Kiedy reprezentacja Polski zdobywała w 1997 roku siódme miejsce na EuroBaskecie – co wielu uważa do dziś za ostatni dobry występ kadry na dużym turnieju – Adam Wójcik i Andrzej Pluta należeli do grona liderów drużyny. Ich synów nie było jeszcze wtedy na świecie. Dziś o potomkach dwóch znanych koszykarzy mówi się jako o sporych talentach, które mogą zrobić nawet większe kariery od swoich ojców.
Wiosną tego roku Elan Chalon został po raz drugi w historii mistrzem Francji. W meczach finałowych drużyna Jeana-Denysa Chouleta pokonała 3:2 SIG Strasbourg. Jasiek i Szymon Wójcikowie mogli je co najwyżej oglądać z trybun – na to, żeby zagrać w takich spotkaniach, są jeszcze zdecydowanie za mało doświadczeni.
Urodzeni 11 listopada 1999 roku bliźniacy podczas swojego premierowego sezonu nad Sekwaną występowali w drużynie do lat 18 oraz w tzw. Nadziejach. To zespół zawodników U-21, stanowiących bezpośrednie zaplecze najlepszej francuskiej ekipy, z którą Wójcikowie umówili się na trzyletnią współpracę. W tym czasie chłopcy mają nabrać masy, nauczyć się szybszej gry, podszkolić technikę, generalnie – zrobić wszystko, by wykonać duży skok jakościowy. Rodzice Janka i Szymka uznali, że Elan to najlepszy klub na rozwój ich synów, wybrali go, chociaż młodzi zawodnicy mogli związać się ze wspomnianym Strasbourgiem czy też Bayernem Monachium. Życiowym celem młodych Wójcików nie są jednak regularne występy we Francji. Nie, ich ambicje sięgają dużo wyżej – chcieliby zagrać w NBA.
– Już jako dwunastolatkowie analizowali składy drużyn najlepszej ligi świata. Patrzyli jakie numery są zastrzeżone w poszczególnych klubach, a co za tym idzie szukali wolnych, które mogliby w przeszłości przejąć – opowiada w rozmowie z Weszło Wojciech Rogowski, asystent w kadrze U-18. Jasiek i Szymon trenowali wówczas pod okiem ojca, w klubie KKS Kobierzyce. Adamowi zaimponowali rok później, kiedy bez problemów robili wsady – senior rodu był w stanie zapakować piłkę do kosza w starszym wieku, gdy miał piętnaście lat.
Kiedy prosimy Rogowskiego o charakterystykę młodych koszykarzy, ten chętnie ich opisuje:
– Od dzieciaka obaj byli bardzo pewni siebie. Mimo wątłej budowy, te szczuplaki na parkiecie nie bały się kontaktu z rywalem, a co za tym idzie agresywnej gry w ataku. Czasem szli na kosz tak mocno, że aż łapałem się za głowę – naprawdę bałem się, że mogą sobie zrobić krzywdę. Jasiek i Szymek nie odpuszczali nawet sobie nawzajem. Pamiętam, jak kiedyś grali 1×1 i walczyli o piłkę na desce tak zawzięcie, że aż spadli na ziemię. Oczywiście na tym się nie skończyło – leżąc szarpali się konkretnie, w ruch poszły nawet łokcie. Rywalizowali niesamowicie, ale to jest fajne, bo pokazuje, jak bardzo zależy im na tym, żeby stawać się coraz lepszymi koszykarzami.
– Kiedy na nich patrzę, mam wrażenie, że widzę na parkiecie dwóch młodych Adamów. Naprawdę są do niego podobni, widać, że mają koszykówkę w genach, nie tylko po ojcu, ale i po mamie Krysi, która przecież też grała. Mam nadzieję, że chłopcy zrobią duże kariery – mówi Maciej Zieliński, przyjaciel Adama Wójcika. Zmarły niedawno koszykarz marzył o tym, żeby zagrać w NBA. W 1993 roku był nawet na testach w LA Clippers, ale nie zdołał błysnąć w nich na tyle, by dostać za oceanem angaż. W tamtych latach zawodnikowi z Europy było jednak o niebo trudniej o zahaczenie się w najlepszej lidze świata niż teraz. Ciekawe, czy Jasiek i Szymon dokonają tego, czego nie udało się ojcu…
Maciej Lampe debiutował w lidze ACB, powszechnie uważanej za najlepszą w Europie, mając zaledwie 17 lat, miesiąc i 23 dni. Fajnie, ale na Andrzeju Plucie juniorze ten wynik nie robi specjalnego wrażenia. Syn byłego reprezentanta Polski „przywitał” się bowiem z hiszpańską ekstraklasą mając 16 lat, pięć miesięcy i 24 dni! Tym samym stał się ósmym najmłodszym debiutantem w jej historii. Nieźle, prawda? Wiadomo, że w sportach zespołowych nie z każdego zdolnego juniora wyrasta potem senior na światowym poziomie, ale niezależnie od tego trzeba napisać jedno: chłopak ma potencjał, i to duży. W lutym, w rozmowie z portalem sport.tvp.pl, senior rodu nie ukrywał, że jego syn jest bardziej utalentowany.
– Przede wszystkim ma lepsze warunki fizyczne – 190 cm wzrostu, większy zasięg ramion, do tego większe umiejętności techniczne. Jeśli jednak chodzi o rzut, to musi pracować, żeby mnie dogonić. Ostatnio nawet przegrał w naszym wewnętrznym konkursie, ale z każdym dniem jest lepszy.
W tym miejscu fajnie byłoby napisać historię o nastolatku z Polski, który wszedł do ACB z kopniaka, wyważając drzwi do ligi i stał się w niej jedną z większych młodych gwiazd. Niestety, tak nie było – młody Pluta w poprzednich rozgrywkach występował praktycznie tylko w juniorskich drużynach Betisu Sewilla. Na regularną grę w pierwszej drużynie musi jeszcze trochę poczekać.
– W minionym sezonie Andrzej znalazł się w składzie meczowym ze dwa-trzy razy. Nie sądzę, żeby w najbliższych rozgrywkach sytuacja jakoś drastycznie się zmieniła. Owszem, może dostać jakieś pojedyncze szanse, ale myślę, że głównie będzie skupiał się na podnoszeniu swoich umiejętności i grze w młodzieżowych zespołach. Pamiętajmy, że Sewilla w poprzednim sezonie spadła z ACB, ale potem… wróciła do ligi, bo jedna z drużyn, które awansowały, nie spełniła wymogów władz. Teraz zespół Pluty juniora też raczej będzie walczył o utrzymanie, w związku z tym trenerzy postawią pewnie na bardziej doświadczonych zawodników – opowiada w rozmowie z Weszło Radosław Spiak, który komentuje w Sportklubie mecze ACB.
– Cały okres przygotowawczy Andrzej trenował z seniorami. W tym czasie wystąpił m.in. trzy minuty w spotkaniu o mistrzostwo Andaluzji przeciwko Maladze, grał też trzynaście minut w meczu z drużyną z Argentyny. Mimo to na dziś faktycznie niełatwo będzie mu się przebić na parkiet w ligowych starciach, mam jednak nadzieję, że utrzyma się w „dorosłej” drużynie. Regularne zajęcia z nią pozwolą mu zrobić kolejny krok do przodu – mówi Weszło ojciec koszykarza.
Andrzej ma dwa lata młodszego brata Michała, który w ostatnim sezonie również był graczem klubu z Sewilli. W najbliższych rozgrywkach wystąpi jednak w San Jorge Baloncesto, czyli w ekipie z Madrytu.
– Betisowi niespecjalnie zależało na Michale. Nie zabezpieczyli mu podstawowych rzeczy, jak internat, wyżywienie czy ubezpieczenie. Dlatego postawiliśmy na inny zespół, z którym podpisał trzyletni kontrakt. Chłopak ma pasję do koszykówki plus świadomość, kim chce być w przyszłości. To powinno mu pomóc w rozwoju – uzasadnia Pluta senior.
Jego synowie znają hiszpańską stolicę bardzo dobrze. To właśnie w tym mieście rozpoczęła się bowiem ich przygoda z Półwyspem Iberyjskim. Latem 2014 roku Andrzej Pluta wraz z małżonką Justyną postanowił na jakiś czas opuścić Polskę, wszystko po to, by w klubie Estudiantes zapewnić swoim synom maksymalną szansę na rozwój umiejętności. Życie w hiszpańskiej stolicy nie było dla chłopaków łatwe, o czym ich ojciec opowiadał w maju 2015 w reportażu portalu ofens.co:
– Chłopaki chodzą normalnie do zwykłej, publicznej szkoły i muszą uczyć się języka. Proszę sobie wyobrazić na początku – iść do szkoły i nic nie rozumieć. Przychodzili z lekcji do domu, chcieli zrobić zadanie, to potrzebny był translator. Ale wszystko sobie przemyśleliśmy. Przyjeżdżając tutaj, daliśmy im rok na zaadaptowanie się. Będą potem powtarzać tę klasę, bo nie ma innej możliwości. Wzięliśmy korepetycje z języka. Mamy panią Ewę, która jest w Hiszpanii już od 20 lat i uczy chłopaków trzy razy w tygodniu hiszpańskiego od podstaw. Po dziewięciu miesiącach jest naprawdę fajnie – komunikują się nieźle, piszą już sami, bez pomocy translatora. Ale to jest ciężka praca – 7 godzin szkoły, godzina korepetycji, potem 3 godziny treningów, w weekendy też po dwa mecze. Można powiedzieć, że pracują jak dorośli. Ale innej drogi nie ma, jeżeli chce się coś osiągnąć w sporcie.
2021 rok, EuroBasket. Andrzej Pluta junior, po tym jak dostał piłkę od Jana Wójcika, zagrywa ją błyskawicznie do Szymona. Ten popisuje się efektownym slam-dunkiem, po którym Polska ogrywa Greków i awansuje do półfinału turnieju, co z ławki rezerwowych obserwuje najmłodszy z tego grona Michał. Tym samym synowie dawnych gwiazd rewanżują się reprezentacji Hellady za ćwierćfinałową porażkę ojców (62:72) sprzed 24 lat.
Tak, wiemy, na razie to tylko scenariusz z marzeń. Ale kto wie, może dzięki takim ojcom-pasjonatom, jak Adam i Andrzej, polski kosz ruszy za kilka lat z kopyta, dzięki czemu faktyczne uda się go zrealizować?
KG