Parafrazując Garry’ego Linekera – Roland Garros to takie zawody, w których bierze udział 128 zawodników, a i tak na końcu wygrywa je Rafa Nadal. Hiszpan przeszedł dziś do historii tenisa – jako pierwszy gracz w erze open triumfował dziesięć razy w jednym wielkoszlemowym turnieju! Triumfował w sposób absolutnie doskonały, bo w całej imprezie nie stracił choćby seta, a w decydującym meczu pozwolił Stanowi Wawrince urwać… sześć gemów (6:2, 6:3, 6:1). To był najbardziej jednostronny finał od 2008 roku, kiedy to mistrz mączki rozniósł Rogera Federera (6:1, 6:3, 6:0). Swego czasu Dariusz Szpakowski zwykł nazywać naszą wspaniałą osadę wioślarską terminatorami-dominatorami. Dziś bez wątpienia na takie określenie zasługuje Nadal…
– Staram się być najlepszy w każdym turnieju, ale to uczucie trudno porównać do innych. Czuję się niesamowicie grając właśnie na paryskich kortach. Nawet nie jestem w stanie tego określić – cieszył się Rafa, a jego grę i wystąpienie oklaskiwali m.in. aktorka Nicole Kidman i król Hiszpanii Juan Carlos. Mniej więcej w tym samym czasie tenisowy Twitter rozgrzał się do czerwoności:
Dla Nadala to pierwszy od trzech lat wielkoszlemowy tytuł, a piętnasty w ogóle. Dzięki wygranej w Paryżu wskoczył na drugie miejsce w historii. Więcej skalpów od niego w erze open w najważniejszych turniejach ma już tylko Maestro z Bazylei (18). Niewykluczone jednak, że Rafa zbliży się do Federera jeszcze w tym roku = pokona wszystkich rywali na Wimbledonie i/lub US Open. Hiszpan może o tym marzyć, ponieważ w obecnym sezonie jest w nieprawdopodobnym gazie. Od początku 2017 Nadal wygrał bowiem 43 mecze! Naturalnie nikt nie może się z nim równać w tej statystyce. Oczywiście świetna forma Rafy będzie mieć też przełożenie na ranking ATP – jutro znajdzie się w nim na drugim miejscu, ostatni raz tak wysoko był w tym zestawieniu w październiku 2014 roku.