Nie brakowało kontrowersji w tej kolejce i nie brakowało meczów, których wyniki musieliśmy całkowicie zmienić. Być może to dotychczasowy rekord, ale zweryfikowaliśmy aż trzy rezultaty z ośmiu. I do końca się zastanawialiśmy, czy nie zweryfikować czwartego. To już by oznaczało, że co drugie spotkanie zakończyło się innym wynikiem niż powinno, na skutek błędów arbitrów.
Kamień z serca nam spadł, że Lech wbił gola na 2:0, ponieważ ten pierwszy padł po spalonym i gdybyśmy musieli przyznać remis, byłoby to jednak w oczywisty sposób sprzeczne z przebiegiem spotkania. Kiedy jednak trafił Tonew, pomyłka arbitra przestała być aż tak istotna. W podobny sposób Furman naprawił wpadkę liniowego z derbów Warszawy. Do końca rozważaliśmy przyznanie Wiśle zwycięstwa za mecz w Gdańsku (tak, tak, tej beznadziejnej Wiśle), ale w końcu nie zobaczyliśmy ani jednej powtórki, z której by wynikało, że Małecki przed zdobyciem gola nie był na minimalnym spalonym – tam faktycznie mogło być – i chyba było – kilka centymetrów nie w tę stronę…
Zmieniamy więc następujące wyniki:
1. GKS Bełchatów – Śląsk Wrocław: remis zamiast zwycięstwa GKS
2. Zagłębie Lubin – Ruch Chorzów: zwycięstwo Zagłębia zamiast zwycięstwa Ruchu
3. Podbeskidzie – Korona Kielce: zwycięstwo Podbeskidzia zamiast remisu
Po kolei… W Bełchatowie tuż przed karnym było zagranie ręką Grzegorza Barana. Gdyby gra została przerwana w odpowiednim momencie, „jedenastka” w ogóle nie zostałaby podyktowana.
W Lubinie nasz najbardziej kontrowersyjny werdykt: na minutę przed końcem, przy stanie 2:2, należał się rzut karny dla Zagłębia i czerwona kartka dla Marcina Baszczyńskiego za uderzenie przeciwnika bez piłki. Sędzia tego nie widział (był zasłonięty), a mecz potoczył się tak, że chwilę później to nie „Niebiescy” grali w dziesiątkę, tylko lubinianie. My zakładamy, że gdyby minutę przed końcem Zagłębie strzeliło na 3:2 i miało przewagę liczebną (jedenastu na dziesięciu), to już by gola nie straciło.
Na koniec Bielsko-Biała, gdzie pierwszy gol – autorstwa Macieja Korzyma – padł z minimalnego spalonego. Wprawdzie najbardziej zeszmacił się bramkarz Podbeskidzia, ale nie zmienia to faktu, że i arbiter liniowy troszeczkę przysnął. Dlatego u nas 1:0 dla gospodarzy. Niewydrukowana tabela wygląda tak…
