Jak mogą wyglądać udane derby regionu? Hmm, poszperajmy trochę w pamięci. Przypomina nam się jeden taki mecz, sprzed… kilkunastu godzin. Do przerwy 4:0 dla gospodarzy, po przerwie 4:0 dla gości. 80 tysięcy kibiców na trybunach, czerwona kartka, kontuzja po wyczerpaniu limitu zmian i heroiczny powrót na boisko, gol strzelony ręką, gol nieuznany przez VAR, bramkarz w polu karnym rywala, decydująca bramka w doliczonym czasie gry… Jeśli chociaż ułamek z tej listy wydarzy się dziś w derbach Dolnego Śląska, wieczorem udamy się z dziękczynną pielgrzymką do monopolowego.
Tak naprawdę jednak piłkarze Śląska zadbali o odpowiednią dramaturgię już w poprzedni weekend. Do szerokiego grona wykluczonych z gry z powodu kontuzji dołączyło aż czterech piłkarzy, którzy się wykartkowali. Z powodu 4 żółtych kartek nie obejrzymy dziś Chrapka, Koseckiego i Pawelca, a z powodu obejrzanego asa kier Augusto. Sytuacja kadrowa w Śląsku jest więc o tyle trudna, że istnieje pewne prawdopodobieństwo, iż na boisko będzie musiał wybiec sam Jan Urban. I miałoby to o tyle uzasadnienie, że we Wrocławiu w ostatnim czasie cholernie brakuje też jakości. Cztery porażki w pięciu meczach i błyskawiczny zjazd w tabeli, który póki co skutkuje ledwie trzema punktami przewagi nad strefą spadkową. Innymi słowy, dziś wypadałoby się wreszcie odbić.
Tym bardziej, że przeciwnik również nie znajduje się na krzywej wznoszącej. Ledwie dwie wygrane Zagłębia na przestrzeni dziesięciu ostatnich spotkań to wynik żenująco słaby. Raz, w kontekście potencjału kadrowego lubinian i dwa, w obliczu naprawdę efektywnego wejścia w sezon. Z ostatniej serii podopiecznych Stokowca najbardziej w oczy kłuje 2:2 u siebie ze słabym Piastem i 1:2 u siebie ze słabą Cracovią. Ogólnie też w ostatnich tygodniach na Zagłębie naprawdę trudno się patrzy i właściwie nie dziwimy się, że Przegląd Sportowy za karę napisał im na okładce, że są z Lublina.
Na pocieszenie dla jednych i drugich jeszcze jedno wspomnienie wczorajszych derbów Westfalii. Przed meczem matematyka raczej nie sprzyjała Borussii Dortmund, która notowała fatalną serię meczów bez zwycięstwa. Ale nie przeszkodziło jej to sieknąć odwiecznemu rywalowi 4 goli w 25 minut. Pamiętajmy bowiem, że – uwaga, będzie wyświechtany zwrot – derby rządzą się swoimi prawami i właściwie to nasza największa nadzieja przed wieczornym starciem.
* * *
Inna nadzieja opiera się na tym, by nie zakrztusić się przystawką, czyli meczem Lecha z Wisłą Płock. Co nie napawa optymizmem, to fakt, iż ofensywa Kolejorza jest na tyle rozpędzona, że przed tygodniem połamała sobie zęby na Sandencji, której wczoraj Arka wbiła pięć sztuk. Z drugiej strony goście przybywają do Poznania z Sewerynem Kiełpinem w bramce, więc – o ile napastnikom rywala ze śmiechu nogi nie odmówią posłuszeństwa – może być naprawdę ciężko o zagranie na zero z tyłu. Jak przypuszczamy, przy tej okazji popołudnie przy komputerze zaplanował już Kamil Grabara i trzeba mieć dla niego wyrozumiałość – w końcu występy na Twitterze są jedynymi wśród dorosłych, na jakie w najbliższym czasie może liczyć.
Wracając do samego meczu, Lech nie wygrał od 8 tygodni. Powiedzcie to sobie na głos – drużyna marząca o mistrzostwie nie wygrała od 8 tygodni. To niemal bite dwa miesiące męczenia buły! I wcale nie jest powiedziane, że ta seria zakończy się dzisiaj, chociaż rzecz jasna okoliczności są sprzyjające. Nawet nie mamy tu na myśli samej formy dzisiejszego rywala, ale też fakt, że Legia i Jagiellonia przegrały swoje mecze. To jasne, uciekającego Górnika też nie można lekceważyć, ale to właśnie najwięksi rywale z poprzedniego sezonu w pierwszej kolejności szukają siebie nawzajem w ligowej tabeli i pomiędzy sobą obliczają różnice punktowe. A ta między Lechem i Legią wynosiła przed kolejką -6 (mimo, że niedawno było +5), więc to już naprawdę najwyższy czas wziąć się do roboty i zacząć odrabiać straty. Bo jak nie dzisiaj, to kiedy?
No i jeszcze jedno – 17. kolejka ekstraklasy jak dotąd wyjątkowo nas rozpieszcza. Emocje, gole, zwroty akcji – właściwie do żadnego z meczów nie możemy się specjalnie przyczepić, a wręcz przeciwnie, oglądaliśmy je z niekłamaną przyjemnością. Jako że większą część spotkań mamy już za sobą, ogromna prośba do naszych dzisiejszych bohaterów z Poznania i Wrocławia. Panowie, nie spieprzcie tego.
Fot. FotoPyK