Odnajdują się kolejni piłkarze Cracovii, którzy przed sezonem musieli opuścić zespół. Marcin Budziński trafił do Melbourne, o czym piszemy tutaj, nowego pracodawcę ma też Hubert Wołąkiewicz. Nie będzie grał w tak malowniczym mieście, ale spróbuje odkryć uroki Chojnic, bo został piłkarzem Chojniczanki.
Dla zespołu to powinna być dobra wiadomość – lider zaplecza ściąga w końcu piłkarza, który jest przecież niezwykle doświadczony jeśli chodzi o polskie podwórko. 230 meczów w ekstraklasie piechotą nie chodzi, a też nie mówimy o czasach zamierzchłych, bo Wołąkiewicz jeszcze w zeszłym sezonie rozegrał 29 meczów dla Cracovii. Wiadomo, nie był w najwyższej formie – jak cała Cracovia – ale przecież nie można na niego zwalać całego zła, bo gdy Pasy robiły awans do Europy, obrońca też grał regularnie.
Z jego przyjściem powiększa się liczba zawodników w Chojnicach z doświadczeniem piętro wyżej. Poza obrońcą Krzysztof Brede ma do dyspozycji między innymi:
– Jakuba Biskupa (126 mecze w ekstraklasie)
– Rafała Grzelaka (112)
– Radosława Janukiewicza (103)
– Krzysztofa Danielewicza (92)
– Pawła Zawistowskiego (68)
– Tomasza Mikołajczaka (36)
Wiadomo, że bez powodu w pierwszej lidze się nie znaleźli – albo cofnął ich tu wiek, albo duży spadek formy – natomiast bez wątpienia są to ludzie doświadczeni. Nie będą się bać gry o ekstraklasę, bo też wiedzą, że bać się nie ma czego, a w kluczowych momentach sezonu ich ogranie może być na wagę złota. Na boisku i poza nim. Część z nich w klubie była już rok temu, ale Janukiewicz, Danielewicz i właśnie Wołąkiewicz to zawodnicy nowi, którzy być może pozwolą Chojniczance skutecznie bić się o awans. Na razie jest dobrze, ekipa z Chojnic lideruje w tabeli, ale gdzie jak nie tam mają rozumieć, że nie można się za szybko podniecać. W zeszłym sezonie też prowadzili – jeszcze w kwietniu – ale wcześniejsza seria remisów i późniejsze porażki zrzuciły ich na piąte miejsce.
A wracając do samego Wołąkiewicza: pewnie nie spodziewał się, że w wieku 31 lat – czyli dla obrońcy wciąż wczesnym – przyjdzie mu grać na zapleczu ekstraklasy. Wybił się w Lechii, pojechał z niej na kadrę i wziął udział w meczu z Ekwadorem, a nie graliśmy wtedy hotel na hotel. Lewandowski, Piszczek, Obraniak, Mierzejewski (Adrian oraz… Łukasz), Smolarek i wraz z nimi Wołąkiewicz. Potem zaprosił go do siebie Lech, gdzie długo był podstawowym obrońcą. Końcówkę, w sezonie mistrzowskim dla Kolejorza, miał już jednak słabą i zimą wyjechał, ale też przeprowadzkę do wicemistrza Rumunii trudno uznać za jakąś straszną porażkę.
Choć sam pobyt już tak – Wołąkiewicz w debiucie po 24 minutach dostał czerwoną kartkę, potem przytrafiły się kontuzje i licznik dalej nie ruszył, a obrońca wrócił do kraju. Padło na Cracovię, gdzie jak wspominaliśmy grał regularnie, ale też nie wybił się z ligowej szarzyzny na tyle, by przy odejściu z Krakowa przebierać w ofertach.
Jakkolwiek spojrzeć piłkarz zaliczył zjazd i to dość stromy. Gra w Chojniczance to dla niego make or break – albo pokaże się tam jako wciąż dobry obrońca i może nawet pomoże w awansie, albo popadnie już całkiem w przeciętność i drzwi do umownej elity zostaną przed nim zatrzaśnięte.
fot. FotoPyK