Kilka słów należy się również meczowi Galatasaray z Schalke, toczącemu się dziś zdecydowanie w cieniu dania głównego na San Siro. Jeśli ktoś liczył, że Wesley Sneijder i Didier Drogba z miejsca podniosą o połowę wartość swojego nowego zespołu, ten musiał być bardzo rozczarowany. Holender grał słabo, był niewidoczny i zszedł z boiska już w przerwie, czym Fatih Terim udowodnił, że nikogo nie będzie wystawiał za nazwisko. Drogba wyglądał lepiej, ale też momentami nie mógł znaleźć sobie miejsca, nie rozumiejąc się jeszcze najlepiej z Burakiem Yilmazem. Reprezentant Turcji oczywiście zrobił to, do czego wszystkich przyzwyczaił – w Lidze Mistrzów zdobył bramkę. I to jaką! Może Hoewedes niespecjalnie Yilmazowi przeszkodził, jednak ten przerzucił nad nim futbolówkę w sposób GENIALNY.
Turcy w tej edycji Champions League strzelili osiem goli, a siedem z nich było autorstwa właśnie Yilmaza.

W pierwszych minutach było właściwie wszystko: gol (Galata), niewykorzystana „setka” (Schalke), świetna szansa i poprzeczka (Galata), słupek (Schalke, a właściwie jeden z zawodników gospodarzy, który był o krok od samobója). To była naprawdę niezła wymiana ciosów, którą przed przerwą podsumował wyrównaniem Jones i która zapowiadała świetną drugą połowę. Połowę, która okazała się ogromnym rozczarowaniem. Setki niecelnych podań, dziesiątki nieporozumień, mnóstwo ale to mnóstwo niedokładności, wspartej beznadziejnie wyglądającą murawą… Gospodarze po przerwie aż prosili się o drugiego gola, a zdecydowanie przeważało Schalke – tak, to samo, które niesamowicie cieniuje w Bundeslidze.