Borussia Dortmund – wzór i dar dla całej Bundesligi. Gratulacje dla naszych rodaków!

redakcja

Autor:redakcja

02 maja 2011, 14:24 • 4 min czytania

Czekali, czekali i się doczekali. Dziewięć lat. Tyle musieli wytrzymać fani Borussii Dortmund, aby móc znowu świętować mistrzostwo. Pierwszego od 2002 roku, od czasów, kiedy po Westfalenstadion biegali Christian Woerns, Jan Koller i Marcio Amoroso. A to ma być dopiero początek sukcesów… – To mój najlepszy dzień w życiu. Teraz oczekuję kolejnych triumfów – zapowiada trener BVB, Juergen Klopp.
W sobotę szkoleniowiec wymieniany w kontekście pracy w Liverpoolu mógł odetchnąć z ulgą. Od kilku miesięcy gryzł się w język podczas każdego wywiadu, żeby czasem nie wypsnęło mu się coś o tytule. Z góry można było przewidzieć scenariusz każdej konferencji. „Mistrzostwo? Nawet o nim nie myślimy”, „nie wybiegamy w przyszłość”, „skupiamy się na kolejnym meczu”. Co tydzień ten sam schemat, ten sam banał. Może bał się, że jego podopiecznym po którymś kolejnym zwycięstwie odkręcą się krany z sodą? Z taką tezą nie zgadza się były niemiecki piłkarz, dziś felietonista, Guenter Netzer. – W tych chłopakach nie było cienia arogancji. Choć czasami można byłoby ich nawet zrozumieć. To właśnie pokazuje klasę drużyny – napisał w swoim ostatnim artykule.

Borussia Dortmund – wzór i dar dla całej Bundesligi. Gratulacje dla naszych rodaków!
Reklama

Klopp ściągnął ze swojego „baby teamu” całą presję. Nie gadajcie o mistrzostwie, grajcie swoje – tak można zdefiniować styl jego pracy. Według Kai Traemanna z „Bildu” jest „wzorem i darem dla Bundesligi”, a „dzięki niemu każda drużyna może uwierzyć, że ma szansę na tytuł”. Komplementów nie szczędzi mu także Nuri Sahin: – To najfajniejszy trener, z jakim pracowałem. Wbrew pozorom potrafi być twardy. Jest fanatykiem dyscypliny i wie wszystko o futbolu.

Ł»elazna determinacja, świetna intuicja i spontaniczność to najjaśniejsze z cech Kloppa. Jego emocjonalne reakcje po bramkach i zwycięstwach idealnie nadają się do niemieckich odpowiedników „فapu-Capu”. Polecamy od 43. sekundy.

Reklama

– Nie zawsze, kiedy widzę siebie w telewizji, jestem zadowolony. Ale nie kontroluję swojego zachowania przy linii bocznej. Jestem wybuchowy i spontaniczny – stwierdził w jednym z wywiadów.

Jaki trener, tacy zawodnicy. Dzisiejsza Borussia to najmłodszy mistrz Niemiec w historii (średnia wieku – 23 lata). I stwarzający, ale też marnujący najwięcej sytuacji bramkowych. Z drugiej strony – jeśli w dwóch ostatnich kolejkach nie stracą więcej niż jednego gola, pobiją kolejny rekord – najmniejszej liczby puszczonych bramek. Jeśli stracą dwie, wyrównają osiągnięcie Bayernu. Kolejny wpis do statystyk podsumowujący fantastyczne rozgrywki.

– Słowo „Dortmund” ma teraz inne znaczenie. Dopóki zespół utrzyma taki poziom radości i entuzjazmu, stres będzie trzymał się od nich z daleka. Nie widzę powodu, żeby w kolejnym sezonie mieli grać gorzej. Oni wciąż rozwijają się fizycznie. Zdziwiłbym się, gdyby nagle wpadli w kryzys – czytamy u Netzera.

Z bólem głowy w najbliższych miesiącach może za to zmierzyć się dyrektor BVB, Michael Zorc. Bo który przeciętny kibic (nie mówimy o maniakach Football Managera) słyszał przed sezonem o Mario Goetze lub Shinji Kagawie? Czy fani z Anglii lub Hiszpanii kojarzyli Bendera albo Hummelsa? Dziś te nazwiska otwierają notesy wielu skautów.

Jasne, trudno się spodziewać, żeby działacze nagle rozpędzili całe towarzystwo. W Lidze Mistrzów też chcą coś ugrać, choć Klopp zapytany, czy chce zwyciężyć też w tych rozgrywkach, zainteresował się zdrowiem dziennikarza. Nie wierzymy w każdym razie, żeby udało się zatrzymać wszystkich najważniejszych. Tym bardziej, że taki Kagawa posiada, jak każdy co najmniej przeciętny azjatycki piłkarz, olbrzymią wartość marketingową. Sam jego transfer do Borussii był biznesowym „masterpiece”. Za â€œIniestę ze skośnymi oczami” zapłacono 350 tys. euro.

350 tysięcy euro za najlepszego piłkarza Bundesligi. Czterysta kosztował Gordan Bunoza, na którego transferze skorzystała tylko krakowska galeria, “Bonarka”. To tak dla porównania.

Następny – wspomniany Goetze. Przed rokiem rozpoznawali go tylko trenerzy zespołów młodzieżowych. Dziś nazywany jest “niemieckim Zidanem” i obserwowany choćby przez Manchester i Real. „Wunderkind” o niemniejszym talencie niż Mesut Oezil czy Thomas Mueller.

Można wymieniać te nazwiska i wklejać kompilacje bez końca. Kagawa, Goetze, Grosskreutz. Subotić, Bender, Barrios. Piszczek, Błaszczykowski, Lewandowski… I to jest cholerny powód do dumy, że w czasach, kiedy na polskich piłkarzy patrzy się ze śmiechem lub pogardą, mogliśmy w zagranicznych mediach czytać newsy w stylu – „Lewandowski goal wins it for Dortmund”, oglądać rajdy Kuby czy stawiać Piszczka nad Lahmem.

Za to, Panowie, gratulacje. Fajnie zobaczyć Was w tym gronie.

Image and video hosting by TinyPic

Nuri Sahin o Polakach (źródło: Bild):

Lewandowski – cała drużyna podziwia jego muskulaturę. Wesoły i niesamowicie żądny wiedzy. Bardzo szybko nauczył się języka niemieckiego. Pokazał, jak obcokrajowcy powinni się integrować z drużyną.

Błaszczykowski: – totalny żartowniś. Raz tak związał komuś buty, że nie można było ich więcej założyć. Jego nazwisko nie jest krótkie i łatwe do wymówienia, więc wszyscy nazywamy go „Kuba”.

Piszczek: – Na początku zmiennik Owomoyeli, potem wywalczył miejsce w składzie. Tytan pracy. Haruje niczym maszyna do szycia. Często się śmieje i wzmacnia ducha drużyny.

TOMASZ ĆWIĄKAفA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama