Media już od jakiegoś czasu sugerowały Arsene’owi Wengerowi, iż ten powinien skupić się na Lidze Europy, ponieważ tylko tam jego zespół może osiągnąć coś sensownego. Top4 wydaje się być poza zasięgiem. Bardziej trzeba się martwić, żeby to Burnley jeszcze nie prześcignęło Arsenalu, pozbawiając go szans na grę w pucharach w następnym sezonie. Po czwartkowym spotkaniu z Milanem, wygranym 2:0, francuski szkoleniowiec mógł iść tą drogą, choć i dziś Kanonierzy pokazali jakość.
Nawet mimo tego, iż londyńczycy nie wyszli na Watford najmocniejszym składem – Holding wszedł za Kościelnegeo, Elneny za Ramseya, Iwobi za Wilshere’a. Do tego możemy dorzucić konieczność zastąpienia kontuzjowanych Monreala oraz Bellerina i mamy kompletnie odmienioną ekipę.
Ten mecz miał zresztą swój podtekst – niegdyś Troy Deeney ocenił, iż podopieczni Wengera nie mają jaj, co wywołało spore poruszenie wśród The Gunners. Oni sami na pewno mieli inne zdanie, więc dziś tym bardziej chcieli pokazać Anglikowi, że nie miał pojęcia o czym mówi. – Wiemy, że nie graliśmy na wystarczająco dobrym poziomie, jesteśmy tego świadomi, dlatego musimy wykorzystać ostatnie zwycięstwo jako impuls do lepszej gry co tydzień – wspominał niedawno Jack Wilshere.
Arsenal rzeczywiście zaczął tak, jak pomocnik zapowiadał – grał dynamicznie oraz pomysłowo. Pierwszy gol też przyszedł im szybko, choć tu akurat mamy mały paradoks, bo nie z gry, lecz po stałym fragmencie. Do rzutu wolnego podszedł Mesut Ozil, dośrodkował, a Mustafi kontrującym strzałem pokonał Karnezisa. Niemiec mógł w tym momencie świętować nie tylko kolejne wyborne dogranie, lecz w ogóle mały jubileusz – była to bowiem jego 50. asysta w 141 meczu Premier League. Pobił tym samym rekord Cantony, który taki sam wynik wykręcił w 143 spotkaniach.
Kolejne trafienia wydawały się być kwestią czasu, bo gospodarze naciskali cały czas. Dominowali zarówno pod względem posiadania piłki, jak i pod względem kreowania sobie kolejnych sytuacji. Centymetrów zabrakło najpierw Aubameyangowi, innym razem z kolei świetnym refleksem popisał się Karnezis, broniąc strzał Ozila w sytuacji sam na sam.
Ale to nie tak, iż podopieczni Javiego Gracii byli dziś bezradni. Wręcz przeciwnie, po prostu nastawili się na kontry, de facto mierząc siły na zamiary. Bo właśnie w ten sposób najlepiej dało się ukąsić gospodarzy. Cech też musiał się wykazać, chociażby przy plasowanym strzale Doucoure z kilkunastu metrów. Innym razem Czech miał sporo farta, gdy leżąc, praktycznie na pustą bramkę nie potrafił strzelić mu Pereyra. Pod koniec z kolei blisko trafienia był Richarlison, lecz i wtedy Petr zachował czujność, broniąc strzał lecący przy samym słupku.
Kiedy już jednak Watford się wyszumiał, kolejne konkrety przyszły ze strony Arsenalu – z kontrą wyszedł Mkhitaryan, Aubameyang urwał się spod krycia, wpadł pole karne, a potem obiegł z łatwością bramkarza i wpakował futbolówkę do siatki. Od tego momentu miało być komfortowo dla The Gunners, ale zamiast tego o sabotaż pokusił się Maitland-Niles, który faulował Pereyrę we własnym polu karnym. Ale po chwili to gospodarze mogli szydzić ze wcześniej wspomnianego Deeneya, bo tym razem to on wymiękł – fatalnie uderzył z 11 metrów, a Cech z łatwością obronił ten rzut karny.
200 – Petr Cech is the first goalkeeper in Premier League history to keep 200 clean sheets, with 38 of those coming for current club Arsenal (162 for Chelsea). Guardian. pic.twitter.com/Nr6TAU1V7p
— OptaJoe (@OptaJoe) 11 marca 2018
Właśnie skutecznością Kanonierzy robili w tym spotkaniu największą różnicę. Kwadrans po zmarnowanej jedenastce Szerszeni to znów ci pierwsi weszli w obronę rywala jak w masło. Od lewej strony, aż w końcu piłka dotarła do Auby. Ten, zamiast uderzać „na pałę” odwrócił się jednak i wystawił futbolówkę niekrytemu Mkhitaryanowi, a ten lewą nogą pokonał Karnezisa. Kto by pomyślał, że po paru meczach to właśnie Arsenal uznany za wygranych w wymianie Alexisa za Ormianina? W przyszłości to oczywiście może się zmienić, ale na dziś nie ma wątpliwości – to były piłkarz Borussii radzi sobie lepiej od czasu transferu.
Wygląda na to, iż londyńczycy wyszli z kryzysu. Ostatnio idzie im dobrze, grają pewnie, zachowali dwa czyste konta z rzędu, choć wcześniej mieli passę 11 meczów w Premier League ze straconym golem. Dziś wreszcie zachowali czyste konto, uniknęli więc wyrównania swojej najgorszej serii w historii ligi angielskiej z 1988 roku. Przewaga nad Burnley też została podtrzymana. Same pozytywy. Teraz tylko lub aż trzeba podtrzymać odpowiedni kurs.
Arsenal 3:0 Watford (1:0)
Mustafi 8′
Aubameyang 59′
Mkhitaryan 77′
Fot. NewsPix.pl