Zdzisław Kręcina krzyknąłby: o takiej sytuacji marzyłem! Grzegorz Sandomierski po blisko rocznej przerwie od gry w piłkę (ostatni pełny mecz ligowy zagrał w maju poprzedniego roku w Jagiellonii) prawdopodobnie wreszcie wskoczy do bramki Blackburn Rovers. Stanie się to oczywiście po krzywdzie jego konkurentów.
Bramkarze Blackburn sami powoli się wykruszali. W grudniu swój ostatni mecz zaliczył Paul Robinson, po czym zdiagnozowano mu konieczność wielomiesięcznej przerwy. Między słupki wskoczył więc Jake Kean, zbierający z czasem coraz lepsze recenzje, a Sandomierski po cichu przesunął się na pozycję numer dwa. Dziś Sky Sports informuje jednak, że Kean dostał kontuzji kolana. Podda się operacji, która wyeliminuje go do końca sezonu. Na zdrowy rozum więc: menedżer Rovers powinien sięgnąć po Polaka.
W ostatniej rozmowie dla Weszło Sandomierski mówił: „Paul Robinson prawdopodobnie odejdzie. Teraz broni Jake Kean, ale w rywalizacji z nim nie jestem bez szans”. Jak to w życiu piłkarza bywa – nagle bez szans okazuje się młody Anglik. Blackburn notuje obecnie serię dziewięciu meczów bez zwycięstwa. Zajmuje dopiero dziewiętnaste miejsce w lidze. Co jednak powinno być najistotniejsze z perspektywy Sandomierskiego: do rozegrania w tym sezonie zostało jeszcze siedem ważnych meczów.