Punkt straty i mecz mniej od Lecha Poznań. Tyle samo oczek i mecz mniej od Lechii. Punkt przewagi nad Legią. W perspektywie – wyjazd do Gdańska, goszczenie „Kolejorza” i aktualnie urzędującego mistrza Polski. Zanim jednak Jaga zacznie szarpać się z gigantami, najpierw musi poradzić sobie z tymi, dla których runda finałowa praktycznie nie musiałaby się odbywać. Pierwsza przeszkoda, Pogoń Szczecin, już dziś.
Jeśli ekspresja szkoleniowców, ich energia, pasja i zaangażowanie w skali 1:1 przekładałyby się na wyniki zespołu, to nie mamy wątpliwości, że w Białymstoku mogliby już odkorkowywać szampana. Nie ma bowiem w całej lidze drugiego takiego faceta jak Michał Probierz. Takiego nerwusa, zadziory, skorego do wbijania szpileczek raptusa, dla którego mecz nie trwa od gwizdka do gwizdka, a co najmniej od konferencji przedmeczowej do tej, która odbywa się po zakończeniu spotkania. Probierz bowiem zupełnie nie liczy się z potencjalnymi konsekwencjami wypowiadanych słów, a kurtuazja jest mu obca. Coś mu się nie podoba – wali prosto z mostu. Dokładnie tak jak po wygranym meczu z Piastem.
– W normalnych warunkach powinienem gratulować mojej drużynie mistrzostwa Polski, ale przed nami jeszcze tak zwany Puchar Maja – wypalił choć nie ma chyba kibica, który nie wiedziałby o jego nastawieniu do dzielenia punktów po rundzie zasadniczej. A jakby tego było mało, to w mediach skubnął też jeszcze bezpośrednich rywali w walce o złote medale twierdząc: – Legia jest topowym klubem, a i tak minimalnie się jej pomaga. To jest przykre. Traktujmy wszystkich równo.
Stres i presja Probierza są oczywiście uzasadnione, bo opiekun Jagi dobrze wie jaki smak ma przegrana na finiszu walka o mistrzostwo. Gdy jednak porównujemy Jagiellonię sprzed dwóch lat z tą dzisiejszą, to na miejscu kibiców z Podlasia względnie optymistycznie patrzelibyśmy w przyszłość. Przeglądamy bowiem statystyki InStat i na większości pozycji drużyna wicelidera ma zawodników z ligowej czołówki. Boki w osobach Tomasika i Gordona? Obaj, według liczb, na trzecim miejscu w lidze. Środek pola? Świeżo upieczony reprezentant kraju Góralski, przed nim znakomity Vassiiljev, a na bokach efektywni Frankowski i Cernych. A zimą do paki montowanej w Białymstoku dołączył jeszcze znakomity Cillian Sheridan, o którym parę dni temu pisaliśmy tak:
Właśnie taki gość był Jagiellonii potrzebny – wysoki (196 centymetrów wzrostu), silny, umiejący zachować się z piłką przy nodze. Być może na pierwszy rzut oka statystyki jego pojedynków nie rzucają na kolana, ale warto pamiętać, w jakim fragmencie boiska toczy on swoje starcia. Najczęściej pod bramką przeciwnika, mając naprzeciw siebie więcej niż jednego obrońcę. W tym kontekście co drugi wygrany pojedynek w powietrzu to naprawdę świetny wynik, nieosiągalny dla żadnego innego ligowego napastnika.
Generalnie może nas wodzić za nos szkoleniowiec Jagiellonii, może opowiadać o faworytach do wygrania ligi z Poznania czy Warszawy, ale nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by wiedzieć jak nerwowe muszą to być tygodnie dla Probierza. Jednocześnie z trudem wyobrażamy sobie ile flaszek whiskey musiał na ten okres przygotować, bo tak istotnego momentu w trakcie swojej kariery trenerskiej jeszcze nie miał. I jakkolwiek rywalizacja o Puchar Maja dla białostocczan się potoczy, to i my nalejemy sobie szklaneczkę. Bo że show, tak na boisku, jak i poza nim się odbędzie – jest pewne. Dziś akt pierwszy.
Składy meczowe:
Jagiellonia: Kelemen – Gordon, Runje, Tomelin, Tomasik – Romanczuk, Góralski – Cernych, Novikovas, Chomczenowski – Sheridan
Pogoń: Słowik – Niepsuj, Rapa, Fojut, Nunes – Matras, Drygas – Delew, Kort, Gyurcso – Frączczak