Przeciętny kibic ekstraklasy wśród głównych problemów tej ligi na pewno wskazałby niedobór ofensywnych środkowych pomocników, którzy potrafiliby umiejętnie pokierować zespołem. Polskie rozgrywki za długo miały twarz filmiku z Piotrem Świerczewskim, kiedy ten nakazywał grę „na chaos”, zbyt często trenerzy – też z braku laku – lubowali się w taktyce lagi na bałagan. Paradoksalnie jednak, gdy układaliśmy ten ranking, ekstraklasa nie pokazała nam się wcale ze złej strony, bo w tym sezonie naprawdę było kogo posadzić za kierownicą.
Jasne, wciąż czulibyśmy się lepiej, gdyby każdy z poniższej dziesiątki potrafił dojechać do dwucyfrowej granicy asyst, ale i tak nie jest źle. Pierwsze dwa miejsca zajmują gracze, którzy w tym sezonie długimi momentami zachwycali i którzy, co bardzo ważne, wykręcali świetne liczby. Vadis miał cztery bramki, 12 ostatnich podań i siedem kluczowych zagrań, z kolei Vassiljev w pierwszych dwóch rubrykach wpisuje po 13 oczek, w ostatniej trzy. Łatwo więc policzyć, że to Estończyk wziął udział w większej liczbie trafień, ale nie mieliśmy żadnych wątpliwości w przypadku wybrania numeru jeden. Odjidja-Ofoe to piłkarz z innego świata i co ważne, nie zgasł, gdy Legia najbardziej go potrzebowała – strzelał i asystował w rundzie mistrzowskiej. Vassiljev niestety spuścił z tonu, od marca nie zapunktował, Probierz zdjął go w ostatnim meczu sezonu po mniej niż godzinie. Estończyk w topowej formie dograłby tamto spotkanie do końca, bez wątpienia.
Jakoś tak się złożyło – pewnie nie bez powodu – że pierwsze cztery miejsca naszej klasyfikacji okupują przedstawiciele kolejnych czterech zespołów w tabeli ligowej. Trzeci jest więc Majewski, natomiast czwarty Wolski. Pomocnik Lechii przegrał z poznańskim rywalem, bo zbyt długo zawodził w biało-zielonych barwach, ma do zapomnienia większą część jesieni, też zabrakło mu kropki nad i, czyli lepszego występu choćby w Warszawie z Legią. Radek też rozpędzał się wolno, ale jednak szybciej niż Rafał i na końcu ma sporo lepsze liczby – osiem goli, osiem asyst, trzy kluczowe podania, kiedy Wolski ma kolejno dwa, pięć i sześć takich zagrań.
Po początku sezonu można było zakładać, że wyżej skończy Filip Starzyński, ale niestety, przytrafiła mu się kontuzja, zgasł, w efekcie z dobrej jesieni zrobiła się jesień słaba. Wiosnę miał już lepszą, jednak Zagłębie nie weszło do czołowej ósemki i kolejne łupy w postaci goli oraz asyst Filip łapał ze słabszymi przeciwnikami. Musi więc go wyprzedzać Brlek, który w tym sezonie kapitalnie się rozwinął. Wiosną zeszłego sezonu przeciętniak, by nie powiedzieć gorzej, w rozgrywkach 16/17 konkretny piłkarz. Osiem goli, dwie asysty, trzy kluczowe podania – jest się czym chwalić, doceniają to też kluby spoza naszej ligi, istnieje prawdopodobieństwo, że Chorwat Wisłę opuści.
Ostatni z kategorii C jest Lipski, który zgrabnie egzystował w trudnych chorzowskich warunkach. Pięć bramek, pięć asyst i cztery kluczowe podania to przyjemny wynik tym bardziej, że Lipski zazwyczaj trzymał poziom, to nie były chwilowe strzały. Patryk tylko pięciokrotnie zjechał w naszych ocenach poniżej noty wyjściowej – jesteśmy cholernie ciekawi, jak poradzi sobie gdzie indziej niż w Ruchu.
Na ocenę D zasłużyli z kolei Morioka, Budziński i Aankour. Japończyk ma spore umiejętności, szczególnie techniczne, ale zbyt często było widać, że Śląsk go już męczy i wolałby grać gdzie indziej. Nieco rzucany po pozycjach Budziński długo pracował na dobre liczby (choćby siedem goli), ale wyhamował w marcu, od tego momentu nie dał drużynie konkretu. Cieszy za to obecność Aankoura, bo przez jakiś czas wyglądał trochę ogórkowato, nie potrafił strzelić bramki, tymczasem w minionym sezonie miał ich cztery i dołożył siedem asyst. Jeśli zluzuje go niemiecki wynalazek, znajdzie sobie miejsce gdzie indziej.