Reklama

Dariusz Trela staje do walki o tytuł fajtłapy weekendu! 

redakcja

Autor:redakcja

11 lutego 2018, 18:58 • 3 min czytania 12 komentarzy

Thomas Daehne powinien wysłać do Niecieczy kilka butelek przezroczystego trunku. Rozstrzygnięcie konkursu na fajtłapę weekendu nie będzie jednogłośne – w ostatnim momencie do walki z niemieckim bramkarzem stanął Dariusz Trela. I nawet nie jest w walce o trofeum bez szans.

Dariusz Trela staje do walki o tytuł fajtłapy weekendu! 

Co to było za zagranie – Trela spróbował krótkiego rozegrania piłki z jednym ze stoperów, który szybko stwierdził, że wyprowadzanie piłki spod bramki nie jest najlepszym pomysłem i oddał ją do golkipera, by ten martwił się dalej. Trela miał kupę czasu na wymyślenie innej opcji (czytaj – na lagę na Śpiączkę). Trela jednak czekał… czekał… czekał… A Kaczarawa spokojnie, niepozornie, wręcz leniwie, na niego nadbiegał. Gdy już Trela musiał jakoś się zachować, napastnik od niechcenia wyciągnął nogę.

No i wpadł klops. Spektakularny klops.

W takich szczęśliwych okolicznościach Korona Kielce otworzyła wynik, ale generalnie była drużyną lepszą o co najmniej jedną półkę. Imponował środek pola – fajne zawody rozgrywali w zasadzie wszyscy zawodnicy z tej formacji (najlepszy Cvijanović), duet Dejmek-Diaw schował do głębokiej szafy swoją formę z końcówki jesieni, bardzo dobrze wyglądał także Kaczarawa. Gruzin wreszcie przepracował pełny okres przygotowawczy (latem jak nie nabawił się kontuzji pleców, to złapał zapalenie płuc) i wydaje się, że wiosną może należeć do grona najskuteczniejszych ligowych strzelb. Choć należy także wrzucić do jego ogródka kamyczek – przy 0:0 wyszedł sam na sam z bramkarzem, podjął słuszną decyzję o lobie, ale trochę zabrakło mu wykończenia. Na plus wyróżnił się jednak przy trzeciej bramce – to on zagrał asystę do Mateusza Możdżenia, który precyzyjnym strzałem pokonał bramkarza i przybliżył się do pierwszego składu. Tak, tak – nierozerwalny duet Żubrowski-Możdżeń został rozerwany, dzisiaj od pierwszej minuty wyszedł Chorwat, Oliver Petrak.

Najwięcej fajerwerków było jednak zdecydowanie przy drugiej bramce Korony Kielce, gdy Jacek Kiełb dostał kapitalne podanie od Cvijanovicia, zamarkował strzał, przełożył bramkarza i nadbiegającego obrońcę, a na koniec zaskoczył wszystkim sprytną podcinką. Jacku – rewelka. Jeszcze raz się okazało, że niezależnie ilu obcokrajowców kielczanie będą mieli w kadrze, Kiełb, Rymaniak czy Możdżeń zawsze będą w tej drużynie przydatni.

Reklama

Nieciecza grała słabo, była gorsza od Korony w zasadzie w każdym aspekcie i zaczynają dochodzić do nas absurdalne głosy, że stołek Macieja Bartoszka nie jest najbardziej stabilnym meblem w tym kraju. Jeśli te pogłoski znajdą potwierdzenie w decyzji władz Bruk-Betu o pożegnaniu się z trenerem, nam nie pozostanie nic innego, jak zareagować mniej więcej tak, jak ta sympatyczna fanka niecieczańskiej ekipy.

 

Nie twierdzimy, że w grze Niecieczy było widać jakieś zalążki nadziei na udaną wiosnę. Nie było, było beznadziejnie. Ale winić Bartoszka, że w niecałe pięć miesięcy nie zdążył z Gabriela Iancu zrobić Adriana Mutu to jak zbudować ekstraklasowy klub pośród pola kukurydzy. Niby niemożliwe, ale jednak ktoś był na tyle szalony, by to zrobić.

[event_results 413912]

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...