Legia nie zwalnia tempa, to już nie transferowa karuzela, a transferowy rollercoaster. Kolejnym nabytkiem mistrza Polski ma być francuski obrońca, William Remy. L’EQUIPE pisze o ofercie 3.5 letniego kontraktu, oficjalna strona Legii uzupełnia, że do podpisania ma dojść w poniedziałek, po testach medycznych.
Remy był lata temu uważany za wielki talent francuskiej piłki. W pierwszej drużynie Lens debiutował jako zaledwie siedemnastolatek, wprawdzie na poziomie Ligue 2, ale nadal – to było Lens. Wówczas jedna z mocniejszych drużyn zaplecza najwyższej francuskiej ligi, co zresztą udowodniła w debiutanckim sezonie Remy’ego, gdy wygrała rozgrywki i uzyskała awans do Ligue 1. To był w ogóle udany okres dla tego chłopaka – bo z 2008 roku ma też na przykład srebrny medal młodzieżowego Euro. Na turnieju ME U-17 popisał się między innymi taką bramką.
Później jego kariera w barwach Sang et Or nie rozwinęła się tak, jak powinna, przez co następne kilka lat miotał się między składem, ławką, a rezerwami, łapiąc też po drodze wypożyczenie do Creteil. Przełomem był dopiero transfer do Dijon. Tutaj z miejsca sobie składu nie wyszarpał, ale po dwóch latach zagościł na stałe w żelaznej jedenastce, a Dijon z nim w składzie zajęło wysokie, piąte miejsce. Remy najczęściej grał na stoperze.
Dobra dyspozycja sprawiła, że w następnym sezonie reprezentował już barwy pierwszoligowego Montpellier. Ligue 1 go nie przerosła, grał regularnie, choć częściej rzucano go po pozycjach – występował między innymi jako defensywny pomocnik, a także jako prawy defensor. Miejsce stracił dopiero w styczniu zeszłego roku, kiedy zaczął prowadzić ze swoim pracodawcą wojnę o lepszy kontrakt. W klubie kokosa jest już od… roku. W międzyczasie łączono go z angielskimi klubami: Talksport latem pisał o zainteresowaniu Fulham, a Evening Standard w styczniu zeszłego roku o możliwym transferze do Crystal Palace. Oczywiście z każdym miesiącem Remy tracił na rynku transferowym, bo kolejne miesiące spędzał poza boiskiem, ale i tak sam fakt, że plotki o przejściu do Premier League nie były primaaprilisowym żartem świadczy o tym, jakim piłkarzem jest (był?) Remy.
Rok bez poważnej gry to długo, ale Legia ma czas, by przywrócić go do pełnej sprawności. Chłop do niedawna ogarniał w Ligue 1, więc jeśli się nie zapuścił fizycznie, to piłkarsko spokojnie w Ekstraklasie da radę. A ma papiery na to, by znaczyć coś więcej – występy w reprezentacji Francji, choćby młodzieżowej i regularna gra w najwyższej francuskiej lidze, choćby i klubie środka tabeli, to naprawdę sporo jak na obrońcę, którego mijać będą próbowali m.in. Śpiączka czy Papadopulos. Nasze skojarzenia? Może trochę jak Choto? Albo jak Outarra? Remy jest od nich trochę niższy, ale na skrótach, które widzieliśmy wydaje się podobnie solidny. Choć, jeśli brać pod uwagę wzrost, to może trafniejsze byłoby porównanie do Michała Pazdana?
Niżej mocny wycinek jego życiorysu z Transfermarkt.
Na pewno nie da się dyskutować z jednym: Legia nie czeka na okazyjne ceny na koniec okienka transferowego, tylko chce mieć zmontowany zespół jak najprędzej, jeszcze przed pierwszymi treningami. To dobrze, bo bolączką wielu polskich klubów były wzmocnienia dokonywane wówczas, gdy o zagranicznych zgrupowaniach przed rundą przypominały tylko poblakłe pocztówki, a nowy gracz, teoretycznie ciekawy, przyjeżdżał zapuszczony, nie miał czasu poznać drużyny, a gdy się budził – klub był już poza europejskimi pucharami. Legia tymczasem wystrzeliła serię z karabinu już na początku stycznia, w dodatku ściągając gości, którzy w teorii powinni spokojnie pograć w Warszawie także latem. Biorąc pod uwagę ich jakość, to wzmocnienia nie tylko w walce o mistrzostwo, ale też o ponowny awans do fazy grupowej europejskich pucharów.
I zapewne taki właśnie cel postawiono przed całym, mocno odświeżonym już w pierwszym tygodniu stycznia, zespołem.