W ostatnich miesiącach Wisła Kraków to klub, w którym – niezależnie od tego, kto akurat zasiada za sterami – naprawdę trudno złapać dłuższy okres bez jakiegoś pożaru. Taki też wybuchł dziś, wraz z informacją, że gmina Kraków pozwała klub do sądu. Powód? Wieloletnie zaległości w płatnościach za wynajem stadionu, które dziś – wraz z odsetkami – sięgają grubo ponad 5 milionów złotych.
Temat wynajmu stadionów w ekstraklasie to materiał na znacznie dłuższe opowiadanie. Niektórzy muszą płacić sporo, inni – jak na przykład Ruch – ponoszą jedynie symboliczne opłaty, a i tak wszyscy są wiecznie niezadowoleni. Kluby, których nie stać na płacenie stawek rynkowych oraz miasta, które nie mają szans, by odzyskać zainwestowane w stadiony środki. Można oczywiście litować się nad Wisłą, która w odróżnieniu od kilku innych ligowców ani nie żyje z miejskiej kroplówki, ani nie ma specjalnych rabatów na stadion, ale nie jest też tak, że wszyscy rzucają Białej Gwieździe kłody pod nogi. Jeszcze w październiku zeszłego roku Wisła podpisała bowiem z miastem porozumienie co do rozłożenia długu na raty. I miedzy innymi dzięki temu mogła pomyślnie przejść niedawny proces licencyjny (ale po nałożeniu nadzoru finansowego).
Problem w tym, że na wynegocjowane miesięczne raty (sięgające niemal 200 tysięcy złotych) szybko przestało wystarczać pieniędzy. Tak na łamach Gazety Wyborczej całą sprawę przedstawia Jan Machowski z biura prasowego magistratu: – Zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa Gmina Miejska Kraków najpierw skierowała do spółki Wisła Kraków SA wezwanie do zapłaty. Kolejnym krokiem egzekwowania należności cywilnoprawnych było skierowanie do sądu pozwu o zapłatę. Czynność ta została podjęta celem zabezpieczenia dochodów publicznych gminy, a także niedopuszczenia do przedawnienia należności. Spółka uzasadnia niepłacenie zaległości problemami finansowymi.
Skoro Wisła nie płaci, porozumienie z miastem wygasło. I, jak przypuszczamy, wygasły także resztki zaufania wobec kierownictwa klubu. Innymi słowy, rachunki trzeba będzie w końcu uregulować, najpóźniej przed kolejnym procesem licencyjnym. Wiadomo, w międzyczasie do klubu wpadnie kasa z Ekstraklasy (szacunkowo jakieś 9-10 milionów złotych), ale też ugoda z miastem nie była jedyną, jaką w ostatnim czasie podpisała Wisła, bo podobne praktyki zastosowano także wobec piłkarzy (vide komunikat Komisji Licencyjnej). Innymi słowy, długi wciąż narastają, a jednorazowy zastrzyk z tytułu praw mediowych wszystkiego przecież nie pokryje.
Pewnym dobrym prognostykiem jest z pewnością forma drużyny oraz ściśle związane z nią zainteresowanie kibiców – już zimą zebrali w akcji crowdfundingowej przeszło 400 tysięcy złotych. W ślad za nimi ruszył biznes i do grona sponsorów dołączyło kilka mniejszych i większych firm. Ale 5 milionów nie gubi się biegnąć na autobus, takich kwot nie trzyma się też raczej pod poduszką na czarną godzinę. Jeśli okaże się, że takich niespodzianek w krakowskich szafach jest więcej – magia narracji “klubu wychodzącego na prostą” może zniknąć.