Przyzwyczailiśmy się już w ubiegłych latach, że rywalizacji pierwszoligowych zespołów o awans do Ekstraklasy trochę nie wypada nazywać wyścigiem. Wyścig przywołuje skojarzenia z szybkością, z zaciętą walką o wyższe miejsce, z poruszaniem się do przodu. Tymczasem w I lidze wielokrotnie mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdy ruchu właściwie nie było. Ot, stoi w blokach kilku sprinterów, słyszy strzał, stoi dalej. Stoi. Stoi. Jeden robi nieśmiały krok do przodu i okazuje się, że to wystarcza do zwycięstwa. Czy w tym sezonie będzie inaczej? Nie chcemy wpadać w hurraoptymizm, ale widzimy kilka solidnych przesłanek, że tym razem walka o Ekstraklasę nie będzie przypominać żółwi na lodowisku.
Przede wszystkim – powoli dobiega końca styczeń, a poza Ruchem Chorzów i Stomilem Olsztyn nie było jeszcze dramatycznego wołania o pomoc dla rozpadającego się klubu. Na tym jednak nie koniec dobrych wiadomości, bo tak naprawdę wszystko, co najlepsze, dzieje się u szczytu tabeli.
Z grubsza znajduje się tam pięć zespołów, które z całkiem otwartą przyłbicą celują w Ekstraklasę. Dwa fantastyczne beniaminki – Odra Opole i Raków Częstochowa, atakujące Ekstraklasę już po raz drugi Miedź Legnica i Chojniczanka Chojnice oraz Stal Mielec. Do tego grona można w teorii dołączyć GKS Katowice, ale po tym, co w stolicy Górnego Śląska dzieje się w ostatnich latach, przestajemy wierzyć, że katowiczanie kiedykolwiek zmienią ligę.
Co rzuca się w oczy już po pierwszym otwarciu 90minut.pl – na razie nie słychać praktycznie nic o osłabieniach którejkolwiek z tych pięciu drużyn. Mimo że nie tylko liczba punktów, ale też po prostu dobra gra liderów I ligi pozwalała myśleć o szybkim demontażu, na razie albo kluby są wyjątkowo szczelne w kwestii pogłosek, albo po prostu nie są zainteresowane zimową wyprzedażą. Ten drugi scenariusz wydaje się bardziej realny, gdy spojrzymy na rubrykę “zyski”. W tej bowiem praktycznie od lidera do piątego miejsca mamy ciekawe nazwiska.
Chojniczanka Chojnice ściągnęła dwóch piłkarzy z Ekstraklasy i choć Maciej Górski jakiegoś szczególnego wrażenia na nikim nie robi (swego czasu śmialiśmy się, że w umowie wypożyczenia z Jagiellonii do Korony zapisano obowiązek gry w meczach tych dwóch zespołów, Jaga wygrała 5:1, Górski grał fatalnie), to już Sebastian Steblecki wydaje się istotnym wzmocnieniem. Wywiany przez wicher zmian w Cracovii zawodnik raczej nie pogubił piłkarskich umiejętności, które pozwoliły mu na kilka występów w Eredivisie. Furory tam nie zrobił, jasne, ale jeszcze dwa lata temu zdołał pograć kilkadziesiąt minut, łapiąc do tego sporo występów w rezerwach. Po powrocie do Ekstraklasy nie wymyślił prochu, ale też przyznajmy, że okoliczności nie do końca mu sprzyjały – ani Górnik wiosną 2016, ani Cracovia w sezonie 2016/17 to nie były odpowiednia miejsca do rozwinięcia skrzydeł. Potem pechowa kontuzja, leczenie się przez całą jesień… Ruch wydaje się odpowiedni i dla Stebleckiego, i dla Chojniczanki. Piłkarz może w spokoju odbudowywać formę grając w ofensywnie usposobionym zespole pod chwalonym z każdej strony trenerem. Klub zaś dostaje gościa wcale nie starego, a już z dużym doświadczeniem. Największy znak zapytania to zdrowie. Piłkarsko raczej Chojniczanki nie osłabi.
Także wicelider, Odra Opole, rozpoczął zbrojenia. Transfer ze Słowacji to zawsze pewna niewiadoma, biorąc pod uwagę że radzą sobie w tym państwie i Sadam Sulley, i Jakub Więzik. Tomas Mikinic, 25-letni wychowanek Spartaka Trnawy wygląda jednak całkiem obiecująco. Już pal licho, że strzelił dwa gole w kwalifikacjach do Ligi Europy w 2014 roku – to jakieś mocno przedwstępne fazy, nie ma sensu brać tego pod uwagę, podobnie jak podkreślanych w opolskich mediach występów w juniorskich reprezentacjach Słowacji. Ważniejsza wydaje się regularna gra – od dwóch sezonów nie ma z tym problemów na poziomie słowackiego zaplecza. W ostatniej rundzie zaś Mikinic w 14 występach zdobył 4 bramki i 3 asysty. Jak na pomocnika – niezły dorobek, tym bardziej, że już w pierwszych występach w barwach Odry udowodnił, że jest w gazie. 2 gole i wywalczony karny ze Ślęzą Wrocław. Naturalnie zastrzegamy sobie prawo do wyśmiania Odry za ściąganie słowackiego szrotu za pięć miesięcy, ale na ten moment – szczególnie, że opolski zespół się nie osłabił – to wygląda na przyzwoite zwiększenie rywalizacji w drugiej linii. Tym bardziej, że Mikinic może ponoć grać od linii bocznej do linii bocznej, także w ataku.
Najmocniej wygląda ofensywna transferowa w Rakowie Częstochowa. Pisaliśmy o tym obszernie wczoraj W TYM MIEJSCU, ale przypomnijmy – trener Marek Papszun dostaje w swoje ręce całkiem nowe zabawki, które wyglądają więcej niż solidnie. Przede wszystkim – 27-letni Mateusz Zachara, który wraca do rodzinnej Częstochowy prosto z portugalskiej Tondeli. Do tego z jednej strony opcja zagraniczna – Rachmanow z przeszłością w ukraińskiej Ekstraklasie oraz krajowa – czyli utalentowany Radwański z Widzewa. A to dopiero początek zbrojeń – bo Raków przymierza się też do Mójty, Szumskiego czy Miłosza Szczepańskiego. Wszyscy, może poza Radwańskim i Szczepańskim, to zawodnicy, którzy w I lidze powinni sobie radzić więcej niż dobrze.
Aha, prawie zapomnieliśmy – dzisiaj do Rakowa dołącza Dariusz Formella. Swoją wartość na tym szczeblu udowodnił w Arce.
Za podium czai się Miedź Legnica, która transfer wykonała na razie tylko jeden, za to konkretny. Opisaliśmy go obszernie TUTAJ, niżej naszym zdaniem najbardziej wymowny fragment:
Gdybyśmy mieli wypisać trzy pierwsze skojarzenia z Forsellem, postawilibyśmy na technikę, dokładne podania oraz tłuszcz. Dwa pierwsze sprawiały, że sympatyczny Fin zdecydowanie wyróżniał się na tle swojego zespołu, ale i innych drużyn z zaplecza Ekstraklasy. Miał świetną wiosnę w sezonie 2015/16 i doskonałą jesień w kolejnych rozgrywkach. Od początku sierpnia do końca października 2016 roku w 14 meczach zdobył 10 goli, a przecież nie zawsze grał jako typowy napastnik i dostarczył też mnóstwo piłek występującym w wielu meczach nieco wyżej Wojciechowi Łobodzińskiemu, Mariuszowi Rybickiemu, czy nawet Paulowi Batinowi. Rumuński „snajper” wszystkie swoje trzy gole w Legnicy strzelił z podań Forsella.
To są suche liczby, ale jeszcze więcej mówiła gra. Przyjęcie. Zastawka. Dokładne podanie w tempo do skrzydłowych, świetna prostopadła piłka, bezwzględność przy rzutach karnych, świetnie ułożona noga przy wolnych. Wszystko razem wzięte sprawiło, że Forsell, mimo braku awansu Miedzi, sam zasłużył na awans do Ekstraklasy – miał podpisać kontrakt z Cracovią – oraz wymarzony powrót do reprezentacji Finlandii. Sęk w tym, że wtedy pojawiło się trzecie z naszych skojarzeń.
Tłuszcz.
Dlaczego ten transfer wygląda ekscytująco? Bo sądząc po wynikach sprawnościowych, zdjęciach oraz zarzekaniach samego Forsella – z listy skojarzeń zniknął tłuszcz. A to faktycznie oznaczałoby, że Miedź będzie zdecydowanie silniejsza niż jesienią.
Piąta w wyliczance Stal Mielec też ruszyła do ataku. Bartosz Nowak i Szymon Sobczak ze słabszych drużyn w tabeli, czyli Ruchu i Podbeskidzia, to raczej uzupełnienia. Ale już Jakub Arak z Lechii Gdańsk to duża szansa na przynajmniej kilka goli. Dla 22-letniego napastnika to jedna z ostatnich szans na udowodnienie, że wszystkie gadki o jego wielkim talencie nie były tylko pompowaniem juniora z Legii Warszawa, bo jest z Legii Warszawa. Miewał przebłyski właściwie w każdym kolejnym klubie, ale drogi jego i często zestawianego z nim Jarosława Niezgody mocno się rozjechały. Czy znów się spotkają? Na to liczy Mielec i nie wygląda ta wiara przesadnie naiwnie, szczególnie jeśli przypomnimy sobie Araka z czasów jego gry w pierwszoligowym Zagłębiu Sosnowiec. Drugim wzmocnieniem wydaje się dwukrotny mistrz Słowacji w barwach Slovana Bratysława, były piłkarz Slavii Praga, Martin Dobrotka. 33 lata, racja, ale to stoper, który jeszcze w grudniu 2017 roku wyprowadzał jako kapitan klubu ze słowackiej ekstraklasy. Jeśli znaleźliśmy mocne strony transferu Mikinica, to Dobrotka jest o szczebel wyżej pod każdym względem.
*
Tak, to nie są transfery, dzięki którym kluby z czołówki pierwszej ligi w przyszłym sezonie powalczą o Ligę Mistrzów. Raczej nie zagrają też o Ligę Europy. Ale przede wszystkim – to są faktyczne wzmocnienia drużyn walczących o Ekstraklasę, realne, namacalne potwierdzenie ambicji awansu do elity. GKS Katowice pewnie też mimo wszystko nie odpuści, więc jeśli nie dojdzie do exodusu po oficjalnym otwarciu okienka, rywalizacja na górze I ligi może wreszcie stać się prawdziwą wojną o awans.
Wypada też spojrzeć nieco szerzej. Wcześniej zdarzało się, że o Ekstraklasę grała nawet Flota Świnoujście, regularnie balansująca na granicy bankructwa. Dziś coraz częściej na szczebel centralny wracają zasłużone kluby po głębokim oczyszczeniu w niższych ligach – mamy tu na myśli Odrę Opole i Raków Częstochowa, ale też Stal Mielec, ŁKS Łódź, nawet Garbarnię Kraków. Każdy z nich walczy o kolejne awanse nie poprzez słabość konkurencji, ale systematycznie zwiększając własną wartość. Właśnie dlatego na podium I ligi są dwaj beniaminkowie, właśnie dlatego na podium II ligi są dwaj beniaminkowie.
To oznacza, że jako piłka nożna powolutku się rozwijamy. Kluby patologiczne – jak schyłkowa Flota czy Kolejarz Stróże – zastępują zarządzane w nowoczesny sposób stare marki pokroju Odry Opole. Oby ten proces trwał, a może nawet finisz pierwszej ligi będzie warty oglądania, a nie tylko śledzenia w tabeli 90minut.