Reklama

Najsłabszy mecz, pierwsza wygrana. Los oddaje Piastowi, co zabrał

redakcja

Autor:redakcja

19 sierpnia 2017, 20:52 • 4 min czytania 4 komentarze

Patrząc na to, jak prezentował się Piast w pierwszych pięciu kolejkach, można było mieć lekkie poczucie niesprawiedliwości losu wobec gliwiczan. Bo fakt, spektakularnych meczów nie rozgrywali, ale to, że przed dzisiejszym spotkaniem z Koroną wciąż nie mieli na koncie żadnej wygranej, było dość mocno krzywdzące. Ale, jak to w ekstraklasie, los lubi zabrać, gdy wydaje się, że wszystko idzie ku dobremu, a oddać, gdy jest źle. Dziś z Piastem było wręcz fatalnie. A jednak wreszcie podniósł z boiska trzy punkty.

Najsłabszy mecz, pierwsza wygrana. Los oddaje Piastowi, co zabrał

– Korona nas stłamsiła, musimy zapier…niczać, bo inaczej, to ja tego nie widzę – mówił, a w zasadzie grzmiał do mikrofonu Jakub Szmatuła podczas rozmówki w przerwie meczu. Z trudem powstrzymując jeszcze mocniejsze słowa. Zaproszony w przerwie do dłuższej pogadanki, a nieobecny dziś Gerard Badia już w nieco mniej żołnierskich słowach, ale również przyznał, że w pierwszej części meczu grała tylko jedna drużyna. Korona.

Kielczanom nie miało się prawa nic stać. Piast wyglądał… w zasadzie to nie wyglądał wcale. Jedyny strzał, jaki gospodarze oddali na bramkę rywali, to ten po odbitej piłce i błyskawicznej decyzji Dziczka, który w zęby mógł łapać dobrze ustawiony Alomerović. A Korona próbowała raz za razem. Trudno było zliczyć wszystkie dośrodkowania, każdą kolejną próbę z dystansu kielczan. Weszli na Piasta w pierwszej minucie, gdy po rzucie rożnym najpierw strzał Kovacevicia głową, a później dobitkę Rymaniaka nogą dwa razy popisując się doskonałym refleksem bronił Szmatuła. I nie zeszli do trzeciej minuty doliczonego czasu gry. A dodać trzeba też, że liczba kryminałów w obronie odwalonych przez gliwiczan przy stałych fragmentach gry zawstydziłaby Ludluma, Grishama i Nesbo razem wziętych.

Jak koroniarze pozostali bez gola mimo wszystkich szans, jakie sami sobie stworzyli i drugiego tyle, które podarował im Piast? Za parę lat będzie można o tym nakręcić kolejny odcinek serii z Bogusławem Wołoszańskim. W sequelu “Sensacji XXI wieku” opowiadając z kolei, jakim cudem kompletnie stłamszony Piast pozbierał się w przerwie z kolan i nawet nie wchodząc na specjalnie wysokie obroty, tylko wreszcie dając rywalom kilka szans na popełnienie błędów w obronie, wygrał to spotkanie 2:0.

Nie powiedzielibyśmy bowiem, że na drugą połowę zespół gospodarzy wyszedł jakoś drastycznie odmieniony. Po prostu był zdecydowanie mniej dziadowski, a odnośnie jego ataków momentami można było nawet wreszcie użyć słowa „porządny”. Choć nic tego nie zapowiadało, a już szczególnie, że małym bohaterem (dużym, szczególnie za interwencje z pierwszej połowy, Szmatuła) zostanie Michal Papadopulos. Który już chwilę po zmianie stron został obsłużony przez Dziczka doskonałą piłką pomiędzy obrońców, ale będąc już sam na sam z Alomeroviciem wykoncypował, że najlepszym wyjściem jest doręczenie mu piłki do rąk własnych.

Reklama

Później jednak okazało się, że ten gość potrafi coś jeszcze. Że dwa gole w lidze i tytuł najlepszego strzelca drużyny (okej, w zespole z 5 golami na koncie przed tą kolejką to nieszczególne osiągnięcie) nie wziął się z niczego. Najpierw Czech wykorzystał doskonale swój wzrost w połączeniu ze sprzyjającymi okolicznościami przyrody (zderzenie Kovacevicia z Alomeroviciem), później – wygrał głowę po wybiciu Szmatuły, po chwili przejął piłkę od rywala i zagrał asystę do Żivca. Który ograł niezłego do tamtego momentu, szczególnie w ofensywie, Rymaniaka jak małe dziecko.

Korona nie wiedziała, jak podnieść się po tych dwóch ciosach. Kosakiewicz zgasł, jakby zatracił umiejętność dogrania kolejnej dokładnej piłki w pole karne, podczas gdy wcześniej dawał je raz za razem. Aankourowi nie wychodziło już praktycznie nic. Zmiennicy wypadli blado, a zmiana taktyki na bardziej ofensywną przyniosła odwrotny od zamierzonego skutek. Chaos zamiast uporządkowanych ataków i bezradność zamiast powrotu do zamykania Piasta w zamku rodem z hokeja.

O kielczanach znów nie można oczywiście powiedzieć, że grali źle, bo w pierwszej połowie ich poczynania nosiły znamiona naprawdę składnej gry, powiedzielibyśmy nawet, że w paru wymianach piłek było widać dość sporo przyjemnego dla oka polotu. Ale – co zresztą trafnie podkreślił po meczu Kuba Żubrowski – znów wszyscy mówią, że Korona gra ładnie dla oka, że zasługuje na dobry wynik, podczas gdy po sześciu meczach kielczanie mają zaledwie pięć punktów. Dokładnie tak jak wreszcie zwycięski, choć po chyba najgorszym meczu w tej rundzie, Piast.

[event_results 349047]

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...