócił na swoje miejsce.
Sampaoli wielokrotnie podkreślał, że stara się budować zespół wokół gwiazdora Barcelony, ale im dłużej ten rzekomy proces trwa, tym bardziej śmiemy wątpić w słuszność takiego postępowania. Jasne, kiedy ma się u siebie z drużynie kogoś o takich możliwościach trzeba stworzyć mu warunki do jak najlepszego funkcjonowania, aczkolwiek na dziś wygląda to zupełnie inaczej – kiedy Messi jest obecny w meczu gra się pod niego i jakoś to idzie. Natomiast w momencie, gdy z jakiegoś powodu wystąpić nie może, wszyscy są ewidentnie zagubieni, bo nie istnieje praktycznie żaden plan na to jak dałoby się sprawnie funkcjonować również bez niego.
Jest w tym tylko jeszcze jedno „ale” – trzeba mieć świadomość, że nie tylko w ofensywie Albicelestes mają problemy i wczoraj również to zostało kompletnie obnażone. Hiszpanie punktowali boleśnie punktowali praktycznie każdy najdrobniejszą pomyłkę swoich rywali w defensywie i akurat ten aspekt trudno jakkolwiek podciągnąć pod nieobecność La Pulgi. Panika, wynikająca z braku lidera? Nie no, nie ma takiej opcji. Fatalne krycie autorstwa Bustosa pokazuje raczej braki w jego warsztacie, z kolei zagranie Otamendiego, przy wyprowadzaniu piłki wprost na biegnącego w na niego oponenta, to efekt absurdalnego wręcz braku koncentracji w stosunkowo łatwej sytuacji.
No i niby jak tutaj miałby pomóc Messi? Nie, to już robota dla nikogo więcej jak tylko Sampaolego, który zamiast kolejnych testów a’la ten wczorajszy z Bustosem powinien wreszcie jakkolwiek ustabilizować defensywę, bo na razie chyba zbyt ochoczo miesza zarówno personaliami, jak i samymi formacjami. Pod tym względem czasem trudno się dziwić obrońcom, kiedy popełniają błędy wynikające z niezrozumienia systemu. Natomiast takich jak wyżej wymienione, indywidualne, nie usprawiedliwia już praktycznie nic.
Reasumując – co trzeba poprawić w reprezentacji Argentyny? Przekornie wypadałoby odpowiedzieć, że wszystko… Na pewno powrót Leo do gry w kolejnych meczach sprawi, iż jego koledzy z boiska zaprezentują większą jakość, ale jeśli w dalszym ciągu tylko na tym będzie się opierała koncepcja Sampaolego na tę drużynę, to trudno wróżyć jej jakikolwiek sukces. Uzależnienie od Messiego robi się już bowiem toksyczne, a efekty detoksu w meczach bez niego są tragiczne i wyniszczające. A czasu do mundialu zostało niebezpiecznie mało…
Fot. NewsPix.pl