Rzadko kiedy bramkarze mają inny bilans, niż okrągłe zero po stronie strzelonych goli. Zdarzają się oczywiście wyjątki, ale – co do zasady – to nie są ludzie od ładowania bramek. W 2004 roku przez chwilę zapomniał o tym jednak Artur Boruc, który podszedł do rzutu karnego w meczu z Widzewem Łódź.
Była 65. minuta gry, a na tablicy wyników 3:0 dla Legii. Do ustawionej na jedenastym metrze piłki podszedł Artur Boruc i pewny strzałem umieścił ją w siatce. Karny jak karny, ale warto go przypomnieć chociażby ze względu właśnie na osobę byłego już bramkarza reprezentacji Polski. Jak wtedy wyglądał i jak się zachowywał? Zobaczcie sami: