W “Przeglądzie Sportowym” tekścik wychwalający mądrość działaczy Lecha. Nie przepłacają, rozsądnie gospodarują pieniędzmi, inwestują, a piłkarzy kuszą “ciekawymi klauzulami”. W artykule pod tytułem “Kontraktowy spryt” jest między innymi taki oto fragment:
“Lech woli przekonać gracza ciekawymi zapisami w umowie. Weźmy choćby przykład Roberta Lewandowskiego. Dwa lata temu przyszedł do Poznania za 1,3 miliona złotych. Więcej o 200 tysięcy dawała Cracovia, chciała też go Wisła Kraków, w wyścigu uczestniczyła Jagiellonia. A jednak młody gracz skusił się nie tylko wizją, że przy Bułgarskiej będzie miał największe możliwości rozwoju sportowego. Kolejorz zgodził się na zapis gwarantujący zawodnikowi i jego menedżerowi prowizję od następnego transferu (6 procent dla Cezarego Kucharskiego i 4 procent dla Lewandowskiego). – Taki zapis nie był zły. My dawaliśmy piłkarzom możliwość grania. On miał natomiast dążyć do tego, żeby osiągnąć jak najwyższy poziom sportowy. Bo wtedy za niego jest wyższa i może więcej zarobić – tłumaczy Pogorzelczyk”.
I teraz pytanie – czy podawanie sytuacji z Lewandowskim jako przykładu ciekawych klauzul, na których wszyscy zarabiają, nie jest lekko niesmaczne w momencie, gdy klub stara się wymusić na zawodniku rezygnację z zapisu?
Idziemy dalej i natrafimy jeszcze na coś takiego: “Kolejorz zrezygnował z wpisywania do umowy kwoty odstępnego, gdy za niewielkie pieniądze stracił Marcina Wasilewskiego (450 tys. euro) i Zbigniewa Zakrzewskiego (400 tys. euro). Z całym szacunkiem dla umiejętności “Zakiego”, ale 400 tysięcy euro za niego to nie są “niewielkie pieniądze”. To jest wygrana w totolotka.