Żadne słowa nie brzmią sensownie, kiedy mają opisać coś tak szokującego. W wieku zaledwie 47 lat, po przegranej walce z białaczką zmarł Adam Wójcik, jeden z najlepszych graczy w historii polskiej koszykówki, dla wielu wręcz jej symbol. We wspomnieniach przyjaciół i rywali z parkietu przewija się przede wszystkim jedno słowo: Legenda.
Jako jeden z zaledwie dwóch graczy w historii Polskiej Ligi Koszykówki przekroczył 10 tysięcy punktów zdobytych w karierze. Kiedy tego dokonał, przerwano mecz, by założył koszulkę z tradycyjną dziesiątką z trzema dopisanymi zerami. A gdy po zakończeniu spotkania ustawiono tron, a na głowę założono mu koronę, był zawstydzony i zakłopotany. Bo, jak podkreślają wszyscy, którzy z nim grali, był przede wszystkim dobrym i skromnym człowiekiem.
Gortat: jego legenda zostanie z nami
Kiedy dziś mówi się „polska koszykówka”, na myśl w pierwszej kolejności w oczywisty sposób przychodzi Marcin Gortat. Przez długie, naprawdę długie lata, pierwsze skojarzenie brzmiało jednak „Adam Wójcik”. Przez dwie dekady kierował grą reprezentacji Polski, w której rozegrał 149 spotkań.
To on pomagał wchodzić do gry młodym zawodnikom, dołączającym do kadry. Tak było na przykład w 2004 roku, kiedy do ekipy Andrzeja Kowalczyka po raz pierwszy został powołany Gortat. Nic dziwnego, że jedyny Polak w NBA z ogromnym żalem przyjął informację o jego śmierci.
– Niewyobrażalna strata. Mój mentor i wspaniały człowiek opuścił ten świat. Ale jego legenda zostanie z nami. Odpoczywaj w pokoju, Maestro. Najwspanialszy koszykarz w historii Polski!!! ADAM WÓJCIK – napisał zawodnik Washington Wizards na Twitterze.
Unbelievable loss…. my mentor and great human left this world. But his legend will stay with us. pic.twitter.com/j2uBtrQhvR
— Marcin Gortat🇵🇱 (@MGortat) August 26, 2017
Słowa Gortata są o tyle ważne, że jest on najbardziej znanym polskim koszykarzem i od prawie dekady gra w NBA. Sam Adam nigdy nie przebił się tak wysoko, co jednak nie zmienia faktu, że w koszykarskim środowisku cieszył się ogromnym szacunkiem.
Adama wyjątkowo szkoda
– To był wspaniały człowiek, taki, o którym chyba nikt nie potrafiłby powiedzieć złego słowa. Przyjazny, pomocny innym ludziom, zawsze można było na niego liczyć – mówi nam Mariusz Bacik, który z Adamem Wójcikiem przez lata grał w reprezentacji, razem zdobyli także choćby mistrzostwo Polski w barwach Prokomu Trefla Sopot. – O walorach sportowych nie ma sensu mówić w takiej chwili, wszyscy wiedzą, że były bezdyskusyjne. Życiowo to był złoty człowiek. Wiadomo, że każda śmierć jest straszna i każdego szkoda. Ale Adama szkoda wyjątkowo.
Adam Wójcik w Sopocie spędził cztery lata. Zdecydowanie dłużej grał w ukochanym Wrocławiu, najpierw w Gwardii, potem w Śląsku, WKK i znów w Śląsku. To tam zdobył najwięcej ze swoich 10,029 punktów w Polskiej Lidze Koszykówki. Właśnie barwach Gwardii przyjechał do Stalowej Woli na mecz ze Stalą. Mecz jak mecz, ale po nim spędzał wolny czas w kawiarni, kiedy wpadła mu w oko Krystyna Paluch, która później została jego żoną i dość nietypowym menedżerem. Urodziła mu także bliźniaków Jana i Szymona, którzy w tym roku skończą 18 lat. Obaj oczywiście grają w koszykówkę.
– To wspaniała, wyjątkowa rodzina. Z Adamem znamy się od lat, poznaliśmy się jeszcze jako dzieciaki, byliśmy dobrymi kumplami – wspomina Mariusz Bacik. – Spędziliśmy razem trzy dekady, z czego dwie na boisku. Nie mogę się pogodzić z jego śmiercią, odszedł od nas zdecydowanie zbyt młodo.
Wyprzedził swoją epokę
Wójcik karierę zakończył pięć lat temu. Na koncie ma osiem tytułów mistrza Polski, trzy razy był MVP sezonu, trzy razy MVP finałów, osiem razy grał w meczu gwiazd PLK, siedem razy w meczu gwiazd Euroligi, był mistrzem Belgii i cztery razy grał w mistrzostwach Europy. Ale to tylko liczby, choć trzeba przyznać, że mało kto ma takie CV.
Eksperci mówią o nim wprost: wyprzedził swoją epokę. Gdyby przyszedł na świat nie w 1970 roku, ale dekadę później, prawdopodobnie to nie Marcin Gortat byłby najbardziej doświadczonym Polakiem w NBA. Wójcik szans na grę w najlepszej lidze świata praktycznie nie miał. Trafił na czasy Dream Teamu, kiedy graczom z Europy piekielnie trudno było się przebić. On jednak wyróżniał się na tyle, że w 1993 roku dostał od Los Angeles Clippers zaproszenie na treningi. Gwardia nie chciała go puścić, w końcu poleciał na pięć dni. Kiedy zaczął się aklimatyzować, musiał już wracać do kraju. Szansy nie wykorzystał, ale też trudno taki test nazwać realną możliwością, by zaistnieć. 23-latek z Polski, jeden z nielicznych białych na treningach, w dodatku bez znajomości angielskiego.
– To było wyzwanie, na które mentalnie nie byłem gotowy. Nie miałem profesjonalnego wsparcia od agenta, klubu. Realnie oceniając, nie miałem wtedy szans na kontrakt. Z Europy wyjeżdżały wtedy do NBA tylko największe gwiazdy – opowiadał po latach.
Z USA wrócił bez kontraktu, ale za to z kompletem strojów Los Angeles Clippers. W 1995 roku, kiedy zdobywał swoje pierwsze mistrzostwo Polski, pod spodenki Mazowszanki Pruszków zakładał spodenki z lycry przywiezione właśnie z USA.
Przegrał z nawrotem białaczki
Wójcik parkiet najczęściej opuszczał jako zwycięzca. W życiu osobistym także wszystko bardzo długo układało się znakomicie. Niestety, zachorował na białaczkę, z którą wyjątkowo ciężko wygrać. Rodzina trzymała informację o chorobie w tajemnicy. O walce Adama z nią wiedziała tylko garstka najbliższych i najbardziej zaufanych osób. Jedną z nich był Adam Romański, dziennikarz Polsatu Sport i PZKosz.
– Od dłuższego czasu drogą prywatną, z zaznaczeniem, że ma pozostać prywatna, docierały smutne wieści o zdrowiu Adama Wójcika, walczącego ze śmiertelną chorobą. Wydawało się, że już wygrał, ale niestety niedawno doszło do nawrotu. Choroba zabrała nam absolutnie przedwcześnie człowieka wybitnego, którego nie da się zastąpić. Koszykarza znakomitego, którego wszyscy kochali i podziwiali. Wszyscy. To mówi o tym, kim był – podkreśla Adam Romański.
Inne osoby z koszykarskiego środowiska mają podobne zdanie i są równie zdruzgotani informacją o śmierci Wójcika.
Wierzyłem do końca… Wuja żegnaj Przyjacielu
— Maciej Zielinski (@Zielony666) August 26, 2017
To mogłeś być tylko Ty, Wujek
Wójcika emocjonalnymi wpisami w mediach społecznościowych żegnają Maciej Zieliński, Thomas Kelati, Mateusz Ponitka, Przemysław Karnowski i wielu innych przyjaciół z parkietu. Pięknie pożegnał go także Michał Ignerski, który miał okazję z nim grać w Śląsku Wrocław i oczywiście reprezentacji:
Niektórzy z wspominających Adama Wójcika znali go bardzo dobrze, inni spędzili z nim rok, czy dwa w jednym klubie, czy kilka lat w kadrze. Wspólny mianownik jest taki, że wszystkim ciężko pozbierać się po jego śmierci.
– Co ja mam panu powiedzieć. Adam był legendą, świetnym gościem i znakomitym koszykarzem. Spędziliśmy razem kupę czasów na różnych obozach, razem graliśmy też w Pruszkowie. Prawdę mówiąc nawet trudno mi zebrać myśli – mówi Krzysztof Dryja. – Wie pan, jak to jest. Kiedy ktoś umiera, trzeba mówić o nim tylko dobrze. Nawet jak odchodzi ktoś o średniej reputacji, ludzie starają się wyszukać dobre wspomnienia. Z Adamem jest inaczej. Nawet gdyby ktoś chciał powiedzieć coś złego, ciężko mu będzie coś wymyślić…
JAN CIOSEK