Reklama

Piotrowski zorganizował Sandecji przyjęcie

redakcja

Autor:redakcja

27 sierpnia 2017, 18:39 • 3 min czytania 6 komentarzy

Zacznijmy od sytuacji z końca pierwszej połowy, która – zabrzmimy właśnie jak trener z ekstraklasy – ustawiła mecz. Dawid Kort posyła idealne podanie na sam na sam do Jakuba Piotrowskiego. Ciasteczko. Cymes. Perełka. Linia defensywy Sandecji była tak zaskoczona, że została gdzieś pod Nowym Sączem (a przypomnijmy – mecz w Niecieczy). Jakub Piotrowski może układać sobie w głowie scenariusz, jak to wykorzysta. Strzeli samemu? Poda do biegnącego wraz z nim Frączczaka? Podbije sobie piłkę i walnie przewrotką? Okiwa bramkarza i strzeli dupą? Naprawdę – miał tyle miejsca i czasu, że w grę wchodziło absolutnie każde wykończenie akcji. Co zrobił Piotrowski?

Piotrowski zorganizował Sandecji przyjęcie

Stojąc na dwudziestym metrze przyjął piłkę tak, że wyleciała poza linię.

Nie, to nie żart (mamy nawet dowód – obejrzyjcie KONIECZNIE!).

Reklama

W momencie tej sytuacji Pogoń Szczecin prowadziła 1:0 po trafieniu Formelli i całkowicie dominowała. Bramkowa akcja wyglądała wręcz idealnie – Gyurcso w tempo oddał piłkę Nunesowi, ten posłał wrzutkę na centymetry tak, że skaczącemu do niej Mrazowi nie przeszła nawet po włosach, a wylądowała prosto pod nogami Formelli, który miał wokół siebie hektar wolnej przestrzeni. Skrzydłowy Pogoni przymierzył z woleja i zasłonięty Gliwa niewiele miał do gadania. Piłkarz wypożyczony z Lecha stworzył zagrożenie jeszcze po raz drugi, gdy jego beznadziejny strzał omal nie zakończył się idealną asystą – Frączczakowi zabrakło jednak paru centymetrów, by przeciąć tę piłkę lecącą prosto na aut. Oprócz tego wrzutkami i strzałami z dystansu straszył Nunes. Sandecja? Zagroziła tylko wtedy, gdy Pogoń Dwali sprawiał jej prezenty – raz dopuszczając się faulu na 17. metrze (wolny Brzyskiego centymetry obok słupka) i tracąc piłkę pod polem karnym (w porę zaasekurował Rapa). Połówka mogła i powinna zakończyć się bardzo przyjemną dla szczecinian puentą.

No ale wyszło jak wyszło.

Zupełnym przeciwieństwem wspomnianej kluczowej akcji meczu była bramka na 1:1, przy której Brzyski zaliczył najbrzydszą, najmniej pewnie wyglądającą asystę w tej kolejce. Ni to wślizg, ni to zaplanowane podanie – ot, rzucił się całym sobą na piłkę i wyszło mu z tego przerzucenie linii obrony, do którego dopadł Kolew i omal nie rozerwał siatki. Taki to mecz, że podania co do centymetra przerastały możliwości piłkarzy, natomiast takie przypominające kopanie się w czoło okazywały się idealnymi asystami. Albo może szerzej – taka to liga.

Wyrównująca bramka była efektem zupełnie odmienionej Sandecji w drugiej połowie i paliwem do kolejnych akcji. W zasadzie obserwowaliśmy odwrócenie akcentów – to oni napędzali grę, Pogoń schowała się jakby w cieniu. Czasami ciasteczkami swoich kumpli obdarowywał jedynie od czasu do czasu Kort, ale ci nie potrafili zrobić z nich użytku (głównie Gyurcso). Swoje pięć minut sączersi wykorzystali idealnie – w ostatnim kwadransie meczu Kolew najpierw znalazł na boku Kubania, a potem wszedł na dzika w pole karne i totalnie niekryty dostał piłkę-marzenie. No i rzecz jasna jej nie zmarnował. Bułgar był bliski nawet hat-tricka – zaliczyłby go, gdyby z bliskiej odległości potrafił wykorzystać podanie Dudzica.

Swoją drogą dziś padła pierwsza bramka Sandecji w roli gospodarza. Co naturalne – pokonanie Pogoni było też jej pierwszym zwycięstwem “u siebie”.

[event_results 351500]

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...