Wisła Kraków zmiażdżyła Legię i nie zdziwimy się, jeśli to będzie ten moment, kiedy znowu interweniują najlepsi szkoleniowcy warszawskiego klubu, czyli – hmm… – dobrze zbudowani kibice. Pierwsza męska rozmowa miała miejsce po spotkaniu z Zagłębiem Lubin. Wówczas kilku przedstawicieli grupy szkoleniowej ubranych w rękawice rodem z MMA weszło do autokaru i poprosiło zawodników o wyjście na zewnątrz, by w odpowiednich warunkach omówić kwestię założeń na kolejne spotkania. Od tamtego treningu motywacyjnego Legia wygrała pięć meczów i jedno przegrała. “Ł»arło” aż do teraz…
Pierwsza połowa, co pewnie wszyscy widzieli, była wyrównana, nie brakowało przełomowych momentów. Miał szansę Brożek – mogła prowadzić Wisła. Potem dwie szanse Legii, Manu i Komorowskiego – mogła prowadzić Legia. Aż w końcu świetny strzał Brożka i mecz ustawia się pod gospodarzy. Nie dowiemy się nigdy, jak to spotkanie by się potoczyło, gdyby to zespół Macieja Skorży wyszedł na prowadzenie – taki jest futbol. Natomiast dowiedzieliśmy się, jak na dalszy przebieg spotkania wpłynął gol dla “Białej Gwiazdy”.
Druga połowa to miazga. MIAZGA. W Wiśle świetnie grali w zasadzie wszyscy, ale przede wszystkim Cikos, Chavez, Sobolewski, Brożek, Małecki, Garguła… To już ponad pół drużyny! A reszta wcale nie odstawała. Dawno aż tylu zawodników równocześnie nie prezentowało się aż tak korzystnie. Akcja Małeckiego – pięćdziesięciometrowy rajd z piłką – po której gola zdobył Wilk: marzenie! Legia w zasadzie nie potrafiła niczym odpowiedzieć, chociaż całkiem niezłą zmianę dał Mezenga. Kucharczyk, chwalony za poprzednie spotkania, zupełnie sobie nie radził. Ciekawym zagadnieniem wydaje się szybkość Manu – pojawiają się wątpliwości, czy on jest szybki, czy tylko robi małe kroki.
Wisła po przerwie zagrała fantastycznie, co nie zmienia faktu, że rozśmieszył nas trener Maaskant. Zapytany przez reportera Canal+, czy dzisiejszy mecz to największy sukces w jego trenerskiej karierze, odparł, że nie i zamajaczył coś o europejskich pucharach. Sprytne zagranie, obliczone na dodanie sobie splendoru. Problem polega na tym, że w europejskich pucharach Maaskant grał tylko raz – wyeliminował prowadzoną przez Jacka Grembockiego Polonię Warszawa, a potem dostał 2:9 w dwumeczu od Villarreal. Trudno uwierzyć, że Maaskant tego brutalnego wpierdolu nie pamięta, więc zapewne liczył, że nie będą pamiętać inni i wyjdzie na światowca.
W drugim piątkowym meczu bliska zwycięstwa, a potem… bliska porażki była Cracovia. Jeśli ktoś by nas kiedyś zapytał, jak mógłby wyglądać rzut karny, którego nie chce się strzelić, to pokazalibyśmy mu nagranie właśnie z tego spotkania i “jedenastkę” Matusiaka. Oczywiście nie wiemy, jakie były jego rzeczywiste intencje, ale o ile zazwyczaj spudłowane karne to mniejszy lub większy pech, w tym wypadku trudno było się pecha dopatrzyć.
To była 81. minuta i Cracovia mogła wyjść na prowadzenie 2:1 i grać do końca w przewadze 11 na 10. Tymczasem po chwili gola zdobył Widzew, trzeba było gonić wynik i… zdarzył się cud. Gola zdobył Bartłomiej Dudzic, czyli napastnik o bilansie: 62 mecze, 5 goli.
PS Jak widzimy w telewizji trenera Andrzeja Zamilskiego, to przypominają się nam jego “motywacyjne” odprawy. Oto Zamilski przemawia do piłkarzy przed meczem młodzieżówki z Hiszpanią: – Panowie, nie oszukujmy się. Ich bramkarz, De Gea, grałby u nas na środku pomocy.
PS 2 Maciej Orłoś nie może się jednak równać z wróżbitą Maciejem. Dzisiaj w “TeleExpressie” powiedział: “Dzisiaj Wisła przegra… yyyyyy… zagra z Legią”.
O MECZU WISŁA – LEGIA CZYTAJCIE TEŁ» NA BLOGU WOJTKA KOWALCZYKA (WYSTARCZY KLIKNĄĆ)