Henryk Kasperczak po wczorajszej porażce Wisły powiedział: – A co w pewnych sytuacjach trener może zrobić? Przecież to nie ja nie strzeliłem rzutu karnego w pierwszym meczu, nie ja popełniałem błędy w obronie. Zawsze w takiej sytuacji winą obarczony jest szkoleniowiec. Za ten mecz powinno oberwać się również piłkarzom. Na pewno nie będę ich bronił, przecież w prostych sytuacjach popełniali szkolne błędy… Są momenty, w których błędów po prostu nie można popełniać, bo decydują o całej przygodzie z europejskimi pucharami. Na przykład nasz bramkarz Milan Jovanić przy pierwszych dwóch golach mógł wyjść z bramki, a Piotrek Brożek nie zamykał akcji na skrzydle, choć wiele razy mówiłem mu, by na to uważał”.
Wiecie, co jest w tych słowach najsmutniejsze? Trener Henryk Kasperczak odważył się skrytykować piłkarzy dopiero w momencie, gdy już wiedział, że przestanie być trenerem Wisły. Już nie musiał włazić zawodnikom w dupy, już nie potrzebował wkupować się w ich łaski. Robić tych wszystkich uwłaczających zawodowi trenera rzeczy, które w Polsce decydują o tym, czy zawodnik pójdzie za tobą w ogień (czyli wykona należycie pracę, za którą pobiera wynagrodzenie), czy też przy pierwszej okazji utopi w łyżce wody.
Smutne jest to, że wielu polskich trenerów potrafi być mądrych dopiero po szkodzie. Po pierwszej porażce pocieszają zawodników, choćby ci przeszli obok spotkania. Po drugiej porażce – to samo. Trzecia – oczywiście, to samo. I tak dalej. Aż przychodzi ta ostatnia, decydujaca o zwolnieniu i dopiero wtedy trener ma odwagę wskazać palcem – zobaczcie, co za niedojdy, nie starają się!
Oczywiście, to wynika z doświadczenia i znajomości realiów. Szkoleniowcy w Polsce mają świadomość, że ich los zależy od tego, jak bardzo zajdą za skórę zawodnikom. Jeśli za bardzo – już po nich. Dlatego na wszelki wypadek robią wszystko, by tylko nie podpaść. Ciężkie treningi, obozy przygotowawcze? Lepiej nie. Piłkarzom włączy się instynkt obronny i takiego trenera zniszczą (ale też z drugiej strony – zdarza się, że faktycznie trener jest idiotą i piłkarze mają rację).
Taka droga jest najwygodniejsza, mało tego – jedyna możliwa. Z każdego trenera, który postara się coś zmienić, ludzie zrobią wariata. Z obcokrajowca – nie. Bo obcokrajowiec z założenia jest lepszy. Ale z Polaka – od razu. Przyjdzie polski trener i przegoni piłkarzy po górach – idiota, nie na czasie. Ale jak to samo zrobi cudzoziemiec – brawo, na takiego czekaliśmy! Kukułeczka kuka, Dragomir Okuka!
Kasperczak skrytykował piłkarze dopiero na pożegnanie. Gdyby zrobił to wcześniej, to bankowo usłyszałby anonimową wypowiedź zawodnika, coś w stylu: “Jak wygrywamy, to pierwszy jest do orderów, a porażki zawsze zrzuca na nas”. I, o dziwo, prasa by to podchwyciła.
Dlatego bolejemy nad tchórzostwem Kasperczaka, ale też nie za bardzo się dziwimy…