Irracjonalny wywiad z Albinem Mikulskim zamieszczono na stronie sportowefakty.pl. Pomieszanie banału (opinie na temat polskiej piłki), sodówki (opinie na swój temat) oraz głupoty (wszystko razem). Dziennikarz albo bardzo dobrze gra, albo naprawdę traktuje Mikulskiego poważnie, niemal jak autorytet i zadaje mu wszystkie te pytania dotyczące przyszłości na serio. Pierwsze milion znaków w tekście poświęconono temu, gdzie Mikulski będzie pracował, czy w Polsce, czy zagranicą, chociaż przecież wiadomo, że jak ma gdzieś pracować, to jednak głównie u siebie w ogródku.
Generalnie mamy do czynienia ze skomleniem o pracę, połączonym z okruchami dawnej buty. Mikulski całym sobą woła „niech ktoś mnie zatrudni”, ale jednocześnie dla pozorów pręży się i napina. Stąd takie kwiatki jak: „Nie ukrywam, że najbardziej by mi odpowiadało prowadzenie zespołów tutaj, skąd się wywodzę, tak jak Rzeszów i te okolice, ale nie jest to takie proste. Ja na przykład nie myślę dzwonić do klubów – wszyscy myślą, że mam pracę i to dobra pracę, bo oczywiście tak jest, ale ja jeszcze jako trener nie zniknąłem i nie chcę zniknąć z areny polskiej”.
Czy naprawdę wszyscy myślą, że Mikulski ma pracę i to dobrą? My, ilekroć myślimy o Mikulskim (rzadko), to myślimy: pewnie znowu nie ma pracy. Ale może jesteśmy dziwni.
Dobra, nie zanudzamy dalej. Wytrwali mogą ten wywiad przeczytać, my zacytujemy najbezczelniejszy kit Albina: „Te najbliższe dwa miesiące zadecydują czy będę trenerem za granicą czy będę w Polsce. Mam propozycje dosyć ciekawe, ale nie chcę jeszcze zdradzać dlatego, że wiele już miałem takich propozycji zapiętych na ostatni guzik. Tak, jak ostatnio podpisałem kontrakt z Paragwajem na prowadzenie drużyny olimpijskiej. To był kontrakt przedwstępny. Udałem się do Miami, stamtąd miałem lecieć do Paragwaju, a okazało się, że pozmieniali prezesa i wiceprezesa z którymi podpisywałem kontrakty i było to nieaktualne. Sam się zwolniłem z funkcji menadżera klubu Cracovii, gdzie miałem bardzo dobrą pozycję, ustabilizowaną na co najmniej kilka lat. Zwolniłem się tylko dlatego, żeby zaistnieć za granicą. Okazuje się, że trzeba naprawdę mieć prawnika i sprawdzać wszystkie punkty kontraktu. Nie pojechałem do Paragwaju i wtedy miałem trochę przerwy. Po tej przerwie byłem trochę trenerem w Stalowej Woli”.
Albin Mikulski trenerem olimpijskiej reprezentacji Paragwaju? A że się nie udało, to jednak Stali Stalowa Wola? Jezu, ręka do góry, kto mu wierzy. Jak ktoś podniósł rękę, wpisze w wyszukiwarkę internetową słowo „psychiatra” oraz miejscowość, w której mieszka.
Albinie, powiedzmy sobie szczerze – w Paragwaju nie daliby ci prowadzić ani reprezentacji olimpijskiej, ani paraolimpijskiej.
JAK DŁUGO TRZEBA CIĘ NAMAWIAĆ,
BYŚ WZIĄ٠TE DARMOWE 50 DOLARÓW?!
PO PROSTU KLIKNIJ