5 goli w 9 minut – tego wyniku raczej nikt nie poprawi w zawodowym futbolu. Osiągnięciem z podobnej półki (chociaż możliwym do pobicia) w koszykówce właśnie popisał się Devin Booker, który zasadził 70 punktów słynącym z bardzo dobrej obrony Boston Celtics. Aha, chłopak ma dopiero 20 lat i jest najmłodszym w historii NBA, który przekroczył 60 oczek w meczu!
Na początek garść statystyk. Owszem, zdarzały się w NBA mecze z większą zdobyczą punktową jednego gracza. Wilt Chamberlain kiedyś wpakował 100 punktów w jednym spotkaniu. Ale takie rzeczy zdarzają się wyjątkowo rzadko. Dość powiedzieć, że poprzedni wynik 70 punktów lub więcej miał miejsce ponad 11 lat temu (Kobe Bryant i jego 81 punktów). W sumie w historii NBA Booker jest dopiero szóstym graczem, któremu udała się taka sztuka (Chamberlain sześć razy), w sumie 70-punktowych wyników było do tej pory 11.
Amerykańscy eksperci i kibice przecierali oczy ze zdumienia, widząc, co wyprawia Booker. Wiadomo, zdobycie 70 punktów w meczu to wynik historyczny, jeden z najlepszych w historii NBA. Ale jeszcze bardziej zaskakujący niż to, że w ogóle się udało, jest fakt, że dokonał tego koszykarz, który do tej pory raczej się nie wyróżniał i z pewnością nie był żadną gwiazdą. Jasne, Booker to bardzo obiecujący, młody zawodnik, syn gracza NBA Melvina Bookera. Do najlepszej ligi świata został wybrany z numerem 13. w drafcie po bardzo udanej karierze juniorskiej. W pierwszym sezonie w NBA grał bardzo dobrze, został wybrany do najlepszej drużyny pierwszoroczniaków jako pierwszy gracz Suns od kilkunastu lat. Ale jedno trzeba powiedzieć wprost: raczej nie słynął z seryjnego zdobywania punktów. To jego drugi sezon gry w NBA. Do tej pory najwięcej w meczu rzucił 39 punktów. Jasne, że dużo, zwłaszcza jak na tak młodego gracza, ale gdzie mu tam do 70?!
To w ogóle było dziwne spotkanie. Boston Celtics są na drugim miejscu w Konferencji Wschodniej, Phoenix Suns zajmują przedostatnią pozycję w Konferencji Zachodniej. Cele obu drużyn są zupełnie odmienne: pierwsi walczą o jak najlepszą pozycję przez play-offami, drugim w zasadzie odpowiadają porażki, bo dają im lepszy wybór w drafcie. W efekcie Celtowie szybko zbudowali wysoką przewagę, w pewnym momencie zbliżającą się do 30 punktów. Od pewnego momentu Suns grali już w zupełnie inną grę, której celem było umożliwienie Bookerowi zdobycie jak największej liczby punktów. Udało się! W przeciwieństwie do innych bardzo wysokich zdobyczy punktowych, 20-latek z Phoenix prawie nie trafiał za trzy punkty (tylko 4 trafione). Aż 24 punkty zdobył za to z rzutów wolnych (na 26 prób).
– Zupełnie się czegoś takiego nie spodziewałem. Takie wyniki nie zdarzają się często, zwłaszcza przeciwko tak dobrym defensywom, jak Boston. Ja byłem ultra agresywny, a moi koledzy dużo mi podawali. Reszta jest historią – mówi Booker i ma stuprocentową rację.
Dołączył właśnie do elitarnego grona legend NBA: Wilta Chamberlaina (maksymalnie 100 punktów, w sumie 6 razy 70 lub więcej), Kobe Bryanta (81), Davida Thompsona (73), Elgina Baylora (71) i Davida Robinsona (71). O tym, jak trudne to zadanie i jak wielkie osiągnięcie, niech świadczy fakt, że nie osiągnął go choćby Michael Jordan. Legendarny MJ miał 61, 63, 64, nawet 69 punktów, ale magicznej granicy 70 nie przekroczył nigdy, mimo rozegrania 15 sezonów w najlepszej koszykarskiej lidze świata. Bookerowi udało się w połowie drugiego…
Potrafili to docenić także fani Boston Celtics, którzy pod koniec meczu nie dbali już o wynik, a z całych sił kibicowali Bookerowi w śrubowaniu wyniku.
– To dla mnie wiele znaczy, zwłaszcza tu, w Bostonie, gdzie kibice zawsze utrudniają życie przyjezdnym. Bardzo doceniam to, że mi pomagali. Także dzięki nim to będzie noc, którą zapamiętam do końca życia – mówi wprost.
Z dziennikarskiego obowiązku dodamy tylko, że Celtics wygrali ostatecznie 130:120, a Booker zdobył w drugiej połowie 51 punktów. – Wolałbym zdobyć 10 punktów, ale wygrać mecz – powiedział 20-latek. Nie wiemy, jakby to delikatnie powiedzieć, ale… łże jak pies!
JC