No i doczekaliśmy się w ekstraklasie meczu, w trakcie którego prawie przysnęliśmy, a w przerwie musieliśmy udać się do Żabki po zapałki, które wylądowały pomiędzy powiekami. Nie będziemy ściemniać – spodziewaliśmy się, że to się wydarzy. Nie spodziewaliśmy się za to, że w role dostawców nudy wcielą się akurat piłkarze Arki Gdynia i Lecha Poznań. Marsz, który ma zakończyć się mistrzostwem, “Kolejorz” rozpoczyna od potknięcia.
To, że jest beznadziejnie, uświadomiliśmy sobie nawet nie w trakcie wycieczki do sklepu. Później – gdy realizatorzy transmisji postanowili uraczyć nas tablicą ze statystyką strzałów. Przypomniał nam tym samym, że w trakcie 63. minut byliśmy świadkami jednego celnego uderzenia.
JED-NE-GO!
Chodziło o strzał z dystansu Adama Marciniaka, z którym poradził sobie Jasmin Burić. Dzięki niemu było co wrzucić do skrótu w przerwie, choć jak udało nam się ustalić – montażysta i tak płakał, jak montował. Bo w zasadzie tylko jeszcze okazja Zarandii się nadawała. Tu akurat kłaniamy się nisko – poza niecelnym strzałem Gruzina konterka była pierwsza klasa. Przy okazji możemy odnotować jedną sprawę – wziął w niej udział Bohdanow i trzeba przyznać, że już widać, iż chłop ma w sobie coś z piłkarza.
Jeśli chodzi o grę Lecha, byliśmy wręcz zażenowani. Radut rozgrywał piłkę z takim entuzjazmem, jakby miejsce w składzie zyskał dzięki wyciągnięciu najkrótszej zapałki. Barkrotha, który miał wystrzelić z formą pod nieobecność Makuszewskiego, długo kojarzyliśmy tylko ze stratą, po której strzelał Marciniak. Gytkjaer doszedł do niezłej sytuacji, zanim skasował go Marcjanik, ale strzelił fatalnie. Nawet Jevtić nie miał pomysłu, co zrobić z plątającą się pod nogami piłką. W drużynie gości długo podobał nam się z zasadzie tylko Gumny.
Beznadziejna statystyka przetrwała aż do 72. minuty. To w końcu był jakiś przyzwoity obrazek – Dilaver skorzystał z chaosu i huknął w bramkę Arki, a Steinbors potwierdził, że tytuł najlepszego bramkarza jesieni to nie przypadek. W ogóle golkiperzy dali radę, co w tej kolejce nie jest przecież normą – Burić poradził sobie później z groźnymi uderzeniami Piesio i Szwocha. Arka zagrała swoje i mogła wygrać, ale po remisie raczej też nikt płakać nie będzie.
Dobra, nie ciągnijmy tego dalej. A nawet zapomnijmy. Umówmy się, że Lech jeszcze nie wrócił z obozu, ale mamy nadzieję, że na następną kolejkę już dotrze.
[event_results 413908]
Fot. 400mm.pl