Szesnaście lat temu w Porto nie mogli jeszcze wiedzieć, że powierzając stery najważniejszej drużyny w mieście w ręce młodego szkoleniowca, który wcześniej działał cuda w Uniao Leirii, działacze klubu z Do Dragao dokonują jednego z najlepszych wyborów w najnowszej historii FC Porto. Że choć Jose Mourinho, wtedy jeszcze szkoleniowiec na dorobku, po dwóch i pół roku odejdzie, to zostawi po sobie gabloty wypchane po brzegi pucharami. Na czele z tym najważniejszym – za zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
To nie było tak, że Porto było pierwszym poważnym miejscem pracy Mou, który lata później sam nazwał siebie The Special One. Asystowanie Bobby’emu Robsonowi i Louisowi van Gaalowi w Sportingu i Barcelonie, trenowanie Barcelony B czy Benfiki – wszystko to było świetnym przetarciem przed dwoma najbardziej udanymi sezonami w karierze Portugalczyka. Sezonami absolutnie unikalnymi, bo wygrać dwa najważniejsze europejskie puchary rok po roku to jedno. Ale wygrać je mając dość ograniczony budżet i możliwości kadrowe nieporównywalnie mniejsze do tych, jakimi dysponowali wtedy rywale z Włoch, Anglii czy Hiszpanii – to coś zupełnie innego.
Mourinho w Porto wykręcił też we wszystkich rozgrywkach niebywałe statystyki, które dziś przypomina BBC:
O historii, jaką z FC Porto napisał portugalski menedżer pisaliśmy obszernie w tekście pt. „Piękny niebieski fotel, Puchar Ligi Mistrzów. Gdy Porto królowało na piłkarskiej mapie Europy…”. TUTAJ (KLIK!) przeczytacie całość, poniżej fragment:
Jedynym po stronie Portugalczyków, który po ostatnim gwizdku nie odpłynął z radości był ten, który tak naprawdę zbudował tamtą drużynę. Ten, który wkrótce miał zostać samozwańczym „The Special One”. Jose Mourinho już przed meczem wiedział, że jakkolwiek skończy się jego droga – wielkim triumfem czy jeszcze większym rozczarowaniem – na niego i tak czeka już zupełnie nowe wyzwanie.
***
– Gdybym chciał łatwej pracy, to zostałbym w Porto – piękny niebieski fotel, Puchar Ligi Mistrzów, Puchar UEFA, Bóg, a po Bogu ja.
Jose Mourinho
***
Dlatego nie pozostał na podium z drużyną, dlatego szybko zdjął z szyi medal i pozwolił, by chwila ekstatycznej radości była chwilą tych, którzy wykonali jego plan. Jego perfekcyjny plan, dowód trenerskiego geniuszu najwyższej próby.
Bo zaskakująco łatwa wygrana w finale to jedno, ale droga do tegoż finału, to już kompletnie inna sprawa. Michael Cox z zonalmarking.com nazwał tamto Porto jedną z dziesięciu najlepszych drużyn XXI wieku, jako największe zasługi Mourinho wskazując nie pokonanie AS Monaco i wytrącenie z rąk Francuzów wszelkich atutów, ale wygrane poprzedzające ostateczny triumf.
„Tamten zespół był zwykle opisywany jako defensywna drużyna, ale tak naprawdę Mourinho miał bardzo elastyczne podejście, a jego drużyna grała w kompletnie różny sposób, w zależności od indywidualnych okoliczności. W ćwierćfinale Porto sprało uwielbianą za styl drużynę Lyonu 4:2 w dwumeczu, w bardzo otwartym starciu. Z kolei w półfinale zaprezentowało najbardziej niesamowity pokaz gry defensywnej, jaki tylko można sobie wyobrazić, by przebrnąć przez dwumecz z Deportivo La Coruna, wygrywając po karnym na Riazor. Stadionie, na którym tamto Deportivo miało niesamowite statystyki.”