Kiedy Alex Ferguson opuszczał Manchester United, wielu kibiców nie potrafiło ogarnąć tego we własnych głowach, bo „przecież on był od zawsze”. Młodsi kibice po prostu nie znali innej rzeczywistości. Z podobnym stanem wkrótce będą musieli zmierzyć się również niektórzy fani Dallas Mavericks, bo ich legenda Dirk Nowitzki też w końcu na dobre zejdzie do szatni. Póki co, Niemiec rozpoczął jednak swój dwudziesty sezon w barwach Mavs, co czyni go dopiero drugim zawodnikiem w historii ligi, który tak długo biegał w trykocie jednego klubu. Tak, Dirk to kawał historii, którą warto przypomnieć.
***
1. Deutschland, Deutschland
Dzisiaj może wydać się to zabawne, ale w dzieciństwie uważał, że koszykówka to sport dla bab. W sumie mógł tak myśleć, bo do kosza zawodowo rzucała zarówno jego mama Helga, jak i starsza siostra Silke. Z kolei ojciec – Jörg-Werner – był niezłej klasy piłkarzem ręcznym. Młodego Dirka kręcił więc szczypiorniak, trochę grywał w piłkę, przez moment był nawet tenis, ale wszystko zmieniło się, kiedy w 1994 r. dołączył do lokalnej, drugoligowej wówczas drużyny DJK Würzburg. Kilka lat później pomógł jej nawet uzyskać wymarzony awans do Bundesligi, ale to byłoby na tyle jeśli chodzi o jego grę w rodzimej lidze.
2. Holger Geschwindner
Geschwindner – który w przeszłości był kapitanem reprezentacji Niemiec – poznał Nowitzkiego podczas treningów w Würzburgu, kiedy ten był jeszcze 16-letnim szczypiorkiem. Zauważył, że ten patyczak ma zadatki na dobrego koszykarza, dlatego po rozmowie z jego rodzicami zaproponował mu indywidualne treningi. Od razu postawił jednak sprawę jasno: jeśli młody chce w przyszłości mieć szansę grać z najlepszymi i wyjechać z Niemiec, musi całkowicie podporządkować się jego treningom. Słowem – ma zapieprzać. I tak też robił.
Ich zajęcia, podczas których do znudzenia szlifowany był m.in. jego słynny rzut z odejścia, obrosły już legendami. Trening fizyczny połączony z elementami psychologii, a nawet matematyki i fizyki – tak można w skrócie nazwać styl pracy Geschwindnera. Wiedział, że chociaż jego zawodnik nie będzie gladiatorem, to może być zabójczo skuteczny. Sposób poruszania się po parkiecie i styl rzutu wypracowywał z nim w najdrobniejszych szczegółach. Włącznie z obliczeniem, że idealny kąt rzutu wynosi w jego przypadku 60 stopni. Wspólna praca szybko przyniosła efekty. Nowitzki został czołowym młodzieżowcem w Europie, był więc jednym z najgorętszych towarów w kontekście draftu NBA.
Leciwy Holger do dziś jest mentorem i trenerem indywidualnym Nowitzkiego. Ma zresztą w Dallas wyjątkowy status, na konsultacje przychodzili do niego też inni zawodnicy Mavs.
3. Robert „Tractor” Traylor
Aż chciałoby się zapytać, kim w ogóle jest Robert „Tractor” Traylor? Ale można powiedzieć, że w pewnym sensie to od niego zaczęła się wielka kariera Nowitzkiego za oceanem.
Niemiec został zgłoszony do draftu w 1998 r., gdzie z dziewiątką wybrali go Milwaukee Bucks. 20-letni Dirk nie zdążył jednak nawet wybrać się do Wisconsin, bo od razu doszło do dealu: przechwycili go Mavericks, a w przeciwnym kierunku powędrował właśnie Traylor, który wcześniej został wybrany w pierwszej rundzie z numerem szóstym. – Będę grał przeciwko graczom, których wcześniej mogłem oglądać tylko w telewizji. Moim idolem od dawna jest Scottie Pippen. Będzie świetnie zagrać przeciwko niemu – mówił Nowitzki tuż po przyklepaniu jego angażu w Dallas.
A co stało się z Robertem Traylorem? NBA nie podbił, po wędrówce po klubach liga ostatecznie wypluła go w 2005 r. Następnie przez kilka lat błąkał się po ligach w Meksyku, Portoryko, a nawet Turcji. Jego karierę przerwała tragedia – w 2011 r. zmarł na atak serca.
4. Debiut
Musiał na niego trochę poczekać, a wszystko przez lokaut, który storpedował początek sezonu 1998/1999. Ostatecznie pierwszy oficjalny mecz w barwach Mavericks rozegrał 5 lutego 1999 r. przeciwko Seattle SuperSonics. Debiut był średnio udany, bo jego ekipa dostała w czapę. On sam biegał po parkiecie przez 16 minut zdobywając w tym czasie tylko dwa punkty. Do końca sezonu konsekwentnie jednak na niego stawiano, dlatego w mocno okrojonej kampanii rozegrał łącznie 47 meczów, w których rzucał średnio 8,2 pkt. Wtedy jeszcze nie wykręcał takich liczb, które zwracałyby na siebie uwagę, ale to i tak był dobry początek.
A tak na marginesie: od początku uwagę zwracały za to nie tylko jego 213 cm, ale też jeszcze coś. Pod koniec lat 90. wszyscy chcieli wyglądać jak Nick Carter z Backstreet Boys i kto wie, czy Niemcowi nie było do jego stylówki najbliżej. Podobieństwo uderzające.
5. Styl gry
Gdyby przeprowadzić wśród graczy NBA sondę, na które zagrania w ostatnich latach nie znaleziono skutecznej recepty, jego rzut na pewno znalazłby się w takim zestawieniu. Wspomniane już odejście, podciągnięte do góry kolano i nietypowa technika rzutu zza głowy sprawiały, że Niemiec często był nieuchwytny dla obrońców.
– O Dirku Nowitzkim i jego stylu gry można mówić nie tylko godzinę, ale dwie, trzy i dłużej. Trudno znaleźć sposób na takiego zawodnika – ocenia Andrzej Pluta, mistrz Polski w barwach Anwilu Włocławek i Prokomu Trefla Sopot. – Dirk ma niesamowity rzut na kontakcie, często z „odchyłki”, bez balansu, gdzieś odbijając się z jednej nogi. Ale on to trafia, jest nie do zatrzymania. Kiedyś oglądałem nagranie, na którym było widać, jak pracuje indywidualnie. Co ciekawe, na jednym z treningów jego trener miał rakietę do tenisa. Podnosił ją wysoko, a on musiał rzucać z tej „odchyłki” z najwyższego punktu z jakiego tylko się da. Ma niesamowity rzut, niesamowitą pewność siebie. Pewnie, wielokrotnie słyszeliśmy komentarze, że Nowitzki nie jest tak sprawny, skoczny i elastyczny jak amerykańscy zawodnicy, ale on ma coś innego. I ta inność pozwala mu wciąż grać nawet w wieku prawie czterdziestu lat.
Wojciech Michałowicz, komentator NBA na antenie NC+, idzie nawet krok dalej: – Amerykanie dość długo schematycznie patrzyli na podział na pozycje, każdy zawodnik miał swoje określone zadania. A okazało się, że Dirk – który przecież jak ognia unikał grania na pozycji numer pięć – tak naprawdę był gigantycznym niskim skrzydłowym. Można powiedzieć, że także dzięki niemu koszykówka stała się więc bardziej multipozycyjna. Doszło do tego, że dziś w NBA nawet szkoli się zawodników trochę na wzór Nowitzkiego. Czyli jeśli ktoś jest wysoki, niekoniecznie musi grać tyłem do kosza.
6. Pechowe finały
Sezon zasadniczy w 2006 r. Mavs skończyli z 60 zwycięstwami na koncie. Radzili sobie, chociaż ich grą nie kierował już Steve Nash, prywatnie przyjaciel Dirka i towarzysz do imprez. W play-off najpierw gładko poradzili sobie z Memphis Grizzlies wygrywając do zera. Później był dreszczowiec z San Antonio Spurs (4:3) i zwycięski finał konferencji z Phoenix Suns, czyli tą samą ekipą, która rok wcześniej wyrzuciła ich z play-off w półfinale.
Tamte finały przeciwko Miami Heat to największy koszmar Dirka. A zaczęło się idealnie, bo od dwóch zwycięstw Mavericks w American Airlines Center w Dallas. Nowitzki świetny był szczególnie w meczu numer dwa, kiedy był najskuteczniejszy zarówno pod względem zdobyczy punktowej (26), jak i aktywności pod tablicami (16 zbiórek). Później jednak wraz z kolegami ewidentnie nie wytrzymał ciśnienia – wyższe biegi wrzuciły też gwiazdy Heat czyli Dwyane Wade oraz Shaquille O’Neal – i skończyło się na druzgocącym 2:4. Wprawdzie dla Mavs już samo dojście do finałów było największym sukcesem w historii, ale wielki niedosyt pozostał.
7. Kozackie finały
Czas rewanżu nadszedł pięć lat później, chociaż do tego czasu szatnia Mavericks została solidnie przewietrzona. Tym razem dla odmiany to Miami – kierowane już nie tylko przez Wade’a, ale również LeBrona Jamesa – wygrało pierwszy mecz, a następnie wyszło też na prowadzenie 2:1. Chociaż tytuł znów się wymykał, Dirk był w gazie zdobywając w tych meczach kolejno 27, 24 i 34 pkt. Pozostałe mecze padły już łupem ekipy z Dallas, chociaż np. w czwartym spotkaniu Niemiec grał z wysoką gorączką. Jego drużyna po raz pierwszy mogła odebrać mistrzowskie pierścienie. Sam Dirk skończył finały ze średnią 26 pkt. i 9,7 zbiórki. Nic więc dziwnego, że został wybrany na MVP finałów.
Kiedy po meczu numer sześć jego koledzy tańczyli na parkiecie, on na pewien czas zbiegł do szatni, gdzie zamknął się w pomieszczeniu z prysznicem. Tam, z ręcznikiem naciągniętym na głowę, płakał. Nie chciał, żeby inni widzieli, jak się rozkleja. A może chciał po prostu przeżyć ten moment sam?
8. MVP
Był też pierwszych zawodnikiem z Europy, który zgarnął MVP sezonu zasadniczego. Stało się tak w sezonie 2006/2007, który Nowitzki skończył ze średnią 24,6 pkt. Mógł też pochwalić się 41-procentową skutecznością w rzutach za trzy, a także ponad 90-procentową zza linii rzutów wolnych. Niestety, za jego popisami nie poszły wyniki drużyny, która sensacyjnie zebrała łomot od Golden State Warriors już w pierwszej rundzie play-off.
9. Trzydzieści tysięcy „oczek”
Jeden z najlepiej rzucających graczy ostatnich lat barierę 30 tys. punktów złamał w marcu w meczu z Los Angeles Lakers. Kiedy na telebimie hali w Dallas wyświetlono magiczną liczbę, kamery uchwyciły, jak siedzący na trybunach trener Holger Geschwindner zaczyna płakać. To były też jego punkty.
Dzięki temu niemiecki skrzydłowy został dopiero szóstym zawodnikiem w całej historii ligi, który dokonał tej sztuki. Przed nim w tej kosmicznej klasyfikacji znajdują się już tylko Kareem Abdul-Jabbar, Karl Malone, Kobe Bryant, Michael Jordan i Wilt Chamberlain. Do ostatniego z nich traci obecnie 1126 pkt. (stan na 25 października).
10. Rekordy
Wspomniane 30 tys. punktów to oczywiście jeden z najświeższych rekordów Nowitzkiego, ale ma on na koncie jeszcze kilka innych. Przede wszystkim jeśli chodzi o samą drużynę z Dallas, dla której przez dwie dekady rozegrał dokładnie 1398 meczów, w tym 145 w play-off. W tym czasie tak rozrabiał na boisku, że zajmuje dziś pierwsze miejsce w historii klubu m.in. pod względem – to akurat oczywiste – zdobytych punktów (30,293), ale też zbiórek (10,920) i rzutów za trzy (1,784) w czym też był przecież nie lada specem. Wśród najlepiej blokujących jest jak na razie drugi (1,218, 32 mniej niż Shawn Bradley).
11. Dallas
Można zażartować, że kiedy w 1998 r. przeprowadzał się do Dallas, najbardziej znaną postacią z tego miasta – chociaż fikcyjną – był chyba Cordell Walker, czyli „Strażnik Teksasu”. Po blisko dwudziestu latach dla wielu to jednak Dirk jest jednym z symboli miasta, a już na pewno jego sportowej strony.
– Myślę, że Dallas spokojnie można nazwać Dirkland – uśmiecha się Wojciech Michałowicz. – Nowitzki trafił bowiem w idealne miejsce także ze względów społecznościowych. Dallas to trochę takie małe Niemcy, ponieważ mieszka tam wielu ludzi tej narodowości. Nic więc dziwnego, że od początku czuł się tam szczególnie komfortowo. Poza tym trenerzy od początku na niego stawiali. Zawsze lubiłem robić mecze Mavericks, nawet jeśli w ostatnich latach byli niżej notowani, bo tamtejsza publiczność reaguje dosłownie na każdą jego akcję. To wielki gracz, a dowodem jego wielkości jest to, że klub nigdy go nie wymienił. A pamiętajmy, że w NBA tak naprawdę gracze o sobie nie decydują. Jest tak co najwyżej w przypadku zawodników pokroju LeBrona Jamesa.
Dirk wciąż trwa w Mavs nie tylko ze względu na poziom sportowy. Także dlatego, że od lat cieszy się pełnym wsparciem właściciela klubu Marka Cubana. Amerykański miliarder na tyle dobrze żyje z Nowitzkim, że był ponoć nawet jednym z gości na jego wieczorze kawalerskim.
12. Kontuzje
Patrząc na całą jego dotychczasową karierę można powiedzieć, że mimo kilku urazów, był raczej okazem zdrowia. Pomijając pierwszy sezon, który skurczył się przez wspomniany już lockout, Dirk tylko trzykrotnie uzbierał w sezonie zasadniczym mniej niż 70 meczów. Najgorszy pod tym względem był ubiegły sezon, kiedy przez problemy ze ścięgnem Achillesa od października do końca grudnia zagrał tylko w dziewięciu meczach na 34. kolejki. Cały sezon zamknął w 54 spotkaniach. Z powodu przeciągającej się rekonwalescencji zaczęły się nawet pojawiać informacje o rychłym końcu kariery Niemca, ale ten pod koniec sezonu pozbierał się na tyle, dziś już nikt nie wysyła go na emeryturę.
13. Kobe Bryant
Pierwszy gość w historii NBA, który rozegrał dwadzieścia sezonów dla jednego klubu. Dirk jest więc “dopiero” drugim takim okazem. Można powiedzieć okazem na wymarciu, bo w tak bardzo skomercjalizowanej lidze tak wiernych żołnierzy już nie ma.
– Wybitny koszykarz. To też przykład, jak NBA traktuje swoich zawodników. Mavericks sprowadzili go lata temu, dali mu się rozwinąć, on odpłacił im się dobrą grą i teraz dzieli się doświadczeniem, jest ostoją dla młodszych zawodników. W klubie nie zrezygnowali z niego, bo wiedzą, że nawet jeśli nie gra już tak jak kiedyś, to gdy przyjdą najważniejsze mecze, on im pomoże – mówi Andrzej Pluta.
Co ciekawe, sam zawodnik wcale nie wyklucza, że karierę będzie kontynuował też w sezonie 2018/2019. W lipcu podpisał bowiem umowę na dwa lata (drugi rok jest opcją klubu). Jeśli współpraca byłaby dalej kontynuowana, byłby to jego 21. sezon w Dallas. Tym samym Nowitzki wyrównałby rekord NBA pod względem największej liczby rozegranych sezonów w ogóle. Obecnie na pierwszym miejscu – właśnie z liczbą 21 – są Kevin Garnett, Robert Parish i Kevin Willis.
14. Mecze Gwiazd
Aż trzynaście razy brał udział w meczu gwiazd NBA. Na pierwsze zaproszenie zapracował dość szybko, bo już w 2002 r. Cztery lata później, kiedy gwiazdy ligi gościły w Houston, wygrał konkursów rzutów za trzy. Trudno jednak powiedzieć, żeby był na tych imprezach czołowym showmanem. Błyszczeli jednak inni. – Faktycznie nie wyglądał najlepiej w meczach gwiazd, można było odnieść wrażenie, jakby to były okoliczności trochę nie dla niego. W jego przypadku jak widać najbardziej liczyła się gra o stawkę – dodaje Michałowicz.
15. Dolary
Świetny gracz musi świetnie zarabiać. W przypadku Nowitzkiego, przez blisko 20 lat było to 245 mln „zielonych” i oczywiście jest to kasa tylko z tytułu kontraktu. Zaczynał od całkiem marnych jak na standardy NBA 1,4 mln, ale w szczytowym momencie kosił już ponad 20 mln.
Dirk, chociaż jest bogatym gościem, ma jednak opinię faceta, dla którego kasa wcale nie jest najważniejsza. Dowodem jest chociażby to, że już kilka razy godził się na obniżenie zarobków. Po raz ostatni przed tym sezonem, kiedy zrezygnował z opcji gwarantującej mu 25 mln rocznej pensji. Przystał na okrojenie poborów do – jak podają przynajmniej niektóre źródła – 10 mln za dwa lata gry. Był to ukłon w stronę klubu, który dzięki temu będzie mógł zakontraktować nowych graczy.
16. Najlepszy Europejczyk
Takie rankingi to zawsze kwestia gustu. Dla jednego najlepszym graczem ze Starego Kontynentu w historii ligi będzie Tony Parker, dla drugiego Drażen Petrović, a dla jeszcze innego być może któryś z braci Gasol. Mimo to w podobnych zestawieniach to jednak Niemiec najczęściej wymieniany jest jako numer jeden. Nawet jeśli niektórzy z wyżej wymienionych gości mają w dorobku więcej mistrzowskich pierścieni niż on. – To legenda, dlatego tym bardziej cieszymy się, że jest Europejczykiem. Przypomniała mi się pewna historia. Kiedyś w Rudzie Śląskiej była licytacja jego oryginalnej koszulki z podpisem. Bardzo chciałem ją mieć. Kosztowało mnie to tysiąc złotych, ale było warto. Koszulka jest, wisi na wieszaczku – chwali się Pluta.
17. Reprezentacja
Jest architektem największych sukcesów swojej reprezentacji. Kiedy debiutował w niej pod koniec lat 90., jedynym medalem, jaki do tego czasu wyskakali pod koszem Niemcy, było złoto mistrzostw Europy z 1993 r.
Pierwszy pokaz dał w 2002 r., kiedy gospodarzem mistrzostw świata były akurat Stany Zjednoczone, czyli jego nowy dom. Niemcy zdobyli wówczas brąz, a Nowitzki zgarnął nagrodę MVP. Medalem zakończyło się także Euro w 2005 r., ale w tym przypadkiem już srebrnym. A Dirk jak to Dirk, znowu wziął sobie MVP. Największym rozczarowaniem w jego reprezentacyjnej karierze były z kolei igrzyska w Pekinie, na które Niemcy jechali z nadziejami na niezły wynik. Skończyło się jednak tylko na jednej wygranej w grupie z… Angolą i szybkim powrocie do domku.
18. Polskie korzenie
Wiadomo, polski kibic i dziennikarz lubią takie wątki, dlatego ten temat był dosyć często wałkowany. Ale wypowiedzi samego zawodnika, jak można było się spodziewać, były już mało konkretne. „Rozmawiałem z nim regularnie od ponad dziesięciu lat (…) i zawsze obowiązkowo pytałem o polskie korzenie. A on zawsze odpowiadał. Tak samo, czyli “mam polskich przodków w trzecim albo czwartym pokoleniu, nie pamiętam szczegółów, choć któregoś lata, jak będę miał czas, postaram się to sprawdzić”. Nie sprawdził do dziś.” – pisał w 2011 r. na łamach „Dziennika” Marcin Harasimowicz.
Ciekawą historię dotyczącą korzeni koszykarza pamięta Wojciech Michałowicz. – W latach 80. na AWF-ie moją specjalizację trenerską prowadził Jan Nowicki, wybitny niegdyś koszykarz Wybrzeża Gdańsk. Dopiero później dowiedziałem się, że był ponoć jego dalekim kuzynem. Prawda jest jednak taka, że sam Dirk nigdy nie szukał tych polskich kontaktów – mówi komentator.
19. Kobiety
Nowitzki zawsze starał się maksymalnie chronić swoją prywatności, ale jednej historii za cholerę nie dało się ukryć przed światem. Chodzi oczywiście o jego niedoszłą żonę Cristal Taylor. Chociaż jak się później okazało, pani tak naprawdę miała na nazwisko Trevino.
Koszykarz pewnie w najśmielszych snach nie spodziewał się, że zostanie bohaterem jednego z największych skandali w lidze w tamtym czasie. W 2009 r. kobieta została bowiem zatrzymana w jego domu pod zarzutem wyłudzeń finansowych. Jak się okazało, była pospolitą oszustką z całkiem bogatą policyjną kartoteką, o czym gwiazdor ponoć kompletnie nie wiedział. Mówiąc krótko, chciała go oskubać. Zamiast tego trafiła jednak za kratki. Po pewnym czasie udzieliła tam nawet wywiadu:
– Kochasz go? – zapytała ją dziennikarka.
– Tak bardzo… – odpowiedziała Taylor. Znaczy się Trevino.
Ale Dirk w końcu znalazł szczęście, które nazywa się Jessica Olson. Para w 2012 r. wziął ślub w Kenii, gdzie jego wybranka ma korzenie. Obecnie bawią już dwójkę dzieci.
20. Dowcipniś
Niemiec znany jest też z ogromnego poczucia humoru i dystansu do siebie. W szatni daleko mu do starego pryka, podobnie poza nią. Kiedy dwa lata temu wszyscy przebierali się z okazji Halloween, on – wykorzystując swoje niestandardowe 213 cm – ucharakteryzował się na Lurcha, czyli jednego z bohaterów „Rodziny Addamsów”. Z kolei przed rokiem, kiedy wziął udział w meczu charytatywnym piłki nożnej grając u boku m.in. Miroslava Klose i Lukasa Podolskiego, podchodząc do rzuty karnego sparodiował pokraczny bieg Włocha Simone Zazy.
Do jego poczucia humoru dobrze pasował również ostatni, bardzo nietypowy prezent, który otrzymał. Chodzi o słynne już wśród zawodników NBA i kibiców… personalizowane ziemniaki, które w ramach akcji marketingowej wysyłała gwiazdom firma Potato Parcel, znana z udziału w popularnym reality show „Shark Tank”. Jeden z pierwszych trafił właśnie do zawodnika Mavs.
Jak skomentował prezent sam Dirk, „nie dostaje się codziennie ziemniaka, dlatego to świetna sprawa.”
RAFAŁ BIEŃKOWSKI