Każda dyscyplina potrzebuje utalentowanego szaleńca. Gościa, który nie tylko zachwyca kibiców wysoką formą, ale i przyciąga niekonwencjonalnymi zachowaniami, czasem przekraczając jednocześnie granicę dobrego smaku. W świecie snookera takim delikwentem jest Ronnie O’Sullivan, a w kolarstwie – Peter Sagan. Za to tenis przez dłuższy czas cierpiał na brak narwańca. Ci fani białego sportu, którzy lubili gdy działo się w nim coś pikantnego, wspominali więc z tęsknotą Johna McEnroe i Andre Agassiego. Wspaniali Amerykanie doczekali się w końcu godnego następcy. Został nim niejaki Nick Kyrgios. Gość, który… nie przepada za uprawianą przez siebie dyscypliną i najchętniej zostałby koszykarzem ligi NBA.
– Ludzie mówią mi, że tenis jest nudny. Czołowi gracze szanują się nawzajem. Dziennikarze szukają sensacji, chcą żebym nie miał dobrych relacji z Novakiem lub żeby ta niechęć dotyczyła Rafy i Rogera. Oczywiście to bardzo trudne być w bliskich relacjach ze sobą jeśli gra się spotkania o wielką stawkę, ale my dogadujemy się bardzo dobrze – początek tej wypowiedzi jednego z wielkich mistrzów, Andy’ego Murray’a, chyba przestał być już aktualny. Odkąd na światowych kortach pojawił się Kyrgios, o tenisie można mówić wiele, ale na pewno nie to, że jest monotonny. Nick praktycznie co kilka tygodni dostarcza fanom i dziennikarzom rozrywki. Ostatni przykład: oto Australijczyk postanowił sprzedać za pośrednictwem… swojego profilu na Facebooku BMW. Oczywiście – nie obyło się bez interesujących konwersacji.
– Daję sześć tysięcy dolarów! – napisał jeden z kibiców.
– Wyślę ci korek od baku – riposta Nicka była nie gorsza od jego zagrań na korcie.
Kyrgios odpisał jeszcze kilkunastu fanom, przeważnie robiąc to w sposób bardzo złośliwy. Wyobrażacie sobie, żeby odpowiedzialny i spokojny mąż i ojciec Roger Federer zachował się w podobny sposób? No właśnie.
Oczywiście próba opylenia auta za pośrednictwem portalu społecznościowego to w dziesięciostopniowej skali szaleństw Australijczyka co najwyżej piątka. Mocną „9” było za to jego zagranie z 2015 roku, kiedy to postanowił nawrzucać starszemu i bardziej utytułowanemu Stanowi Wawrince.
– Kokkinakis stukał twoją dziewczynę. Wybacz stary, że ci to mówię – rzucił do Szwajcara podczas turnieju ATP w Montrealu, po przegranym secie.
Trash talking, którego nie powstydziłby się Marco Materazzi, prawda? Szczęście, że Wawrinka nie usłyszał tego tekstu w trakcie meczu jak Zinedine Zidane, więc nie doszło do ostrej riposty, czyli np. ataku główką w kierunku prowokatora. Stan dowiedział się o wszystkim po fakcie, dzięki dziennikarzom. Zszokowany Szwajcar napisał na Twitterze „Nie powiedziałbym czegoś takiego najgorszemu wrogowi. To wstyd dla całego tenisa, coś takiego nigdy nie powinno się zdarzyć, mam nadzieję, że ATP zareaguje odpowiednio”.
Naturalnie Nick dostał za te akcje finansową karę, ale chyba nie myślicie, że to go powstrzymało przed kolejnymi harcami w trakcie meczów? W trakcie ostatniego Australian Open Kyrgios… odebrał telefon między gemami. Potem zdradził, że dzwonił do niego kolegia i że „w sumie to nie było nic ważnego”.
Ale wróćmy do tego, co Australijczyk lubi najbardziej, mianowicie do potyczek słownych. W tegorocznym Mexico Open naszemu złotemu chłopcu totalnie nie szło w pierwszym secie spotkania z niejakim Dudim Selą, przegrał go 3:6. Izraelczyka głośno dopingowali rodacy, więc poirytowany Nick ryknął w ich kierunku swojskie „shut the fuck up”.
– W pierwszej chwili się przestraszyłem, bo to wielki chłop. Poczułem się urażony. To bardzo, bardzo dobry zawodnik, ale po prostu nie ma głowy do tej dyscypliny – opowiadał po incydencie urażony kibic Isaac Cherem. O ironio, dzień wcześniej ten gość… zrobił sobie z Nickiem selfie.
Żeby ten tekst nie zamienił się w wyliczankę negatywnych zachowań Kyrgiosa, trzeba mu oddać, że potrafi też zdobyć serce publiczności.
Tokio, godzina 13.30, upał powyżej 30 stopni Celsjusza. Australijczyk mierzy się z Ryanem Harrisonem. Trwa pierwszy set, który nagle zostaje przerwany z powodu zasłabnięcia jednego z kibiców. Amerykanin siada i czeka na wznowienie gry, Nicka oczywiście nosi. Wdaje się w dyskusję z sędzią, po czym podbiega do lodówki z wodą, bierze ją i wręcza służbom porządkowym, by te przekazały napój feralnego fanowi. Reakcja trybun mogła być tylko jedna: rzęsiste brawa. Podczas meczów Kyrgios też zasługuje na owacje bardzo często, bo to nie tylko największy skandalista w światku tenisa, ale i – zdaniem wielu ekspertów – najlepiej zapowiadający się zawodnik tej dyscypliny.
Tim Henman:
– Kyrgios to showman, jest trochę inni niż wszyscy, mówi co myśli, ale ma wielki talent.
John McEnroe:
– Ten chłopak to przyszłość tenisa, oczywiście pod warunkiem, że tenis mu się nie znudzi.
Jim Courier:
– Jest tenisistą, który może i powinien być w pierwszej piątce klasyfikacji ATP na koniec tego sezonu. Musi jednak dbać o siebie tak samo jak dotąd. Ważne, aby nie miał problemów ze zdrowiem. Kiedy widzisz zawodnika, który ma w sobie tyle charyzmy i umiejętności, to jego oglądanie jest niezwykle ekscytujące dla każdego człowieka zaangażowanego w tenis.
Każdy z wypowiadających się powyżej gości był w przeszłości wielkim graczem. Skoro więc wszyscy zgodnie twierdzą, że Kyrgios jest fenomenem, to musi być prawda. Zresztą wystarczy popatrzeć na wyniki Nicka, żeby dojść do wniosku, że jest świetny. W tym roku Australijczyk już dwukrotnie ograł samego Novaka Djokovicia. Raz pokonał go w Indian Wells, czyli miejscu, w którym Serb czuje się jak w domu – wygrywał tę imprezę w latach 2014-16! Robi wrażenie, podobnie jak epicki bój 22-latka z Rogerem Federerem w półfinale w Miami. Kyrgios owszem, przegrał ze Szwajcarem, ale po fenomenalnej walce 6:7, 7:6, 6:7. Po tym spotkaniu wielu orzekło, że Nick jest w tej chwili jedynym tenisistą, który może postawić się przeżywającemu drugą młodość mistrzowi z Bazylei. A Kyrgios, jak to on, też nie grzeszył skromnością po starciu na Florydzie:
– Na wysokim poziomie gram od dawna. Ale dopiero teraz zyskałem właściwe nastawienie mentalne. Kiedyś myślałem w innych kategoriach. Teraz to się zmieniło. Myślę, że jestem w najlepszym punkcie kariery.
Skoro tak, to czekamy na fajerwerki. Na razie Nick nie zapewniał ich kibicom tak często, jakby sobie tego życzyli. W karierze wygrał trzy turnieje ATP, a na liście rankingowej nigdy nie był wyżej niż na trzynastym miejscu. Czas podrasować te statystyki.
Naturalnie możemy być pewni, że wzrost poziomu sportowego Nicka nie będzie równoznaczny ze stępieniem jego języka. Po Australijczyku nadal więc możemy spodziewać się takich wypowiedzi, jak ta z 2016, która nieco zszokowała środowisko:
– Nie znoszę tenisa. I nawet jak wygram turniej wielkoszlemowy, nie zmienię zdania.
Kyrgios dodał też wówczas, że zamierza grać maksymalnie do 27. roku życia, a potem zajmie się swoją prawdziwą pasją, czyli koszykówką. Nick uważał, że na karierę w NBA jest za późno, ale już w solidnej europejskiej lidze jak najbardziej mógłby występować. Nie wiemy czy teraz nie zmienił zdania, ale jest to możliwe: po takim narwańcu można spodziewać się wszystkiego. Za to jedno jest pewne: kosza nadal uwielbia. Przyznaje, że czasem zdarza mu się… zapomnieć o treningu, bo akurat w telewizji leci mecz z udziałem jego ukochanych Boston Celtics. Nick dopinguje ten zespół od czasów dzieciństwa, kiedy to był takim oto pulpecikiem:
Jak zdradził dziennikarzowi szacownego New York Timesa, w tamtych czasach lubił obżerać się burritos. Do złapania zbędnych kilogramów przyczyniła się też… babcia zawodnika, która zamiast karmić go zdrowymi domowymi specjałami wolała brać wnusia na miasto, gdzie zajadał się pikantnymi skrzydełkami z kurczaka.
Na szczęście rodzinka Kyrgiosa w porę się opamiętała. Nick zaczął więc gubić zbędne kilogramy, a że jednocześnie robił szalone postępy na korcie, to w 2013 roku wygrał juniorski Australian Open. Kraj, który w ostatnich latach pysznił się takimi zawodnikami, jak Patrick Rafter czy Lleyton Hewitt, dostrzegł w nim ich potencjalnego następcę. Eksperci i dziennikarze zastanawiali się jednak, czy zdolny chłopak bezboleśnie przejdzie drogę od juniora do seniora. Wszelkie wątpliwości rozwiały się chyba w 4. rundzie Wimbledonu 2014. To właśnie wtedy 144. wówczas w światowym rankingu Kyrgios sprał lidera listy ATP Rafę Nadala. Tym samym stał się pierwszym tenisistą-nastolatkiem, który pobił numer 1 od czasów… Hiszpana. Fan Realu Madryt dokonał tego dziewięć lat wcześniej, kiedy pokonał Rogera Federera.
Nick już w tamtych czasach wzbudzał kontrowersje – zdarzało się, że wykrzykiwał do siebie na korcie teksty w stylu „co ty grasz idioto”. Jak przyznaje, tego typu zdania mobilizują go do dziś. Kyrgios musi umieć postawić się do pionu – nie zrobi tego za niego trener, ponieważ Australijczyk… nie posiada takowego, chyba jako jedyny zawodnik ze światowej czołówki. Niedawno spekulowano, że może poprowadzić go sam Andre Agassi, do współpracy jednak nie doszło. Cóż, jak widać Nick radzi sobie doskonale bez szkoleniowca. Jeśli kiedyś dojdzie do pierwszego miejsca w rankingu bez coacha u boku, będzie to niezwykła puenta – godna tej wyjątkowej kariery.
KAMIL GAPIŃSKI