Bruk-Bet Termalica Nieciecza na wyjazdach radzi sobie niemal tak wspaniale jak Krychowiak w PSG, tak więc postawmy sprawę jasno – mecz, w którym tylko formalnie niecieczanie byli gośćmi, spadł drużynie Mariusza Rumaka z nieba. Wystarczyło tylko skorzystać z uśmiechu losu, zagrać tak jak z Legią czy Zagłębiem, przeciwstawić się Sandecji (której oczywiście lekceważyć nie można), by brzydkie bąki, które na początku sezonu puszcza się w Niecieczy, nie były aż tak wyczuwalne. Tymczasem Termalica nie bardzo wiedziała, jak ma rozpakować prezent, który dostała.
A to może oznaczać sceny. Dokładnie takie…
Dość dziwny był to mecz. Kluczowa sprawa – umówmy się, że rozpoczął się o 16:07. Uwierzcie, tak będzie lepiej dla wszystkich. Wcześniej to był tylko jakiś kiepski support. Jakaś drąca papę Gosia Andrzejewicz, by nikt się nie nudził, zanim na scenę wejdzie – dajmy na to – Lady Pank. Zapomnijmy o tym. W teorii “Panas” mógłby się obrazić na porównanie akurat do tych ekip, ale nie ma co się zżymać, bo to momentami było naprawdę niezłe granie.
Wszystko zaczęło się od… błędu sędziego Pawła Gila. Michał Probierz powiedział ostatnio, że trzeba być śmieszkiem, by wyznaczać go na takie mecze jak Cracovia-Jaga, a my chyba pójdziemy krok dalej i powiemy, że śmieszkowaniem powoli staje się wyznaczanie Gila na jakikolwiek mecz. Kamil Słaby faulował Bartłomieja Dudzica – sprawa była oczywista zarówno dla nas, jak i dla stewardów, którzy stali tyłem do murawy. Co więcej, obrońca Bruk-Betu mógł w tej sytuacji obejrzeć drugą żółtą kartkę.
Później było już więcej emocji piłkarskich. Z kontrą wyszedł Bruk-Bet, uderzenie Gergela zatrzymało się na słupku. Strzelał Kasprzak, strzelał Kolew, przy obu próbach wykazał się Mucha. Trochim minął w polu karnym Jovanovicia i huknął w poprzeczkę. Wszystko w ciągu 9 minut – znamy takich, którzy powiedzieliby “meczycho”.
W drugiej części gry było podobnie, obie drużyny miały swoje szanse, przy czym to Sandecja była lepsza. I tę przewagę potrafiła udokumentować golem, choć oczywiście łatwo nie było. Kluczowe okazało się wejście na boisko Danka, który powoli odkleja łatkę “syn prezesa” i bardzo fajnie, bo jak doskonale wiemy – na boisku nie ma takiej pozycji. Pierwszą setkę chłopak zmarnował, choć trzeba docenić, że na pozycję wyszedł bardzo fajnie. Później wyłożył piłkę na trzeci metr Trochimowi – ten znów walnął w poprzeczkę, sytuacja tym razem komiczna. Na koniec Danek pokonał Muchę precyzyjnym strzałem z linii pola karnego, trzeba to doceniać. No i lekki szok – Sandecja ma tylko dwa punkty mniej od tak chwalonego Górnika. Bez fajerwerków, ale skutecznie. Czapki z głów.
No i na tę chwilę ma już dziewięć punktów przewagi nad Bruk-Betem. W Niecieczy są piłkarze (Mucha, Putiwcew, Szeliga, Jovanović i kilku innych), nie ma drużyny. Jasne, powinniśmy indywidualnie zjechać takiego Gutkovskisa, który po raz kolejny zniweczył wysiłek kolegów, ale już nam się to nudzi, bo co mecz w tej drużynie jest jakiś paralityk, którego przerasta trafienie w prostokąt. Szkoda klawiatury. Brzydkie bąki dalej śmierdzą.
[event_results 358702]
Fot. FotoPyK