Często mówi się, że 30 lat to najlepszy wiek dla piłkarza – forma fizyczna wciąż na bardzo wysokim poziomie, a przy tym masa doświadczenia i ułożona głowa. Tymczasem Szymon Pawłowski zdaje się zaprzeczać tej tezie i uporczywie bronić innej – że trzydziecha to już piłkarska starość. I tak naprawdę popisy skrzydłowego Lecha z tego sezonu skłaniają nas ku myśli, że Pawłowski to w naszych warunkach jakieś zupełnie pechowe nazwisko. Bo Szymon pewnym krokiem zmierza prosto na bocznicę, gdzie od jakiegoś czasu siedzą już Bartłomiej i Wojciech.
Konferencja prasowa Nenada Bjelicy przed meczem z Lechią to z pewnością nie jest materiał, który skrzydłowy Lecha zachowa sobie na pamiątkę. Chorwacki szkoleniowiec – zupełnie nie w swoim stylu – wprost powiedział, że z Pawłowskim jest dziś bardzo źle. Niech za cały komentarz wystarczą tu dwa wypowiedziane przez niego zdania, w których stwierdził, że:
– Pawłowski nie łapie się do kadry meczowej z powodu bardzo słabej formy.
– W meczu z Legią brakowało drużynie ofensywnych piłkarzy na ławce rezerwowych.
Jak źle musi być więc z niedawnym liderem całego Lecha, skoro Bjelica na najważniejszy mecz sezonu woli zabrać 19-letniego Tomczyka, i w dodatku wpuszcza go na boisko? I czy można w ogóle pokusić się o bardziej wymowny przykład piłkarskiego upadku?
21 spotkań, 1 gol i 2 asysty – to ligowy bilans Pawłowskiego z tego sezonu. Jeżeli mielibyśmy ten wynik do czegoś porównać, to chyba jedynie do aktualnego dorobku Michała Masłowskiego w Piaście. Jak na ofensywnie usposobionego skrzydłowego, i to grającego w strzelającym na potęgę Kolejorzu, taki bilans to absolutna kompromitacja. A przecież mowa tu o człowieku, który jeszcze dwa sezony temu był jednym z głównych architektów tytułu mistrzowskiego dla Lecha, notując 9 goli i 9 asyst, a przed rokiem – mimo licznych problemów ze zdrowiem – potrafił zaliczyć minimum przyzwoitości, czyli 6 goli i 3 asysty. W tym kontekście jego obecny bilans jest trudny do wyjaśnienia, a przecież – co jest wielce prawdopodobne – Pawłowski może już nie otrzymać szansy na chociażby nieznaczne poprawienie się.
Wydawałoby się też, że piłkarz z tak uznanym nazwiskiem powinien w takiej sytuacji pokazać sportową złość. Tymczasem wszystko wskazuje, że jest dokładnie odwrotnie, skoro nawet Bjelica uznał, że trzeba go publicznie zrugać. Co więcej, w tej rundzie Chorwat udowodnił, że jest w stanie wycisnąć maksa niemal z każdego swojego zawodnika, i że przy nim niemal wszyscy wyglądają lepiej. Ponadto pojawiły się też głosy, że Bjelica potrafiłby postawić na nogi nawet Denisa Thomallę. I tak naprawdę znajdujemy tu tylko jeden wyjątek – właśnie Pawłowskiego. Skoro więc u Bjelicy wszyscy poszli w górę, a tylko jeden gość w dół, to ciężko tu mówić nawet o jakiejkolwiek dzielonej odpowiedzialności. Winny takiemu stanowi rzeczy jest tylko i wyłącznie Szymon.
I w gruncie rzeczy wielka szkoda, bo Pawłowski od zawsze należał do grona piłkarzy, którzy potrafili dać tej lidze coś więcej i uczynić ją bardziej przyjazną dla oka. Dziś, przegrywając rywalizację z juniorami, właściwie ma tylko dwie drogi. Albo uderzy się w pierś i zrobi wszystko, by coś jeszcze w Lechu osiągnąć, albo już zawsze jego przygoda z piłką będzie się kojarzyć z wielkim niedosytem. Bo z całą pewnością to piłkarz, który miał więcej talentu, niż tylko na kilka udanych sezonów. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że w kluczowych momentach obecnych rozgrywek Lechowi zabrakło właśnie takiego gościa jak Pawłowski w formie. Zawodnika doświadczonego, odpowiedzialnego, który w kluczowym momencie potrafi dać drużynie coś ekstra, wepchnąć ją na jeszcze wyższy poziom. I przez to wciąż całkiem możliwa jest sytuacja, że na koniec sezonu przegrany będzie nie tylko sam Pawłowski, ale i cały Lech.
Fot. FotoPyK