Wiele można by wskazać różnic pomiędzy dwoma tegorocznymi beniaminkami. Chociażby miejsce w tabeli – jedni są liderem, drudzy mogą dziś wylądować w strefie spadkowej. Albo perspektywiczność – Górnik jest najmłodszą drużyną w lidze, Sandecja najstarszą. Największa różnica uwidoczniła się jednak wczoraj, kiedy to – jeden po drugim – beniaminkowie rozegrali swoje domowe mecze:
– Na mecz Sandecji przyszły 724 osoby.
– Na mecz Górnika przyszły 20 163 osoby.
Rozumiemy że Sandecja rozgrywa swoje mecze w oddalonej o niecałe 80 kilometrów Niecieczy. Rozumiemy też, że drużyna nie wygrała 10 meczów z rzędu, co raczej nie przyciąga na stadion. Ale też dopiero co podopiecznych Radosława Mroczkowskiego sekundy dzieliły od pokonania mistrzów Polski. A teraz, kiedy do Niecieczy zawitał wicemistrz kraju, na trybunach mieliśmy trzycyfrówkę… Rany, to nawet kiedy krzyknie się na ulicy “goła baba” w kilkanaście sekund zbiera się więcej osób.
Na drugim biegunie mamy Górnika, dla którego był to dziesiąty mecz na własnym stadionie w lidze i dziesiąty mecz, który zobaczyło ponad 20 tysięcy osób. Nie tak dawno pisaliśmy, że zabrzanie – obok pięćdziesięciu-kilku topowych klubów Europy – przekroczyli pod względem frekwencji łącznej 200 tysięcy (KLIK). Co prawda na Lechii po raz drugi w tym sezonie nie stawił się komplet widzów, ale też czepianie się zabrzan w kwestiach kibicowskich byłoby dziś zupełnie nie na miejscu. Oni w tym aspekcie zwyczajnie masakrują całą ligę.
Abstrahując już od przyczyn takiego stanu rzeczy, warto docenić energię, jaką Górnik wniósł do całej ligi. A Sandecja – przy siedmiuset kibicach patrzących na jej mecze – póki co wnosi jedynie smutek. Tak się akurat składa, że Górnik gra niezwykle widowiskowo i z własnymi kibicami idealnie się dopełnia, ale potrafimy wyobrazić sobie sytuację, w której to kibice – chociażby poprzez swoją liczbę – tworzą atmosferę piłkarskiego święta i motywują piłkarzy do lepszej gry. A także potrafimy wyobrazić sobie sytuację, w których pusty stadion ciągnie poziom meczu w dół. Chociaż właściwie wcale nie trzeba sobie tego wyobrażać, wystarczyło wczoraj włączyć telewizor.
Dlatego też warto trzymać kciuki za drużyny z zaplecza, które – oprócz dobrej gry w piłkę – będą mogły wnieść do ligi coś więcej, a ich mecze będą kapitalnie opakowane. Za takie kluby jak Widzew, który – na czwartym poziomie rozgrywkowym – wykręca nieprawdopodobne liczby. W tym sezonie III ligi – przy dziewięciu meczach u siebie – ani razu nie zeszli poniżej 14 tysięcy widzów! Z jednej strony robi to ogromne wrażenie, z drugiej… No jak słyszy się o 724 osobach na ekstraklasie w Niecieczy, to zwyczajnie nóż się w kieszeni otwiera.
To chyba najsmutniejsza galeria, jaką w tym sezonie widzieliśmy:
Galeria zdjęć z wczorajszego meczu #SANJAG ➡️ https://t.co/O2CB2fVyvf 📸📷 pic.twitter.com/Z2TGHwi5YR
— Sandecja Nowy Sącz (@SandecjaNS) 9 grudnia 2017
Fot. FotoPyK