Z czym kojarzy się Grudziądz przeciętnemu Kowalskiemu? Przede wszystkim z legendarnym Bronisławem Malinowskim. Wybitnym sportowcem, który przywiózł z Montrealu srebro, a cztery lata później w Moskwie sięgnął po złoto olimpijskie. Popularny Bronek był wychowankiem Olimpii, a dla wielu mieszkańców Grudziądza jest absolutną legendą miasta. Jednak nie lekkoatletyka jest tam najważniejsza, bo mieszkańcy tej niewielkiej miejscowości uwielbiają żużel, na który chodzą całymi rodzinami. Dopiero później – na drugim miejscu – jest piłka nożna i pierwszoligowa Olimpia, która stosunkowo od niedawna przynosi miastu chlubę. Niebawem ta kolejność może się jednak zmienić, bo piłkarskie środowisku w Grudziądza ma solidnego asa w rękawie – akademię piłkarską, która jest oczkiem w głowie ludzi związanych z Olimpią.
Nie potrzeba dużo czasu, by zrozumieć ile znaczy nazwisko Malinowski w Grudziądzu. Prezydentem miasta od 2006 roku jest brat Bronka, Robert Malinowski. Imieniem legendarnego biegacza nazwany jest most, na którym zginął w wypadku samochodowym, stadion Olimpii, szkoła gimnazjalna, a także szkoła licealna. Co roku organizowany jest również memoriał Bronisława Malinowskiego.
– Mamy cztery sekcje: lekkoatletyka, judo, tenis stołowy i piłka nożna. Oczywiście lekkoatletyka jest ważna dla klubu i kibiców, bo naszym wychowankiem był Bronisław Malinowski. Jego imieniem jest nazwany stadion. W końcu mówimy o złotym medaliście igrzysk olimpijskich, dlatego nie mogło być inaczej. Co roku organizowane są Międzynarodowe Biegi im. Bronisława Malinowskiego, na które do Grudziądza przyjeżdżają zawodnicy z całego świata – powiedział rzecznik prasowy klubu, Arkadiusz Paterek.
Bronisław Malinowski zmarł prawie 40 lat temu, ale ludzie nadal o nim pamiętają i jest dla nich bardzo ważny, a wiem o tym dlatego, iż zrobiłem mały eksperyment. Będąc w Grudziądzu zapytałem 10 przypadkowych przechodniów z czego są najbardziej dumni, jeśli chodzi o ich miasto. Dziewięciu odpowiedziało, że z Bronka Malinowskiego, a jedna kobieta – na oko trzydzieści lat – powiedziała, iż jest zadowolona z linii tramwajowej. Cóż, może i ma prawo, bo nie wiem czy wiecie, ale Grudziądz jest najmniejszym miastem w Polsce, w którym można przejechać się tramwajem.
No dobra, ale Malinowski był tylko jeden, dlatego trudno, by ludzie nadal ekscytowali się lekkoatletyką. Ich sportem numer jeden jest żużel.
– Żużel ma większe tradycje w Grudziądzu i jest bardziej popularny. Grudziądzanie na żużel chodzili od lat i to była tradycja. My dopiero budujemy swoją tradycję, a akademia nam w tym pomoże. Pamiętajmy również, że żużlowcy mają ekstraligę, a my 1. Ligę. Gdyby udało się nam kiedyś awansować, to frekwencja byłaby podobna – powiedział prezes Olimpii, Jacek Bojarowski.
Oczywiście nie jest też tak, że Olimpia powstała dziesięć lat temu i nie ma żadnej historii, bo ma i to całkiem ciekawą. O początkach Olimpii opowiedział nam rzecznik prasowy Olimpii, Arkadiusz Paterek:
– Mamy niesamowitą historię, bo Grudziądz przed wyzwoleniem był miastem niemieckim. W 1923 grupa pasjonatów sportu chciała zbudować polski klub sportowy i udało jej się stworzyć kilka sekcji. Po dwóch latach postawiono nawet stadion, a pieniądze na ten cel uzyskano w bardzo oryginalny sposób. Wówczas brak funduszy był chyba większą przeszkodą w sporcie, niż jest teraz. Dla tamtych ludzi nie było jednak rzeczy niemożliwych. Zorganizowali wielki festyn, na którym „ówcześni strongmeni” dali popis siły. Jeden z nich przywiązał się rękoma do dwóch koni, które próbowały go rozerwać, ale ten przyciągał je do siebie. Po klatce piersiowej innego siłacza przejechał automobil (śmiech). Niby śmieszne, ale tamten festyn bardzo pomógł. Na szczęście teraz nie musimy uciekać się do takich środków, by uzyskać pieniądze…
W 1939 roku przyszli Niemcy i nie podobało im się, iż ten klub emanuje polskością. Nasi trenerzy i działacze byli rozstrzeliwani przez hitlerowców. Jednak po wojnie nastąpiła reaktywacja. Historia jest dla nas naprawdę ważna, dlatego oprowadzam wycieczki z różnych szkół po stadionie i mówię im o historii naszego klubu. Jeśli mam starszą grupę, to wychodzi naprawdę fajnie, bo one wiedzą już, czym była okupacja i co działo się w trakcie wojny, i mają również świadomość, jak wyglądała historia Polski i naszego miasta.
Nie trudno się domyślić, dlaczego futbol nie porwał ludzi, tak jak żużel. Po prostu brakowało wyników. Jeszcze w 2003 Olimpia grała w okręgówce, a dopiero kolejne lata stały się obfite w sukcesy. Dlaczego tak się stało? Odpowiedzi szukałem w klubie i pytałem naprawdę wielu osób, bo rozmawiałem nawet z sekretarką, sprzątaczką i wieloma osobami związanym z drużyną piłkarską. Każdy odpowiadał w podobnym tonie, jak Arkadiusz Paterek: – Prezes jest związany z klubem od 1980 roku, gdy był piłkarzem i kapitanem Olimpii. To człowiek, który rozumie piłkę, i głównie dzięki niemu zrobiliśmy ogromny progres. Jacek Bojarowski na stanowisku prezesa jest od 2007 roku i wystarczy zobaczyć, w którym miejscu byliśmy przed jego przyjściem, a gdzie jesteśmy teraz.
***
– Wiele lat grałem w piłkę dla Olimpii, ale maksymalnie byliśmy na poziomie 3. Ligi. Nie było u nas tradycji piłkarskich, a co za tym idzie – ludzi, którzy pociągnęliby to organizacyjnie. Później byłem sponsorem klubu i przyciągnąłem tutaj swoich przyjaciół biznesowych. Od tego się wszystko zaczęło – wspomina Bojarowski.
Rzecz jasna swoje trzy grosze dorzuca również ratusz, w którym dowodzi prezydent z duszą sportowca. Robert Malinowski, zanim został prezydentem, potrafił jeździć w dalekie trasy, by obejrzeć mecz juniorów Olimpii.
– Pieniądze czerpiemy od sponsorów i miasta. Mamy klub biznesu, w którym jest już ponad 130 firm. Poza tym jako zarząd PLP udało nam się podpisać umowy sponsorskie z Nice, Fortuną i OSHEE, a dzięki temu, że Nice I Liga jest coraz bardziej atrakcyjna i oglądalność meczy wzrasta, z pomocą PZPN-u została podpisana nowa umowa z Polsatem. Tak więc procentowo budżet podzielony jest po połowie, czyli 50% miasta i 50% reszta.
Rada miejska widzi, że bardzo się staramy, by wszystko działało dobrze. Nie jest tak, że liczymy tylko na miasto. Zresztą nasz prezydent to człowiek sportu, który doskonale rozumie funkcjonowanie klubu zarówno od strony organizacyjnej, jak i sportowej – powiedział nam prezes Bojarowski.
Bez wątpienia 1. Liga w piłce nożnej dla miasta poniżej 100 tysięcy mieszkańców jest już dużym sukcesem. Nie jest jednak żadnym ewenementem, bo przecież dużo mniejsze miejscowości mają drużynę w ekstraklasie albo na jej zapleczu. Zdumiewające jest jednak to, że Olimpia posiada akademię, która prezentuje się naprawdę solidnie.
Jacek Bojarowski (prezes) – Jeśli chodzi o akademię, to mamy rozkwit. Gdy 11 lat temu przejmowałem dowodzenie w klubie, to mieliśmy trzy drużyny. A teraz mamy prawie 20 drużyn i chcemy powalczyć o trzy CLJ-ki. Chcemy się skupić na jeszcze większym rozwoju akademii, ale mamy świadomość, że potrzebna jest przede wszystkim cierpliwość. Oczywiście cały czas szukamy w regionie młodych talentów, którym zapewniamy internat, szkołę i dobrych trenerów. Cały czas staramy się inwestować w szkoleniowców, by mieli coraz lepsze kwalifikacje. Mamy aktualnie pięciu trenerów z licencją UEFA A, w maju będzie ich ośmiu.
Arkadiusz Paterek (rzecznik prasowy) – Trwa teraz rozkwit akademii. Wydaje mi się, że zyskaliśmy na tym, iż losy Zawiszy Bydgoszcz nie potoczyły się zbyt dobrze. Mamy chłopaków z okolic Bydgoszczy i Gdańska. Jeśli chodzi o tych przejezdnych, to śpią w szkolnej bursie, z którą mamy dobry kontakt. Uczęszczają do V LO przy zespole szkół Bronisława Malinowskiego, które nastawione jest na sport. W drugiej klasie jest m.in. Grzesiu Kochalski, który pojechał teraz z pierwszą drużyną na zgrupowanie. Mówimy więc już o całkiem sporej – jak na nasze realia – akademii, za którą aktualnie odpowiada Jacek Linowski.
Oczywiście porozmawialiśmy również z panem Jackiem, który opowiedział nam o działaniu akademii.
Jaką rolę pełni pan w akademii?
Jestem szefem akademii od pół roku, od kiedy na to stanowisko namaścił mnie trener Paszulewicz, który wcześniej za to odpowiadał. Cały czas się rozwijamy i pracujemy, by było jeszcze lepiej. Obecnie mamy 378 dzieciaków, których rozmieściliśmy w 17 drużynach. W niektórych rocznikach mamy kilka zespołów. Do klubu przyjmujemy wszystkie dzieciaki, ale dokonujemy selekcji wewnętrznej. Przykładowo mamy trzy drużyny w jednym roczniku i one są kompletowane na podstawie umiejętności chłopców. Najlepszych nazywamy drużyną PRO, średnich drużyną EASY, a najsłabszych drużyną FUN. Dwie pierwsze grupy uczestniczą w rozgrywkach, a trzecia bierze udział w turniejach albo meczach towarzyskich. Oczywiście wszystko się przesuwa i można awansować do wyższej grupy. Dość sporo rotacji jest pomiędzy pierwszą a drugą drużyną, ale to normalne, ponieważ niektóre dzieciaki później dojrzewają i wtedy wskakują na wyższy poziom.
Macie chłopaków spoza Grudziądza?
Do 60 km od Grudziądza na treningi dowożą rodzice. Jednak zrobiliśmy ostatnio spory nabór dzieciaków z regionu, ale tylko takich w wieku licealnym. Mieszkają w bursie i uczęszczają do V LO imienia Bronisława Malinowskiego.
Ilu wychowanków jest w kadrze pierwszej drużyny?
Obecnie trenuje jeden, Grzegorz Kochalski. Zapraszamy jednak na treningi tych najbardziej wyróżniających się z drużyn juniorskich. Juniorzy starsi mają teraz naprawdę mocną grupę i zajmują pierwsze miejsce w województwie. Stawiamy na to, że powalczą o Centralną Ligę Juniorów. W tej drużynie są już zawodnicy, którzy zadebiutowali w 1. Lidze – Miłosz Waszczuk i Mateusz Rumiński. Ogólnie pokładamy naprawdę wielką nadzieję w tych chłopakach, bo jest tam kilku naprawdę zdolnych juniorów.
Poza juniorem starszym, w którym roczniku macie jeszcze silną drużynę?
W każdym roczniku mamy drużynę na poziomie wojewódzkim i liczymy, że każda z nich powalczy o CLJ, a przynajmniej dojdzie do barażów. Dużą nadzieję pokładamy szczególnie w chłopakach z U-15 i U-17.
Nie jest trochę tak, że stawiacie bardziej na wynik sportowy w tych drużynach, a zapominacie o wzmocnieniu pierwszej drużyny?
Proszę mi wierzyć, że tak nie jest. Zdecydowanie bardziej zależy nam na tym, by ci chłopcy byli w niedalekiej przyszłości wzmocnieniem pierwszej drużyny. Podam przykład – przyszedł do nas Marcin Poręba z Bałtyku Gdynia, który trenuje z pierwszym zespołem. Jednak jeśli nie załapie się do osiemnastki meczowej, to chcemy, by grał w juniorach. Podstawową kwestią jest, by młodzi piłkarze grali regularnie.
Nie ukrywam, że chcemy wejść do CLJ, bo będzie nam łatwiej ściągać takich zawodników jak Marcin. Możliwość gry w 1. Lidze i na najwyższym poziomie młodzieżowym działa jak magnes.
Teraz jesteście w najlepszym momencie, jeśli chodzi o akademię?
Akademia z prawdziwego zdarzenia działa dopiero od niecałych dwóch lat. Wcześniej było amatorsko, bo mieliśmy jedną drużynę w każdym roczniku, a teraz organizujemy już mecze testowe dla chłopaków, którzy chcą do nas dołączyć. Bez wątpienia sportowo jesteśmy w najlepszym momencie. Co prawda w przeszłości mieliśmy rocznik 1993, który grał w Centralnej Lidze Juniorów, ale szybko spadł, bo nie byliśmy na to przygotowani. Obecnie organizacyjnie i sportowo jesteśmy gotowi i podołamy w CLJ, jeśli awansujemy.
***
Jak słusznie zauważył prezes Bojarowski, by szkolić młodzież, potrzeba do tego trenerów z prawdziwego zdarzenia. Za czternastolatków w Olimpii odpowiada Marcin Klabuhn, który był niedawno na stażu w akademii Benficii. Z nim również nie omieszkaliśmy zamienić parę słów.
Czego można nauczyć się na tygodniowym stażu w Benfice?
Na wstępie chciałbym podziękować “Comt Coaching”, bez którego bym tam nie pojechał… A czego można się tam nauczyć? Przede wszystkim można zobaczyć, jak najlepsi na świecie trenują z młodzieżą. Tam jest zupełnie inna filozofia pracy z dzieciakami. Selekcja dzieci od najmłodszych z lat z regionu, kraju i całego świata. Widać pracę trenerów, którzy są pasjonatami i cieszą się z tego, co robią. Tam nikt nie ogląda się na innych, bo mają swoją filozofię, z którą się utożsamiają.
Zapewne mają też dużo lepszą infrastrukturę?
Oczywiście, Benfica posiada świetną bazę treningową, bo ma dziewięć boisk, akademik, jadalnię i salę konferencyjną na terenie kampusu. Po prostu wszystko tam ma ręce i nogi, ponieważ mają doskonały model szkolenia grup młodzieżowych, świetnie analizują treningi i poszczególny zawodników. Na dodatek mają specjalistów wysokiej klasy – od trenerów po specjalistów od żywienia.
Wprowadzi pan coś z tego w swojej drużynie?
Tam jest zupełnie inna jakość chłopców, a to, w jaki sposób trenują, wcale nie jest żadną nowością. Chodzi o to, że wszystkiego nie można tutaj wprowadzić, bo takie działanie nie ma sensu. Oczywiście jest kilka rzeczy, które można, ale trzeba to zrobić z głową.
Czym jest BenficaLab 360 stopni?
Symulator, który analizuje najróżniejsze sytuacje meczowe. Piłkarz wchodzi do specjalnej klatki, w której piłka wystrzeliwana jest z różnych stron. Zawodnik ma za zadanie przyjąć piłkę, uderzyć w odpowiedni sektor itd. Chodzi tutaj o kształtowanie percepcji, szybkości działania i reakcji oraz doskonalenie techniki. Jest tam mnóstwo programów, np. można udoskonalić też drybling.
Tam jest tak, że jak trener ma problem z chłopcem, to idzie do informatyka i szukają rozwiązania, a później pracują, by poprawić u niego dany element gry. Pamiętajmy o tym, że Benfica współpracuje z Microsoftem i ma mnóstwo ciekawych nowinek technicznych, których brakuje w Polsce.
***
Cóż, akademia w Lizbonie musi robić wrażenie, ale w szatni pierwszej drużyny jest chłopak, który również mógłby dać parę rad odnośnie szkolenia. W końcu Michael Olczyk dorastała w szkółce Schalke.
Dlaczego po tylu latach w akademii Schalke zdecydowałeś się na Olimpię Grudziądz?
Byłem po kontuzji i potrzebowałem gry. Miałem kilka propozycji, ale chciałem trafić do Polski, ponieważ gram również w kadrze młodzieżowej (reprezentacja U20 – przyp. red.) i chciałem być bliżej tego. Poza tym rozmawiałem z trenerem Paszulewiczem, który przekonał mnie do gry w Olimpii.
Paszulewicza już nie ma.
Z nowym trenerem jeszcze nie rozmawiałem, ale mam nadzieję, że niebawem zamienimy parę słów. Chciałbym nadal grać i mam nadzieję, że przekonam trenera Kubickiego.
Nie miałeś szans, by się tam przebić?
Miałem dobry sezon w U-19, ale złapałem kontuzję i straciłem szansę. Z pierwszą drużyną trenowałem tylko dwa, trzy razy i nie widziałem szansy, żeby się przebić.
Jak wrażenia po zetknięciu się z polską piłką?
Trudno było się przestawić, ale po kilku tygodniach przystosowałem się do innej gry. Przede wszystkim tutaj jest bardziej twardo. W Niemczech skupialiśmy się jednak głównie na taktyce, a tutaj nawet treningi są przede wszystkim siłowe.
***
– Nie ukrywam, że chcemy wejść do CLJ, bo będzie nam łatwiej ściągać takich zawodników jak Marcin. Możliwość gry w 1. Lidze i na najwyższym poziomie młodzieżowym działa jak magnes – mówił, Jacek Linowski. I trudno się z nim nie zgodzić w tej kwestii, ale jeszcze trudniej nie zauważyć, że Olimpii w tej pierwszej lidze może zaraz nie być. Drużyna Jacka Paszulewicza na jesień zdobyła jedynie 18 punktów i znalazła się na miejscu, które nie gwarantuje utrzymania.
Paweł Grzybek (kierownik drużyny) – Końcówkę mieliśmy tragiczną, ale cierpimy, dlatego że latem mieliśmy sporo roszad w składzie. Ze starej ekipy został Woźniak, Kaczmarek. A odeszli Lukas Klemenz do Katowic, Adam Banasiak do Sosnowca. Okres wypożyczenia skończył się Karolowi Angielskiemu, Kubie Wrąblowi i Kubie Łukowskiemu. Na dodatek wcześniej straciliśmy Łukasza Masłowskiego, który odwalał wielką robotę jako dyrektor sportowy. Jednak nie ma co się dziwić, że odszedł, bo dostał propozycję z Wisły Płock, czyli ekstraklasy.
Marcin Kaczmarek (kapitan) – Początek mieliśmy dobry, ale końcówka była tragiczna. W ośmiu spotkaniach zdobyliśmy jeden punkt. Przeszkodziły kontuzje, kartki i słaba skuteczność, ale co tutaj dużo mówić? Już tego nie zmienimy, ale możemy poprawić na wiosnę.
*Michał Wróbel (trener bramkarzy) – W pewnym momencie coś się zacięło. Wszyscy doświadczeni złapali kontuzje w tym samym momencie, a młodzież nie miała na boisku przywódcy, który wskazałby jej drogę.
Jacek Bojarowski (prezes) – W piłce nożnej na sukces składa się wiele czynników. Wydaje mi się, że paradoksalnie zapłaciliśmy rachunek za poprzedni sezon. Angielski, Wrąbel i Łukowski wrócili do swoich klubów, bo mieliśmy dobry okres. Inni zawodnicy, którzy wybili się w poprzednim sezonie, dostali oferty z lepszych klubów. Rotacja w składzie była zdecydowanie za duża. Na pewno chcemy, by już więcej razy tak się nie stało. Mimo wszystko uważam, że ta drużyna ma potencjał, by grać w 1. Lidze. Pamiętajmy również, że przyszła plaga kontuzji u doświadczonych zawodników i zostali sami młodzi. Oczywiście chcemy i będziemy na nich stawiać, ale trzeba zachować odpowiednie proporcje. Nie może być tak, że środek pomocy tworzy trzech młodzieżowców.
Problem wydaje się zidentyfikowany, dlatego na wiosnę powinno być dużo lepiej. Poza tym do klubu wrócił trener Dariusz Kubicki, z którym Olimpia w sezonie 2014/2015 wykręciła rekordowy wynik, bo zajęła czwarte miejsce na koniec sezonu.
Tęsknił pan za ławką trenerską?
Futbol jest moją pasją i nie będę ukrywał, że tak. Ta praca sprawia mi ogromną przyjemność, dlatego cieszę się, że dostałem kolejną szansę.
Nie trenował pan siedem miesięcy. Rozważał pan, co poszło nie tak w Zniczu?
Raz graliśmy lepiej, a raz gorzej. Ogólnie, gdy przejmowałem klub, mieliśmy już spore straty i problemy. Oczywiście starałem się to jakoś zniwelować, ale wydaje mi się, że graliśmy na tyle, na ile pozwalał potencjał tamtej drużyny.
Problem Olimpii udało się już zidentyfikować?
Jestem szkoleniowcem, który nie patrzy w przeszłość. Nie interesuje mnie, co było źle w rundzie jesiennej. Każdy zawodnik ma czystą kartę. Oczywiście mam świadomość, że drużyna strzelała mało bramek, dlatego staramy się to poprawić. Zresztą sam pan widział, że dzisiaj na treningu nad tym pracowaliśmy.
Zakontraktowaliście również Mateja Podlogara. Widzi go trener jako napastnika czy pomocnika?
Wszystkie transfery, do których doszło, nastąpiły za moją aprobatą. Dzisiaj akurat nie trenował, bo skręcił kostkę, ale ma swoją jakość. Może spełniać dwie funkcje na boisku, ale bardziej widzę go jako napastnika. Nie mam wątpliwości, że będzie walczył o pierwszy skład z Kowalem.
Może zabrakło doświadczenia?
Jest sporo młodych chłopców, ale to nie oznacza, że wszyscy będą przebywali na boisku w tym samym czasie. Nie będę jednak bał się wystawić jednego albo dwóch w pierwszym składzie, bo niektórzy są bardzo utalentowani.
***
Teraz walczą o utrzymanie, a rok temu bili się o awans. Być może w kolejnym sezonie znowu wrócą do marzeń o ekstraklasie, bo wszystko mają, by tam zagrać: – Jeśli chodzi o stadion, spełniamy wymogi na ekstraklasę, bo jest podgrzewana murawa, zadaszenie głównej trybuny, odpowiednia liczba krzesełek i oświetlenie. Poza tym mamy jeszcze trzy boiska treningowe. Jedno jest ze sztuczną nawierzchnią i dwa naturalne – powiedział nam prezes, Bojarowski.
Choć może być też tak, że przyjdzie im powalczyć o awans do 1. Ligi. Zdarzyć może się wszystko, ale ewentualny spadek byłby tylko jednym krokiem w tył, który w gruncie rzeczy wiele nie zmienia. Priorytetem, który trzeba i należy pielęgnować jest akademia. Jeśli ona będzie nadal się rozwijać, to awans do ekstraklasy – może za 5 lat, a może za 10 lat – stanie się faktem. I zostanie zrobiony w wielkim stylu, bo dzięki piłkarzom wychowanym w Grudziądzu. Kto wie, a może właśnie teraz w drużynie młodzików albo trampkarzy chowa się nowy Bronisław Malinowski. A może go tam jeszcze nie ma i należy takiego chłopaka sprowadzić? Pole manewru jest duże, bo rozpad Zawiszy spowodował, że Olimpia jest jedyną drużyną w regionie, która obecnie coś znaczy w polskiej piłce.
***
* Michał Wróbel znany jest również z tego, że w sezonie 12/13 strzelił bramkę, która spowodowała, iż Nieciecza nie awansowała do ekstraklasy: – W sezonie 2012/2013 strzeliłem dwie bramki i obie na 1:1. Choć ta strzelona z Niecieczą była szczególna, bo ją wyeliminowała. Powiem szczerze, że dokądkolwiek teraz nie jedziemy z drużyną, to zawsze ktoś wspomina tamto trafienie. Mam nadzieję, że któremuś z moich bramkarzy też przytrafi się kiedyś takie coś. Chociaż lepiej, żeby nie mieli za dużo takich okazji, bo bramkarz w polu karnym przeciwnika oznacza zawsze jedno – rozpaczliwe szukanie gola – powiedział.
BARTOSZ BURZYŃSKI
Obserwuj @Bartosza Burzyńskiego
fot. Olimpia Grudziądz