Przeraźliwe zimno, garstka ludzi na trybunach, 0:0 na tablicy wyników – brzmi jak dobrze znany wszystkim fanom ekstraklasy scenariusz, kiedy liga pokazuje swoje najgorsze oblicze, którym mamy straszą niegrzeczne dzieci. Na szczęście, choć dziś Cracovia zremisowała z Legią właśnie 0:0, to nie musimy iść spać z włączonym światłem, bo co prawda bramek nie zobaczyliśmy, ale bardzo dobry mecz już tak.
Przede wszystkim dlatego, że obie drużyny nie bały się grać, a myśl o akcji z kilkoma podaniami nie wywoływała u nich siódmych potów. Weźmy Legię – kapitalna była ta kombinacja, gdy goście poklepali w środku pola i wypuścili Niezgodę, który trafił w boczną siatkę. Weźmy Cracovię i ten moment, kiedy Covilo świetnym podaniem uruchomił Piątka, a ten przegrał sytuację sam na sam z Malarzem, natomiast Rakels przekombinował z dobitką. No nie wpadało dzisiaj chłopakom, to prawda, jednak chyba wolimy takie 0:0 niż 3:3 po stu rykoszetach i dwustu przypadkach.
Ten mecz przypominał przeciąganie liny dwóch silnych facetów. Mocniej zaczęła Legia. To ona miała pierwszą setkę, kiedy Niezgoda umiejętnie wycofał piłkę do Hamalainena, ale ten przestrzelił. Potem goście wciąż prowadzili grę, była wspomniana w poprzednim akapicie sytuacja Niezgody, był strzał Szymańskiego z dystansu, był Vesović, który wkręcił w ziemię Pestkę, ale potem napotkał na mur w postaci Peskovicia. Z czasem zaproszenie do tańca przyjęła Cracovia, w polu karnym Legii zaczęło się bardziej kotłować, widzieliśmy główki mniej (Dimun) lub bardziej groźne, jak próba Helika wybita z linii bramkowej albo niecelny strzał Piątka, kiedy napastnik skradł piłkę chyba lepiej ustawionemu Dytiatjewowi.
Kwadrans przerwy i znów chwycono za linę, znów nikt nie chciał ustąpić ani na centymetr, ale też znów brakowało kropki nad i. W Legii nie potrafił postawić jej Szymański, który przegrał starcie z Peskoviciem i Helikiem – golkiper dotknął piłkę, ta go jednak przeszła i wolniej, ale jednak zmierzała w kierunku bramki. Tu znakomicie zachował się właśnie Helik, który poszedł za akcją i w ostatniej chwili wybił futbolówkę byle dalej, ułamek sekundy i ta przekroczyłaby linię. Z kolei w Cracovii wstrzelić nie mógł się Rakels, bo Łotysz niby był aktywny, ale gdy tylko znajdował się w dobrej pozycji, oddawał słabe bądź bardzo słabe strzały. Pasy miały też nieco pecha, bo sędzia mógł puścić grę, kiedy Piątek wygrał walkę z Pazdanem i wyszedł sam na sam z Malarzem.
Nie zobaczyliśmy więc jak piłka trzepocze w siatce, ale wszystko poza tym już tak. Szczególnie zaimponowały nam środki pola w obu drużynach – u gospodarzy rządził Covilo, u gości bardzo dobry występ zaliczył choćby Mączyński. Nie dość, że obaj zabezpieczali tyły, to jeszcze potrafili dać coś ekstra z przodu. Chwalić można dalej: sprawny Pesković, znakomity Helik, przebojowy Vesović. Naprawdę – kto zdecydował się spędzić wieczór z ekstraklasą, nie może żałować. Kto by pomyślał, patrząc na sam wynik, prawda?
[event_results 417703]
Fot. FotoPyk