Wóz albo przewóz. Albo obrzuci serem kolegów podczas wspólnego obiadu i obrazi się na cały świat albo błyśnie na boisku tak, że jego akcje można puszczać w kompilacji razem z tymi Messiego, Ronaldo czy Ibrahimovicia. Mario Balotelli nigdy nie jest letni. Albo grzeje mu się głowa i zalicza odpał za odpałem, albo dla odmiany jest zimnym egzekutorem na boisku. W Nicei nie mieli jednak wątpliwości, że jego pozostanie jest kluczowe w walce o powtórzenie podium w lidze i zaistnienie w Champions League. Dlatego z wielką pompą ogłosili, że „Super Mario” w kolejnym sezonie nadal będzie „Orłem”.
🚨 Officiel !
La belle histoire continue entre l’@ogcnice et Mario #Balotelli !https://t.co/Eu3SSDVNCd— OGC Nice (@ogcnice) 25 czerwca 2017
O znaczeniu Włocha dla trzeciego klubu minionego sezonu Ligue 1 pisaliśmy przy okazji większego tekstu o „Orłach” z Nicei, przypomnijmy:
Balotelli nie stał się nagle wzorem do naśladowania, kimś w typie role model. Ale „Super Mario” zaistniał w świadomości kibiców Nicei nie tylko swoimi przywarami, nie tylko jako ten, którego Lucien Favre otwarcie skrytykował za brak szczególnego zaangażowania w fazę obronną. Przypomniał też bowiem, skąd wziął się jego dumnie brzmiący pseudonim. Jak to się stało, że gość z tyloma problemami z własną psychiką był kiedyś zdolny niemal w pojedynkę wyrzucić Niemców za burtę mistrzostw Europy.
Bo choć zdarzały mu się epizody takie jak nierówna walka ze sznurówkami, to równocześnie „Balo” był najczęściej faulowanym piłkarzem Ligue 1, a także – wraz z Edinsonem Cavanim – najczęściej celnie uderzającym na bramkę przeciwnika. Przestał być strzelbą groźną jedynie dla jej właściciela, a zaczął znów straszyć rywali i dziurawić kolejnych bramkarzy. Jego licznik zatrzymał się dopiero na piętnastce, a więc liczbie, której nie udało mu się na nim nabić ani w Interze, ani w Manchesterze City, ani w Milanie (o Liverpoolu, gdzie strzelił raz, wstyd wspominać).
Również dzięki niemu Nicea zagra w eliminacjach Champions League nadchodzącego sezonu, mając szansę na pierwszy w historii awans do fazy grupowej tych rozgrywek. I, cokolwiek powiedzieć o Włochu jako o osobie, z nim na boisku wywalczenie tego awansu będzie na pewno dużo łatwiejsze, niż gdyby trzeba było sobie radzić bez „Super Mario”.