„Arsenal FC ogłasza, że ceny biletów na przyszły sezon nie ulegną zmianie” – czytamy na oficjalnej stronie klubu z Emirates Stadium. Zamurowało nas, wręcz mowę odjęło. Klub, który z uśmiechem na ustach łupi od lat swoich kibiców, radośnie poinformował, że łupić będzie dalej, dokładnie na tę samą skalę. Mamy zatem przygłupią informację, że „zarząd wsłuchał się w oczekiwania swoich sympatyków”, ale brakuje choćby adnotacji: „Możemy zająć najniższe miejsce w tabeli od kilkunastu lat, nie zagrać nawet w Lidze Europy, pomóżcie!”.
Nie wiemy, co komuś padło na głowę, żeby z takim komunikatem w ogóle wyskakiwać na stronie, którą regularnie przegląda pewnie parę milionów fanów. Można było spuścić zasłonę milczenia, aby nie prowokować kolejnej burzy, ktoś jednak uznał, że robi kibicom wielką łaskę i pcha się jeszcze z tym wnioskiem na łamy. Ł»eby te ceny poszły w dół, to byśmy zrozumieli, ale nie – zostaną takie same. Tak samo absurdalnie wysokie.
Pamiętacie pewnie niedawną aferę z sędzią liniowym, którego FA odsunęła od machania chorągiewką, bo miał czelność zasugerować jednemu z piłkarzy Manchesteru City, aby podziękował przyjezdnym kibicom. Podziękować miał dlatego, że sympatycy „The Citizens” – aby dostać się na Emirates – musieli wyjątkowo głęboko sięgnąć do kieszeni. Chodziło dokładnie o 62 funty za wejściówkę. A wiecie, skąd w ogóle ta kwota? To proste – ceny biletów dla kibiców gości to równowartość NAJTAŁƒSZEJ karty wstępu dla fanów gospodarzy. A zatem to, co tak rozeźliło obcych, tubylcy brali z pocałowaniem w rękę.
Jeśli już przy biletach jesteśmy, to pewnie słyszeliście, że ceny karnetów na mecze Arsenalu są najwyższe w całej Anglii. To jednak nie wszystko – gorzej że najtańsze karnety na spotkanie tego zespołu kosztują średnio więcej niż… te najdroższe u większości klubów z Premier League. Taki luksus i przepych, że aż na sukcesy brakuje miejsca.
Generalnie pusty śmiech nas ogarnia na widok tego, co od lat wyrabia się w Arsenalu. Niby przedstawia się ten zespół jako symbol właściwego obchodzenia się z pieniędzmi, a Arsene’a Wengera (skończył ekonomię na tym samym uniwersytecie, co Goethe prawo) jako dobroczyńcę nie tylko na płaszczyźnie sportowej, ale to spore uproszczenie. Arsenal jest biedny, kiedy chce, a bogaty – kiedy ma ochotę. Ostatnio natrafiliśmy gdzieś na klasyfikację najlepiej zarabiających ludzi w klubie. Poza tym, że Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny inkasują tyle samo, jedna rzecz rzuciła się nam się w oczy. Ł»aden zawodnik nie ma nawet 100 tysięcy funtów tygodniowo. Wenger ma 130…
Ktoś powie: zasłużył! Bardzo łatwo odbić taką piłeczkę: nie, nie zasłużył. Arsenal od siedmiu lat nie wygrał nawet pluszowego misia albo zestawu kolorowych flamastrów. Doszło już do tak niecodziennej sytuacji, że niektórym piłkarzom w rubryce sukcesy wpisuje się… towarzyski turniej Emirates Cup, którego „Kanonierzy” są gospodarzem. W ciągu tego mało chlubnego okresu londyńczycy potrafili stracić do Chelsea 24 punkty w lidze (sezon 2005/06) albo odpaść z dwóch pucharów i przegrać finał trzeciego w ciągu… 11 dni (rozgrywki 2006/07). Jeśli zatem Wenger na coś w tym czasie zasłużył, to nie na bajońskie uposażenie, tylko ostrą reprymendę albo kopniaka w swój kościsty tyłek.
Ale zostawmy Francuza, bo podobnych przykładów jest na pęczki. Choćby taki Ivan Gazidis, który na głowie poza łysiną ma jeszcze masę problemów z nieprzychylnymi mu kibicami. Ich niechęć biznesmen rekompensuje sobie… największą pensją wśród wszystkich dyrektorów wykonawczych w angielskich klubach piłkarskich!
W Arsenalu da się zatem dobrze zarobić, wszystko zależy od tego, kto pyta o czek.
Na nowe zakupy wciąż jednak brakuje dutków. Powoli kończy się okienko transferowe, a stołeczny klub nie pozyskał ani jednego piłkarza, choć w ligowej tabeli jest dopiero szósty, a i o to miejsce coraz mocniej upomina się Liverpool. Przez ponad 126 lat Arsenal ani razu nie dał się ponieść szaleństwu, nigdy nie wydał na jednego zawodnika kwoty zbliżonej do 20 milionów funtów. I chyba szybko tego nie zrobi.
Właśnie przypomniał nam się niegdysiejszy dialog między Wengerem a Patrickiem Vieirą.
– Potrzebujemy gwiazd w zespole! – zawyrokował piłkarz.
– Jak ciebie kupowałem z Milanu, to nie byłeś gwiazdą – odpowiedział francuski menedżer.
Tylko że teraz nawet robić te gwiazdy nie bardzo jest z czego…
ANGLIAKOPIE.PL