Reklama

Wątroba Diablo nie wytrzymała starcia z Rosjaninem

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

22 października 2017, 09:32 • 3 min czytania 9 komentarzy

Niestety, w ringu hali Prudential Center nie udało się napisać pięknej historii, w której stary, polski mistrz pokonuje po fascynującym pojedynku niepobitego rosyjskiego fightera. Krzysztof Włodarczyk wytrzymał tylko niespełna trzy rundy z mistrzem świata IBF Muratem Gasijewem. Potężny cios na wątrobę odebrał mu oddech i marzenia o zwycięstwie w turnieju World Boxing Super Series oraz o wielkich pieniądzach.

Wątroba Diablo nie wytrzymała starcia z Rosjaninem

400 tysięcy dolarów – tyle otrzymał „Diablo” za wyjście do ringu z Rosjaninem. To podstawowa wypłata w prestiżowym turnieju wagi junior ciężkiej. Kolejne 400 tysięcy były warte zwycięstwo oraz występ w półfinale. Dalej zaczynają się jeszcze większe pieniądze. Włodarczyk walczył więc dziś przynajmniej o 1,2 miliona dolarów, a więc hajs, który mógł go ustawić na wiele lat. Niestety, niemal od początku pojedynku było widać, że zdobycie takiej kwoty będzie graniczyło z cudem.

Od pierwszego gongu to Rosjanin był dużo aktywniejszy. Włodarczyk oddał mu inicjatywę i pozwalał na łatwe konstruowanie akcji. W pierwszych dwóch rundach do celu doszło raptem kilka ciosów Polaka. W trzeciej nic się nie zmieniło, poza tym, że Gasijew trafił. Dopadł „Diablo” przy linach i uderzył dwa razy lewą ręką: raz ciosem podbródkowym, co jeszcze Polak wyłapał na gardę. Potem na wątrobę. Tego Włodarczyk nie był już w stanie zatrzymać. Padł na deski i już się nie podniósł.

Reklama

– Powalił mnie cios na dół. Właśnie tego się najbardziej obawiałem, wiedziałem, że coś takiego może się zdarzyć. W czasie przygotowań trenowałem, żeby być na to gotowym, ale on po prostu to zrobił – przyznał po walce „Diablo”. – Moja przewaga jest zawsze w drugiej części pojedynków. Chciałem do niej doprowadzić, ale się nie udało.

Powiedzmy sobie wprost: w ten sposób udać się nie mogło. Do momentu przerwania walki Murat Gasijew trafił 24 razy. W tym samym czasie do celu doszły… cztery ciosy Włodarczyka. Jedyny plus jest taki, że w przeliczeniu wychodzi po 100 tysięcy dolarów za celne uderzenie.

Na plus trzeba zapisać także walki dwóch innych polskich pięściarzy na gali w Newark. Mateusz Masternak bez większych kłopotów wygrał ze Stivensem Bijajem. Były mistrz Europy od początku narzucił swoje warunki. Polak trafiał obiema rękami i nie pozwalał rywalowi się rozpędzić. W siódmej rundzie osiągnął tak dużą przewagę, że sędzia na ósmą już nie pozwolił.

Jeszcze trudniejszy egzamin zdał w nocy Maciej Sulęcki. „Striczu” mierzył się z byłym mistrzem wagi super półśredniej Jackiem Culcayem. Niemiec to wyjątkowo groźny rywal, o czym Polak przekonał się na początku ósmej rundy. Wtedy do celu doszła cała seria mocnych sierpów Culcaya. Sulęcki był na skraju nokdaunu, który mógłby ustawić walkę. Przetrwał jednak kryzys i ustał na nogach, a w ostatnich rundach zdołał przejąć inicjatywę. W efekcie sędziowie jednogłośnie punktowali na jego korzyść: 98-92, 97-93 i 96-94. To była ringowa wojna w stylu tej pomiędzy Krzysztofem Głowackim a Marco Huckiem sprzed dwóch lat, toczona zresztą dokładnie w tej samej hali. Po wszystkim eksperci nie mieli wątpliwości i uznali, że to był bardzo ciekawy pojedynek, który potwierdził, że Maciek jest najlepszym obecnie polskim bokserem.

Reklama

Zestawienie Sulęckiego i Włodarczyka to zresztą dobre podsumowanie gali w Newark. Stary mistrz nie jest już groźny i powoli będzie się przymierzał do zakończenia kariery. Jego szanse na sięgnięcie po raz trzeci po pas mistrza świata są już tylko iluzoryczne. Na przeciwnym biegunie jest „Striczu”. On właśnie wywalczył sobie prawo boksowania o pas czempiona federacji WBC. Przy okazji pokazał niesamowite serce do walki. Umarł król, niech żyje król? Zdecydowanie, jeśli mamy szukać pozytywów w polskim boksie, to właśnie w Sulęckim możemy pokładać nadzieję.

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...