W poprzednim sezonie nie byłoby mowy o utrzymaniu Swansea w Premier League, gdyby Łabędzie nie posiadały w swoich szeregach takiego lidera, jakim był Gylfi Sigurdsson. Tak samo dziś nie byłoby szans wspominać o pięciu ligowych „oczkach” Łabędzi po pięciu kolejkach i zaledwie pięciu straconych golach – najmniej w dolnej połówce tabeli, mniej niż Liverpool czy Arsenal, tyle samo co Chelsea – gdyby w bramce zespołu Łabędzi nie stał Łukasz Fabiański. Polak, który dość niespodziewanie dziś wyrasta na bezkonkurencyjnego lidera prowadzącego Swansea na barykady.
W minionych rozgrywkach nikt o mianowaniu go kimś takim pewnie by nie pomyślał. Tak, Fabiański miewał mecze dobre, garstkę bardzo dobrych, ale Swansea była przy tym wszystkim wciąż drugą najczęściej dziurawioną defensywą ligi. Siłą rzeczy trudno było wyróżniać bramkarza, który wpuszcza po kilka bramek w paru meczach z rzędu i który notuje na przestrzeni całych rozgrywek tylko osiem czystych kont.
„Fabian” peanów na swoją cześć nie słuchał również dlatego – a słucha ich teraz – że jest po prostu znacznie skuteczniejszy. W jakiej mierze to zasługa jego formy i progresu jaki poczynił od zakończenia minionych rozgrywek w Anglii, a w jakiej pomocy ze strony kolegów, której zbyt wiele w poprzednim sezonie nie otrzymywał?
Zacznijmy od zasług Polaka. Nigdy wcześniej Fabiański nie wybronił na starcie sezonu tak wielu piłek. A dość wspomnieć, że Swansea zmierzyła się w tym sezonie już z Manchesterem United (0:4) i Tottenhamem (0:0), a więc dwoma uczestnikami Champions League. Nigdy, od kiedy gra dla Łabędzi, nie zaliczył w pierwszych pięciu meczach rozgrywek aż trzech czystych kont. Nigdy wcześniej nie miał po pięciu seriach gier aż dziewiętnastu skutecznych interwencji. Progres pod tym względem jest bardziej niż widoczny.
2014/15: 13 skutecznych interwencji, 1 czyste konto
2015/16: 17 skutecznych interwencji, 1 czyste konto
2016/17: 19 skutecznych interwencji, 3 czyste konta
Ten postęp po prostu bije po oczach, tak jak pierwsza pozycja Fabiańskiego wśród wszystkich ligowych bramkarzy z największą liczbą interwencji.
No dobrze, a jaki w tym wszystkim jest udział kolegów „Fabiana”?
Niedawno Fabiański w rozmowie z Przemysławem Rudzkim mówił, że dzięki Paulowi Clementowi gra obronna Łabędzi wygląda znacznie lepiej. Bo Clement stawia na sprawdzonych ludzi, do których ma duże zaufanie i których nie zmienia pod wpływem chwili, jednocześnie potrafiąc z nich wykrzesać maksimum. Jeśli jednak spojrzeć na suche liczby, widać że obrona Swansea dopuszcza rywali do strzałów ze… znacznie większą częstotliwością niż w poprzednim sezonie. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, szczególnie w obliczu słów Łukasza, fakty są takie, że obecnie tylko jeden zespół w Premier League pozwala przeciwnikom na oddawanie większej liczby strzałów niż Swansea (20,8 strzałów rywali na mecz). Jest to – z 22,6 strzału na mecz – Burnley. Podczas gdy w tamtym sezonie Swansea dopuszczała do zaledwie 13,7 strzałów na mecz (rzadziej niż 8 innych ekip).
Poprawę widać jednak gołym okiem, gdy wgryźć się głębiej i dostrzec, że Swansea owszem, pozwala rywalom na więcej uderzeń, ale mniej ich następuje w najgroźniejszych dla bramkarza strefach. Tottenham owszem, oddał 26 uderzeń w kierunku celu (4 zablokowane), ale aż 17 z nich – spoza obrębu pola karnego, a tylko jeden z „piątki”. Newcastle? 16 strzałów (w tym 5 zablokowanych), ale aż 9 z nich spoza szesnastki.
Im większy dystans, tym – wiadomo – lepiej dla Fabiańskiego. Ale też nie można powiedzieć, by „Fabian” nie potrafił interweniować nawet w sytuacji, w której napastnik ma do bramki znacznie bliżej i gdy to parada jest większą sztuką niż skierowanie piłki do siatki. Jak choćby wtedy, gdy w starciu ze Srokami powstrzymał Joselu, zaliczając jedną z najpiękniejszych interwencji początku sezonu w Premier League.
Mimo wszystko, i mimo lepiej prezentującej się niż za poprzednich trenerów defensywy, nie można tylko o jej zasługi opierać pochwał dla Fabiańskiego. Bo to, że koledzy są w stanie sprawić, że często rywal oddaje uderzenie z nieprzygotowanej pozycji to jedno. Ale to, ile razy tyłki i tak musiał im ratować Polak – to drugie. Bo robił to wystarczającą liczbę razy, by iść na rekordy życiowe w kilku aspektach, m.in.:
– nigdy wcześniej w Premier League (zarówno w Arsenalu, jak i w Swansea) nie notował tak wysokiej średniej liczby interwencji na mecz (4,8 – wcześniejszy rekord – 3,7 z sezonu 2014/15)*
– nigdy wcześniej w lidze angielskiej nie udało mu się bronić skutecznie tylu strzałów z obrębu pola karnego (średnio 2,6 na mecz, poprzedni rekord to 2,1 z sezonu 2014/15)*
* w sezonach, w których rozegrał min. 3 spotkania w Premier League
Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko kibicować „Fabianowi”, by interwencji, którymi pracuje sobie na coraz większe uznanie (jak ta po strzale Joselu) i meczów, które ostatecznie przekonują do jego klasy (jak ten z Tottenhamem) było jak najwięcej. I byśmy absolutnie szczytową formą, w jakiej niewątpliwie jest dziś, mogli się cieszyć także wtedy, gdy Ormianie i Czarnogórcy postanowią spróbować szczęścia i gdy zamarzy im się pozbawić nas awansu na mistrzostwa świata w Rosji.
Fot. FotoPyK