Trochę współczujemy Rosjanom, bo grają co prawda z kozakami – ostatnio Hiszpania, Argentyna, teraz Brazylia – ale co z tego? Mówimy tylko o meczach towarzyskich, w których emocji brak, a zaangażowanie przeciwników nie zawsze jest najwyższych lotów. Przykładowo dzisiaj Brazylia grała poprawnie, ale długimi momentami nie myślała, by szczególnie się przemęczać. Co nie znaczy, że nasi wschodni sąsiedzi nie dostali solidnego łomotu.
Zacznijmy od pochwał dla drużyny Czerczesowa, bo pierwszą połowę miała naprawdę dobrą. Otóż gospodarze przede wszystkim skupili się na obronie i całkiem nieźle im to wychodziło. Szybko wracali do defensywy, potrafili się dobrze ustawić, co zresztą przełożyło się na stosunkowo małą liczbę sytuacji „Kanarków”. Na dodatek w ataku też było nieźle, bo kilka razy zagrozili bramce Alissona. Najpierw wykorzystali błąd Daniego Alvesa, który stracił piłkę w środkowej części boiska, co zaowocowało kontrą. Pewnie można było ją rozegrać lepiej, ale strzał Samiedowa z dystansu i tak można zapisać po stronie plusów. Następnie obok bramki z dystansu uderzał Zobnin. Najgroźniejsza była jednak akcja pary Smołow-Miranczuk. Ten pierwszy dośrodkował, a drugi oddał strzał… niecelny strzał. Nie chcemy piłkarza Lokomotiwu Moskwa wielce ganić, ale w tej sytuacji powinien zachować się nieco lepiej.
Goście dyktowali tempo, tyle że początkowo wiele z tego nie wynikało. Oczywiście mieli wysoki wskaźnik posiadania piłki, lecz groźnych sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo. Bo co innego powiedzieć, jeśli – przez trzy kwadranse – dwa kiepskie uderzenia oddał Willian? Nieco lepszy strzał dołożył Coutinho, ale tutaj Akinfiejew również nie miał wielkich problemów z interwencją. Natomiast próba Douglasa Costy zakończyła się jeszcze gorzej, bo piłka wylądowała w bocznej siatce. Generalnie słabiutko.
Na szczęście – bo trochę wynudziliśmy się w pierwszej części – w drugiej połowie Brazylijczycy wrzucili wyższy bieg. I długo nie trzeba było czekać, a bramkarz gospodarzy wyciągał piłkę z siatki. Szczególnie aktywny był Paulinho, który znalazł się w sytuacji sam na sam, po tym jak świetnie dograł mu Willian. Pomocnik Barcelony nie zachował jednak zimnej krwi i strzelił w środek bramki. Chwilę później mieliśmy kopię tej sytuacji – kolejne pudło Paulinho. Za trzecim razem skończyło się już rzutem karnym, bo 29-latka nieprzepisowo zatrzymywał Gołowin. Jedenastkę na bramkę zamienił Coutinho. Co ciekawe, był też czwarty raz i tym razem były zawodnik ŁKS-u wpisał się na listę strzelców, ćhoć trzeba zaznaczyć, że tym razem gola zdobyć musiał, bo inaczej musielibyśmy przypomnieć legendarne pudło Miłosza Przybeckiego.
Rosjanie starali się do końca, ale po przyspieszeniu Brazylijczyków niewiele już mogli. Najlepiej świadczy o tym fakt, że ich najlepszym piłkarzem był bramkarz, który i tak trzykrotnie skapitulował. Przy żadnej jednak nie miał szans, bo winić go za sytuację, w której bramkę zdobył Miranda nie zamierzamy. Akinfiejew dobrze, ale pechowo interweniował po mocnym strzale głową Thiago Silvy, gdyż futbolówka wpadła pod nogi Mirandy i ten nie miał już problemów, by skierować ją do bramki.
Bez wątpienia Rosjanie zasłużyli dzisiaj na bramkę, bo parę groźnych okazji mieli. Miranda i Thiago Silva dwukrotnie ratowali swoją drużynę w ofiarny sposób. Ten pierwszy wybijał nawet piłkę z linii bramkowej. Tak więc bramka owszem, ale o zwycięstwie, a nawet remisie gospodarze mundialu mogli tylko pomarzyć. Co tutaj dużo mówić – Brazylia była drużyną zdecydowanie lepszą w każdym aspekcie piłkarskiego rzemiosła.
Rosja – Brazylia 0:3 (0:0)
0:1 Miranda 53′
0:2 Coutinho 62′
0:3 Paulinho 66′
fot. NewsPix.pl