W ciągu dziewięciu lat dokonał ponad trzydziestu transferów, z czego tylko jednego darmowego – w tym roku. Cztery miliony traktuje jak splunięcie, a dziesięć wyciąga z tylnej kieszeni; w dodatku pewnie lewej. Łącznie na wzmocnienia wydał ponad siedemset milionów euro, którym znacznie bliżej do ośmiuset, w zamian dostając osiem trofeum. Wystarczy nawet dwója z matematyki żeby wyliczyć, że na jeden puchar przypada niemal sto milionów.
Florentino Pereza nie trzeba nikomu przedstawiać. Podczas gdy Ramon Calderon przez trzy lata nie mógł kupić Kaki, którego obiecał podczas kampanii wyborczej, kilka dni po powrocie Pereza na fotel prezesa, Brazylijczyk był już piłkarzem Realu. Ale co z tego – filozofia wydawania nieziemskich pieniędzy jak na razie nie przyniosła nadzwyczajnych efektów, a wśród tych wielkich zakupów zdarzały się niewypały. Mega niewypały. Oto siódemka najgorszych ruchów transferowych Florentino, zupełnie przypadkowo nazwana „siedmioma grzechami głównymi”…
7. Carlos Diogo / Pablo Garcia
Najmniej zaszczytne miejsce zajmuje dwójka Urugwajczyków, która do stolicy Hiszpanii zawitała w 2005 roku. Po co – nie wiadomo. Dlaczego – też nie wiadomo. Te kaprysy Pereza nie kosztowały zbyt dużo, bo każdy z nich poniżej pięciu milionów euro, co i tak nie zmienia to faktu, że gdyby nie wypożyczenie Juliena Fauberta kilka lat później (co jest już zupełnym mistrzostwem), byłyby to najdziwniejsze transfery Realu w ostatniej dekadzie. Zarówno jeden jak i drugi długo miejsca w Madrycie nie zagrzał, bo obaj odeszli już po premierowym sezonie; pierwszy przeniósł się do Saragossy, drugi na wypożyczenie do Celty Vigo. Dziś Diogo pozostaje bez klubu, a 34-letni Garcia dogrywa w greckim PAOK-u Saloniki i nie wydaje się przypadkiem, że na Bernabeu pograli tylko przez rok.
6. Antonio Cassano
Początkowo myślano, że 5,5 miliona euro za Cassano to zupełna promocja, a przychodzący zimą 2006 roku Włoch na długo wryje się w pamięć fanom Realu. I kto wie, niektórym może nawet się wrył, ale raczej nie strzelanymi golami, tylko fochami, buractwem i barwnym, a nawet bardzo barwnym życiem nocnym. Niech głos zabierze sam zainteresowany: – W Realu Madryt wszystko było proste. Każdy miał na zgrupowaniu pojedynczy pokój, a ja zatrudniałem własnego pazia, który miał jedno zadanie – przyprowadzić mi codziennie kilka „bułeczek”. Seks i jedzenie dawały perfekcyjne noce – pisał w swojej autobiografii, gdzie dodawał, że łącznie zaliczył z siedemset kobiet. Do Madrytu przyszedł oczywiście dlatego, że w Rzymie każdy miał go dość i nikt nie robił problemów z transferem utalentowanego napastnika. Zresztą z tego samego powodu półtora roku później opuścił ten Madryt, ale wcześniej zdążył zbijać nadwagę (tuż po podpisaniu kontraktu), pokłócić się z trenerem po raz pierwszy, a potem po raz drugi, za co został odsunięty od treningów z drużyną. Florentino załapał się na czas największej sodówki Włocha – ten najpierw nawrzucał Juanowi Ramónowi Lópezowi Caro, a kilka miesięcy później burę w szatni zebrał Fabio Capello. Łącznie El Bambino zagrał w dziewiętnastu meczach, strzelając zaledwie dwa gole i wrócił do Włoch, gdzie jego nowym klubem została Sampdoria. I jakby tego było mało – Real dokładał do jego pensji, bo Sampy nie było stać na płacenie całości.
5. Carlos Queiroz
Umówmy się – trenerem juniorów był nawet niezłym, ale w seniorskiej piłce jego nazwisko jest gwarancją porażki, od której uchronić mogą tylko cuda. W Realu Madryt dostał bardzo ciężkie zadanie, bo zastąpić miał samego Vicente Del Bosque, który w cztery lata zdobył sześć trofeów. Queiroz wprawdzie też jedno zdobył, ale tylko dlatego, że wygrał rozgrywany stosunkowo wcześnie Superpuchar Hiszpanii i niczego jeszcze nie zdążył popsuć. Przez cały sezon Real grał słabo; odpadł w 1/8 Ligi Mistrzów i zajął czwarte miejsce w lidze, tracąc 54 gole. Na jego obronę nie działa nawet fakt, że były to złote czasy Valencii (ówczesnego mistrza) i Deportivo, które zajęło najniższe miejsce na podium. Po wspaniałej degrengoladzie w stolicy Hiszpanii Queiroz wrócił do Manchesteru, gdzie ponownie asystował Alexowi Fergusonowi, a potem omal nie wywalił Portugalii z wycieczki do RPA. Aktualnie zajmuje się trenowaniem reprezentacji Iranu, czyli siedzi w miejscu, gdzie trudno cokolwiek popsuć. Mimo wszystko i tak wcale nie bylibyśmy tego tacy pewni, a za te słowa nie bierzemy odpowiedzialności.
4. Wesley Sneijder
Pierwszy na liście przypadek transferu „z”, a nie „do”. Holender przyszedł jeszcze za kadencji Ramona Calderona i okazał się strzałem w dziesiątkę; rzuty wolne bił ze skutecznością bliskiej Cristiano Ronaldo, jego petardy z dystansu przypominały te słynne Roberto Carlosa, a rozgrywaniem piłki upodabniał się do Kaki z najlepszych lat. Jak łatwo wywnioskować, Wes bez większego problemu zdobył miejsce w jedenastce Bernda Schustera, będąc jedną z gwiazd drużyny. Wszystko zmieniło się w trakcie przygotowań do drugiego sezonu w Londynie na Emirates Cup, kiedy to Abou Diaby pomylił MMA z piłką nożną i załatwił Sneijderowi o kilka miesięcy dłuższe wakacje. Ten do formy wrócić już nie zdołał, do tego doszły problemy osobiste i wysoka forma Holendra stała się legendą. W 2009 roku wybory wygrał właśnie Floro; kupił Kakę, Benzemę i Cristiano, a chcąc chociaż częściowo zbilansować straty, oddał Mourinho Sneijdera. To zmieniło wszystko – piłkarz znalazł nowe otoczenie, kobietę oraz prezesa i zamiast kończyć sezon z Trofeum Bernabeu, zakończył go z potrójną koroną i v-ce mistrzostwem świata w bonusie, stając się zarazem jednym z głównych kandydatów do Złotej Piłki. Warto dodać, że Perez sprzedał go wbrew opinii Manuela Pellegriniego, który koniecznie chciał, by pomocnik został w Realu.
3. Walter Samuel
Dwadzieścia cztery miliony dla Romy i cztery rocznie dla piłkarza – taką w 2004 roku informację podawały serwisy sportowe. Argentyńczyk po udanych występach w Serie A miał wyleczyć pozycję środkowego obrońcy w Madrycie i być pierwszym pełnowartościowym stoperem od czasów Fernando Hierro. W stolicy Hiszpanii spotkać mógł innego kolegę (do niego jeszcze dotrzemy), który podobnie jak Samuel, przyszedł po queirozowej katastrofie. Wcześniejszy sezon wypunktował słabą obronę „Królewskich”, która między innymi po transferze reprezentanta Argentyny miała być twierdzą nie do przejścia. Niestety, podobnie jak rok wcześniej Real nic większego nie wygrał, Samuel nie zachwycał i po roku przeszedł do Interu za szesnaście baniek. – Przybyłem do Realu Madryt, aby zwyciężać. Niestety, nic nie wygraliśmy i wolałem nie wzbudzać swoim odejściem kontrowersji. W Madrycie nikt we mnie nie wierzył, ale na szczęście na mojej drodze stanął Inter i dla mojej przyszłości odejście do tego klubu było najlepszym rozwiązaniem – powiedział przy okazji przenosin w 2005 roku.
2. Fernando Redondo / Claude Makélélé / Esteban Cambiasso
W ciągu dwóch lat Florentino dokonał wielkiej rzeczy. Otóż prezes Realu Madryt zaliczył wspaniałą serię, dwa lata z rzędu opychając defensywnych pomocników. Makélélé przeszedł do Chelsea gdzie chętnie przyjął go Roman Abramowicz, a rok później Cambiasso za darmo zamienił Madryt na Mediolan. Ale nim zdążył oddać tę dwójkę, tuż po wygraniu wyborów prezydenckich sprzedał niemal legendarnego Fernando Redondo, którego za szesnaście milionów wykupił Milan. 31-latek zaraz po przejściu na czerwono-czarną stronę San Siro doznał kontuzji i wrócił na boisko dopiero dwa lata później, co i tak nie przeszkodziło mu w powrocie na Concha Espina 1 w ramach Ligi Mistrzów, gdzie kibice przywitali go owacją na stojąco. Z odejściem Makélélé było podobnie – odszedł jako trzydziestolatek, który niebawem zacząć miał znacznie obniżać loty, a karierę zakończył osiem lat później w PSG. Cambiasso – wiadomo, jeden z filarów Interu, który sięgnął choćby po potrójną koronę.
1. Jonathan Woodgate
Uwaga, uwaga – cóż za zaskoczenie. Człowiek, który po zakończeniu kariery nie przejdzie na emeryturę, a na rentę. Niekwestionowany zwycięzca, na cześć którego przeciwnicy Realu mogą układać peany i wynająć cheerleaderki, bo przy nim nawet trzydzieści milionów wydane przez Calderona na Pepego wyglądają śmiesznie nisko. Woody jest zdecydowanym numerem jeden tej klasyfikacji; jego nominacja może wyglądać jak apologia ruchów powyżej (choć nią nie jest). Przyszedł do Madrytu razem z Samuelem, jednak w pierwszym sezonie ani razu nie wyszedł na boisko. Wydawało się, że jak nie wyszedł w pierwszym, to może nie wyjdzie i w drugim, ale we wrześniu udało mu się zadebiutować. I to jak! W czwartej kolejce na Estadio Santiago Bernabeu przyjechał Athletic Bilbao, a Anglik należał do najbardziej wyróżniających się piłkarzy meczu. Najpierw w pierwszej połowie pokonał Ikera Casillasa, a w drugiej wyleciał z boiska – przyznajcie, robi wrażenie. Do końca sezonu zagrał jeszcze osiem razy i na kolejny rok wypożyczono go do Middlesbrough (trzydzieści meczów!), w którym następnie został w ramach transferu definitywnego. Z dwudziestu milionów zapłaconych Newcastle, Real odzyskał siedem.
***
Można się kłócić, można się z tym zestawieniem nie zgadzać. Jednemu zabraknie Julio Baptisty, drugiemu Pedro Leona, a trzeciemu Thomasa Gravesena, który w ciągu roku zdążył nastrzelać po twarzy Robinho. Dla mniej zorientowanych przypomnienie, że ranking dotyczy tylko czasów Pereza, więc próżno tu szukać Emeresona i Roystona Drenthego, którzy – choć mają potencjał – i tak z powodu wielkiej konkurencji mogliby mieć problemy ze znalezieniem się na liście.
KRYSTIAN GRADOWSKI
JEŚLI CHCESZ NAPISAĆ SWÓJ TEKST O LIDZE ZAGRANICZNEJ, WYŚLIJ MAILA. DLA NAJLEPSZYCH NAGRODY PIENIÄ˜Ł»NE!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]