Pierwszy stycznia od zawsze kojarzy nam się z kilkoma czynnościami, bez których ten dzień nie byłby taki wyjątkowy. Szukanie otwartej pizzerii, z której można zamówić coś pożywnego na kaca, wspominanie z kumplami najdziwniejszych akcji poprzedniego wieczoru, no i w końcu oglądanie Turnieju Czterech Skoczni. Nawet jeśli olewamy wszystkie imprezy odbywające się wcześniej i później, 1.1 z uporem maniaka śledzimy gości skaczących z takiej wysokości, że na ich miejscu zbełtalibyśmy się od samego patrzenia w dół. Zanim jednak zawody w Ga-Pa dojdą do skutku, czeka nas konkurs nr 1 – już jutro w Oberstdorfie. Uznaliśmy, że przed tą imprezą warto przedstawić siódemkę dzielnych Polaków, którzy spróbują namieszać w niemiecko-austriackim klasyku.
Piotr Żyła – Tak jak w filmach akcji niektórzy genialni gracze-oszuści mają zakaz wstępu do kasyn, tak on nie może brać udziału w Ogólnopolskim Dyktandzie. Organizatorzy dali mu dożywotniego bana, bo jak ponoć powiedział jeden z nich “gdyby Piotr startował, całej reszcie uczestników pozostałaby walka o drugie miejsce”. Z tego co wiemy, skoczek skwitował tę informację przeciągłym, dwudziestominutowym “hehehehehehehehe”, po czym wrócił do czynności, która wychodzi mu jeszcze lepiej od wrzucania postów na fejsbuku pisania, czyli wziął się za skakanie. Jego obecna forma raczej wyklucza walkę o kapitalną drugą pozycję w TCS, którą wywalczył w poprzedniej imprezie. Z drugiej strony, z Żyłą jest tak trochę jak z Forrestem Gumpem – nigdy nie wiesz, czy akurat nie złapie genialnej dyspozycji, która pozwoli mu przebiec całą Amerykę pokonać największych rywali.
Stefan Hula – Gdyby ktoś chciał nakręcić o nim film, obraz na pewno nosiłby tytuł “W cieniu”. Przez większość życia był bowiem na drugim planie, i wcale nie chodzi nam tu o to, że częściej niż o nim media mówiły o Kamilu Stochu czy innym Macieju Kocie. Mamy na myśli co innego – Stefan nie był na świeczniku przez… swoich bliskich. Przez lata kariery pozostawał w cieniu ojca, który w 1974 r. zdobył brązowy medal MŚ w Falun w kombinacji norweskiej (nie, to nie są to mistrzostwa w szprycowaniu się lekami na astmę), a potem więcej niż o nim mówiło się o pani Hulowej, czyli małżonce Marcelinie, która jest utalentowaną businesswoman. To właśnie w uszytych przez nią kostiumach Polacy skakali w tracie tak szczęśliwych dla nas igrzysk w Soczi.
Owszem, Stefanowi niełatwo wybić się ponad tę dwójkę, ale z drugiej strony: jak nie teraz, to kiedy? 26 grudnia zasygnalizował, że jest w gazie, zdobył wówczas pierwsze złoto MP. Byłoby fajnie, gdyby utrzymał tę dyspozycję w najbliższych dniach, szczególnie, że jego nazwisko to studnia bez dnia jeśli chodzi o wymyślanie dziwacznych tytułów, które tak bardzo lubimy (Hula jak śnieżna kula!).
Kamil Stoch – Narkotyki. Wóda. Imprezy do białego rana. Rzucanie karłami do celu. Pływanie jachtem z 30 roznegliżowanymi dziewczynami na pokładzie. Niszczenie psychiki sąsiadów głośnym techno o 3 w nocy. Tych wszystkich rzeczy nigdy nie spróbował Kamil. Stoch to do bólu grzeczny i kulturalny chłopak, naszym zdaniem każda starsza babka, która nad garnkiem rosołu ogląda jego popisy na skoczni, marzy w duchu o tym, żeby jej córce przytrafił się taki mąż (a przy okazji nieznośnie przesala zupę). Facet wygrał już prawie wszystko (poza MŚ w lotach), a mimo to z tego co słyszymy w ogóle się nie zmienił. Nadal robi więc na nas większe wrażenie, niż pierwszy sezon “Domu z papieru”, mamy nadzieję, że i w tegorocznym Turnieju Czterech Skoczni pozamiata wszystkich rywali.
Dawid Kubacki – Król igielitu. Władca lata. Zachodzi podejrzenie, że gdyby śnieg był zielony, przebiłby dokonaniami Stocha i Adama Małysza razem wziętych.
Niestety, kiedy temperatura za oknem nie wynosi już 20 stopni, kiedy częściej niż słońce podziwiamy księżyc, Dawid traci swoje moce i z Supermana staje się zwykłym Clarkiem Kentem. Nie bardzo wiemy, dlaczego tak się dzieje, podejrzewamy, że i sam Kubacki od dawna się nad tym zastanawia.
W tym miejscu chcemy przesłać Dawidowi konkretną wiadomość: będziemy przy tobie zawsze, nawet po najgorszych wpadkach, jak Hillary Clinton przy Billu. Mamy jednak nadzieję, że kiedyś w końcu odpalisz, a tym samym oczekiwanie na pierwszy zimowy sukces nie będzie trwać dłużej niż podróż Odyseusza do Itaki.
Jakub Wolny – jego nazwisko dotychczas kojarzyło nam się z Ryszardem, czyli wspaniałym sportowcem, mistrzem olimpijskim w zapasach z Atlanty. Facet pojechał do USA z dziką kartą, a mimo to okazał się najlepszy. Gdyby kiedyś atakujący z dalszego rzędu Kuba dokonał podobnego wyczynu, bylibyśmy wniebowzięci. Na razie jego największymi dokonaniami są indywidualne i drużynowe mistrzostwo świata juniorów wywalczone w 2014 oraz… powrót do sportu po ciężkiej kontuzji. We wspomnianym roku Wolny zaliczył na skoczni w Klingenthal dzwona, jakiego nie powstydziłby się Thomas Morgenstern z najlepszych czasów. W efekcie miał problemy z łąkotką, a potem musiał przejść zabieg rekonstrukcji przedniego więzadła krzyżowego. Długotrwała rehabilitacja nie osłabiła jednak jego miłości do skoków. Według wielu osiągnął teraz życiową formę, mamy nadzieję, że udowodni to w najbliższych tygodniach.
Maciej Kot – Miłośnik… kotów. Gość, który jeszcze trzy lata temu miał nad łóżkiem plakat Adama Małysza. Żartowniś, który dworuje sobie np. z Olka Zniszczoła, a więc jedynego… daltonisty w kadrze. Idol licealistek, które wzdychają do niego jeszcze mocniej odkąd był czwarty w ostatnim TCS wziął udział w półnagiej sesji. Zdarzało mu się podrywać dziewczyny udając zawodnika MMA. Słucha disco-polo, bo lubi “proste piosenki, mówiące prawdę”. Więcej o Maćku możecie przeczytać w wywiadzie, którego udzielił Samuelowi Szczygielskiemu, polecamy.
Tomasz Pilch – Pochodzi z Wisły i jest wnukiem Antoniego Piechniczka spokrewniony z lokalną legendą. To siostrzeniec Adama Małysza, o którym mówi się, że może być godnym sukcesorem wuja. Siedemnastolatek. Może i w monopolowym nie sprzedaliby mu jeszcze piwa, może dostałby od mamy po łapach, gdyby przyłapała go na oglądaniu Twojego Weekendu internetowego porno, ale akurat w skokach jego wiek jest atutem. W historii dyscypliny nie brakowało bowiem dzieciaków, którzy wymiatali (Toni Nieminen, Gregor Schlierenzauer), co oczywiście nie oznacza, że już dziś wymagamy od Tomka, aby wygrywał zawody Pucharu Świata. Liczymy natomiast, że w Innsbrucku, w którym wystąpi w ramach TCS (w pozostałych turniejach go nie zobaczymy), “wjedzie na scenę” z dynamiką bardziej przypominającą członków zespołu AC/DC niż Edytę Bartosiewicz.