Ten mecz z pewnością nie przejdzie do historii Ligi Mistrzów. Emocji było w nim tyle, co kot napłakał, dobrych sytuacji jeszcze mniej. Piłkarze Romy i Szachtara Donieck stworzyli dziś bardzo przeciętne widowisko, dużo gorsze niż w pierwszym spotkaniu i w gruncie rzeczy najchętniej wypisalibyśmy z rozgrywek jednych i drugich. Zasady są jednak takie, że któraś drużyna musiała awansować. No i koniec końców padło na gospodarzy.
Roma mecz zaczęła zgodnie z przewidywaniami. Już pierwsza akcja gospodarzy przyniosła celny, choć całkowicie niegroźny strzał. Po dziesięciu minutach coś jednak siadło, a Roma mocno spuściła z tonu. Dla Szachtaru była to woda na młyn. Goście z Doniecka mieli pod pełną kontrolą wszystko, co działo się na boisku. Sami co prawda nie potrafili stworzyć pod bramką Alissona żadnego zagrożenia, ale wynik w końcu przemawiał na ich korzyć. To nie oni musieli forsować tempo i za wszelką cenę dążyć do strzelenia gola.
Być może to tej odrobiny ryzyka w ostatecznym rozrachunku Szachtarowi zabrakło. Być może w pierwszej połowie „Górnicy” powinni byli ruszyć trochę odważniej i spróbować postawić Romę pod ścianą. Gospodarze ogólnie prezentowali się solidnie, ale mimo wszystko byli do ukłucia. Ataki Szachtara były jednak bardzo nieśmiałe, a największe zagrożenie stwarzał po indywidualnych błędach piłkarzy rzymskiego klubu. W 33. minucie Fazio zanotował prostą stratę blisko własnej bramki, ale szczęśliwie udało mu się dogonić Ferreyrę i zażegnać zagrożenie. Napastnik Szachtara irytował też zresztą w innych sytuacjach. Sprawiał wrażenie mocno rozkojarzonego, a problemy sprawiało mu przyjęcie nawet najprostszego podania. Inna sprawa, że szansy na pokazanie pełni swoich możliwości tak naprawdę nie dostał.
Gospodarze przez zdecydowaną większość pierwszej połowy nie mieli po prostu pomysłu na to, jak dobrać się do dobrze ustawionej drużyny Fonseki. Obrona Szachtara grała bardzo wysoko, co rusz łapiąc rywali na spalonym i generalnie trzymając grę daleko od własnej bramki. Piłkarze Romy próbowali strzałów z dystansu, ale powiedzieć, że któraś z tych prób była groźna, to skłamać w żywe oczy.
To, co nie udawało się do przerwy, wyszło Romie na początku drugiej połowy. W 52. minucie Kevin Strootman spod linii środkowej boiska posłał genialną piłkę za plecy obrońców gości prosto do Edina Dzeko. Bośniak wyszedł sam na sam z Piatowem i płaskim strzałem tylko dopełnił formalności.
Druga część meczu w wykonaniu podopiecznych Eusebio Di Francesco była o niebo lepsza od pierwszej. Świadomość, że szansa na ćwierćfinał wymyka im się z rąk najwidoczniej podziałała mobilizująco, bo piłkarze Romy zaczęli walczyć z dużo większą zażartością, dużo mocniej naciskali na rywali i po prostu jeździli na dupach. Wszędobylski i skuteczny był Nainggolan, po profesorsku grał De Rossi, na lewej stronie nie odpuszczał Kolarov, a Dzeko notorycznie nękał Ordeca i Rakickiego.
Szachtar, jakby dla odmiany, nie potrafił złapać właściwego rytmu. Stracony gol chyba trochę podłamał „Górników”, którzy oddali Romie inicjatywę i praktycznie przestali atakować. Gwoździem do trumny okazał się dla nich faul Ordeca na wychodzącym na czystą pozycję Dzeko, po którym ukraiński stoper wyleciał z boiska. Chwilę później na boisku doszło do małej szamotaniny. Jej prowodyrem był sfrustrowany własną nieudolnością Ferreyra, który postanowił wyżyć się na chłopcu do podawania piłek, wyrzucając go po chamsku za bandę. Za swoje zachowanie Argentyńczyk zobaczył żółtą kartkę, ale ciężko uznać to za adekwatną karę.
Piłkarze Fonseki trochę więcej animuszu nabrali dopiero w ostatnich minutach spotkania. Nie napiszemy, że wynik gonili w desperacki sposób, ale chęci tez nie zamierzamy odbierać. W ostatniej minucie doliczonego czasu gry ładną akcję przeprowadził Ismaily, który na lewej stronie ograł dwóch piłkarzy Romy, wpadł w pole karne, oddał piłkę partnerowi, ale ten posłał mu fatalne podanie zwrotne. Chwilę później było już po wszystkim.
Ogólnie rzecz biorąc mecz nie należał do przesadnie emocjonujących. Więcej było kalkulacji i wyrachowania niż ostrej walki o wymarzony dla obu ekip awans do kolejnej rundy. Wysoką cenę zapłacili za to zawodnicy Szachtara, którzy byli bardzo blisko celu, ale jedna chwila gapiostwa przechyliła szalę na ich niekorzyść. Roma? Dziś wygrała zasłużenie, bo chciała tego ciut bardziej. Teraz czas na poważniejsze wyzwania.
AS Roma 1:0 Szachtar Donieck
52′ – Edin Dzeko