Marcin Mięciel w rozmowie z “Gazetą Wyborczą”: – Wydaje mi się, że gra w ŁKS-ie nie jest dla mnie sportową degradacją. Celowo poszedłem do klubu o dużej renomie, który ma wielu kibiców i zamierza walczyć o awans.
Nie, degradacja to nie jest. W zasadzie to nawet awans. Z Bundesligi do Legii, z Legii do ŁKS. Pnie się facet w górę w szalonym tempie. I jeszcze mówi: “Strzelałem bramki w Bundeslidze, a w lidze polskiej, niemieckiej i greckiej rozegrałem blisko 400 spotkań. Naprawdę nie zamierzam już nic nikomu udowadniać”. To samo zdanie – że niczego nie musi udowadniać – wypowiedział niedawno też Maciej Ł»urawski.
Otóż, drodzy panowie, musicie udowadniać, musicie – że wciąż jesteście w stanie grać dobrze, że nie jesteście emerytami i że wciąż, na stare lata, możecie grać lepiej niż niepełnosprawna coraz bardziej młodzież. I że wam się w ogóle chce. Wkurzają nas starsi piłkarze, którzy wychodzą z założenia, że wszystkie dobre mecze, jakie mieli rozegrać, już rozegrali. Zblazowani, rozleniwieni. Zaciśnij chłopie zęby i walcz na 100 procent, a jak ci się już nie chce, jeśli nie potrafisz wykrzesać z siebie pełnej mobilizacji – daj spokój i zakończ karierę. Zrób pokazowy mecz, zaproś kolegów, pierwsi będziemy bić brawo.
W wieku 34 lat też można dobrze grać. Dario Hubner jak miał 35 lat rozegrał sezon życia i został królem strzelców Serie A. A w Polsce czasami mamy wrażenie, że zawodnicy tak się nasłuchają, że po trzydziestce to już grać się dobrze nie da, że – może podświadomie – za przeproszeniem kładą lachę i zaczynają zajmować się piłką na pół gwizdka. I sami sobie wmawiają, że na więcej ich nie stać.