Czy ten margines społeczny zawsze będzie robił co chciał na polskich stadionach? Przecież to tylko grupka, niespecjalnie wielka, powinna być naprawdę łatwa do wyłapania. Tymczasem gnój założy szalik na twarz i już jest niemożliwy do zidentyfikowana. Wyjdzie ze stadiony, w szkole pochwali się kolegom, że jest spośród nich „najodważniejszy” (czyli że jest największym idiotą), włos nawet mu z głowy nie spadnie. Fajnie rozwalić barierkę, jeśli nie trzeba za nią płacić. Fajnie wyrwać krzesełko, ale mniej fajnie by było, gdyby matka musiała za to krzesełko zarobić w spożywczaku albo odłożyć z emerytury.
Lata mijają, a nie zmienia się nic. Są jakieś kosmetyczne poprawki, ładniejsze stadiony, nowe ustawy, które w praktyce są legislacyjnym bełkotem. Zachwycać mogą się tym bełkotem tylko politycy, tymczasem nie ma on żadnego wpływu na życie przeciętnego troglodyty. Nie ma determinacji w walce z bydłem, tak jak nie było tej determinacji na murawie w Bydgoszczy, gdzie służby porządkowe ani przez moment nie próbowały wyłapywać chuliganów, a zamiast tego broniły się przed kolejnymi atakami (tak, tak – nic nie robimy przestępcy, żeby go nie drażnić, znana od lat taktyka). Ł»eby jeszcze państwo nie mogło poradzić sobie z jakąś niesamowicie zorganizowaną strukturą mafijną, czymś na kształt sycylijskiej mafii. Ale ci gówniarze, którzy biegali po murawie? Ł»e posłużymy się cytatem filmowym: „Ten półdebil? Ta sklonowana owca? To gówno w błyszczącym dresie?”
Najśmieszniejsi były te gnojki, które brały jakąś trzy razy za ciężką kratę czy inny kawał żelastwa i próbowały nią rzucać na 10 metrów, podczas gdy byli w stanie tylko na pół. Ktoś, kto nie potrafi nawet oszacować wagi trzymanego w rękach przedmiotu naprawdę powinien być łatwy do złapania, bo ma IQ najgłupszej z małp. Ale nie. Nie u nas. Wszyscy na tym samym poziomie – piłkarze, którzy nie potrafią grać, początkująca bandyterka, która też nie potrafi praktycznie nic, no i policja, która zatrzymać może tylko kogoś, kto w czasie jazdy samochodem rozmawia przez komórkę.
Fajną akcję zrobili kibice Legii i Lecha, kiedy na początku meczu równocześnie opuścili trybuny. Zamiast fanów, zostały transparenty, takie jak ten poniżej (fot. legioniści.com), ale niestety całe to przesłanie nie jest już aktualne. Nie da się walczyć o dobre imię kibiców i jednocześnie rozwalać stadion. By wywalczyć sobie sprawiedliwy wizerunek w mediach, najpierw trzeba pozbyć się bandytów z własnego grona. Inaczej mówiąc – nie jest możliwe przekonać ludzi, że z kibicami wszystko jest w porządku, jeśli stojący obok facet właśnie trzyma w ręku sztachetę i celuje w policjanta.
Ten Puchar jest niestety pucharem wstydu, bo mamy XXI wiek, wydawałoby się, że od roku 1995, kiedy to mieliśmy chuligański finał Legia – GKS Katowice minęła cała epoka. Nic z tego. Skala zamieszek wprawdzie nie taka, ale ciągle wśród kibiców nie brakuje zwyczajnych przestępców, którzy mecze powinni oglądać w więziennej świetlicy.
Legii gratulujemy zdobycia trofeum, zwłaszcza, że zdobycie czegokolwiek dla tak słabej drużyny jest sukcesem niebywałym. Dziwny był to mecz, bo Lech w pierwszej połowie był lepszy i poczuł się chyba zbyt bezpiecznie, za co został skarcony przez Manu. W akcji Manu dobra była wprawdzie tylko decyzja o strzale, ale odpowiednią parabolę piłce nadał obrońca Lecha. Później wygrać mogli jedni i drudzy (poprzeczka Kiełba, sytuacje Hubnika i Rzeźniczaka), a ostatecznie nie wygrał nikt, może i dobrze, bo nikt nie zasłużył. Konkurs rzutów karnych stał na naprawdę wysokim poziomie, bo wszyscy za wyjątkiem Bosackiego walili nie do obrony.
Teraz przed Legią najważniejsze – żeby nie zachłysnąć się tym pucharem, tylko uczciwie przyznać, że spadł z nieba fatalnej drużynie. Pisaliśmy niedawno, że najgorsze co Legię może spotkać, to zdobycie Pucharu Polski, bo za tym pucharem schowa się kilku nieudaczników i zaczną przekonywać, że tak naprawdę coś w tej drużynie tkwi i że właśnie nabiera wiatru w żagle. Jeśli za pucharem pójdzie czystka – to ten puchar będzie triumfem. Jeśli puchar stanowić będzie rozgrzeszenie – to będzie klęska.
Lech Poznań musi teraz skupić się na lidze, w której na razie zajmuje dopiero 10 miejsce. Jeśli Jose Maria Bakero musi zwolnić mieszkanie z trzymiesięcznym wyprzedzeniem, to jest chyba ten moment, kiedy powinien zadzwonić do właściciela lokum.
