W trakcie weekendu w mediach, wśród kibiców oraz graczy „Fantasy Premier League” zawrzało, gdy na jaw wyszła informacja o kontuzji Sergio Aguero. W normalnym klubie – i jest to komplement – strata kluczowego snajpera mogłaby być tragiczna w skutkach. W przypadku Manchesteru City nie możemy jednak mówić o takim zjawisku, bo nawet gdy Kun zmaga się z problemami zdrowotnymi, jego koledzy potrafią zagrać tak, aby nikt nie poczuł różnicy.
Przede wszystkim zwróćmy uwagę na fantastyczną statystykę – już pięciu zawodników Obywateli strzeliło w tym sezonie ponad 10 goli. Za chwilę do tego grona dołączy David Silva, który dziś rozpoczął zabawę już w 10. minucie. To nie była jakaś wybitnie piękna akcja. Efektywna natomiast zabójczo, bo najpierw prostopadłe podanie do Sterlinga ominęło czterech graczy Stoke, a potem Anglik z łatwością dośrodkował po ziemi do wbiegającego w szesnastkę Hiszpana. No i bach, uderzył z łatwością pokonując Butlanda. Tak to jest, jeśli kryje się nawet nie na radar, tylko przy pomocy zepsutej busoli.
Ogólnie różnica jakości pomiędzy obiema ekipami była dziś ogromna. W pewnym momencie The Citizens dobili nawet do 80% posiadania piłki. Cholera, gdyby gracze Stoke biegali trochę wolniej, ktoś mógłby ich pomylić z turystami, którzy zgubili się gdzieś w drodze na trybuny. A tym, co już tam siedzieli w sumie nawet współczujemy, że musieli patrzeć na biegających zawodników ich drużyny, którzy nawet nie mogli powąchać futbolówki. Dwie sytuacje bramkowe w przeciągu całego spotkania – to chyba mówi wszystko o postawie The Potters dzisiejszego wieczoru.
Zimny, wietrzny wieczór w Stoke… Ale zamiast wiatru w oczy, goście załapali taki w żagle. Gdyby ich skuteczność nie szwankowała, to zdmuchnęliby rywali z powierzchni ziemi, lecz czasem zdarzyło im się zmarnować dogodną sytuację. Tak jak na przykład Walker, gdy wyszedł sam na sam z Butlandem, ale uderzył tak niecelnie, że piłka spadła na garaże w sąsiedniej miejscowości. Albo jeszcze dziwniejsza sytuacja – był rzut sędziowski, piłkę przejął Sterling, razem z Jesusem szedł 2 na 1 z bramkarzem, ale zamiast wystawić piłkę Brazylijczykowi, dał się dogonić obrońcy. Kuriozum. Parę razy skutecznie interweniował też sam Butland. A jeśli już wyróżniamy bramkarza, to też kolejny dowód na to jak słabe spotkanie rozegrali dziś podopieczni Paula Lamberta.
Zaznaczmy jednak, iż Manchester City miał też sporo farta w sytuacji, gdy Kevin de Bruyne ostemplował nogę golkipera Stoke. Przypadkowo lub nie, przewinienie było ewidentne, ale cóż zrobić, skoro sędzia niczego nie zauważył? Butlandowi na szczęście nic się nie stało. Na nieszczęście – bo brutalności na boisku nie lubimy – Belgowi tym razem uszło na sucho.
Poza tym przez długi czas The Citizens grali na naprawdę sporym luzie. Mogą podziękować już wcześniej wspomnianemu Davidowi Silvie, bo ten w 50. minucie walnął drugą sztukę. To była świetna, szybka akcja – w środku pola piłkę otrzymał Hiszpan, odegrał ją do Jesusa. Za pomocnikiem nie nadążyli obrońcy Stoke, więc za chwilę odebrał górne podanie od Brazylijczyka i z łatwością pokonał golkipera rywali po raz drugi.
Nie możemy powiedzieć, że nudziliśmy się przy tym spotkaniu. Nie, było całkiem niezłe, oczywiście za sprawą ekipy Pepa Guardioli. Natomiast pasjonującym byśmy na pewno go nie nazwali. No bo tak naprawdę co wnosi do porządku w Premier League? Obywatele podtrzymali 15 punktów przewagi nad Manchesterem United. Czerwone Diabły miałyby szansę dogonić lokalnych rywali tylko gdyby nagle rozwiązano klub z Etihad. Wiemy zatem, jak zakończy się ta historia. A Stoke? No cóż, jak siedziało w strefie spadkowej, tak posiedzi w niej przynajmniej do następnego tygodnia. Gdyby jednak za dwa miesiące okazało się, że The Potters spadną do Championship, na pewno byśmy za bardzo nie płakali.
Stoke – Manchester City 0:2 (0:1)
David Silva 10′
David Silva 50′