Zagłębie miało być dla Sandecji równorzędnym przeciwnikiem, tymczasem mecz wyglądał, jakby w ringu spotkał się zawodowy bokser z pijanym Mundkiem spod monopolowego. Do zeszłotygodniowego 4:0 sączersi dołożyli efektowne 5:0 z rywalem do awansu. Tak, z rywalem do awansu, bowiem czas powiedzieć do głośno: ta perspektywa jest realna. Oczywiście byłoby nieco łatwiej, gdy wszystkie mecze rozgrywali w Nowym Sączu, ale i tak Ekstraklasa nie jest scenariuszem science-fiction.
Rozumiemy, że ktoś może narzucić swój styl gry, rozumiemy, że ktoś może być zwyczajnie lepszy. Ale to była demolka. Różnica nie klas, ale… sportów: tylko gospodarze wyglądali jak piłkarze, Zagłębie raczej jak – powiedzmy – szczypiorniści z powodu jakiegoś przegranego zakładu zagonieni na boisko. Sandecja od pierwszej minuty gniotła, a przewagę optyczną przekładała na efekty. Szumski nie mógł się zdrzemnąć ani na sekundę. Trochim z Małkowskim grali co chcieli, urwać potrafił się Dudzic, a w dodatku dwunastym, trzynastym i piętnastym zawodnikiem gospodarzy byli obrońcy Zagłębia. Jeden z najbardziej skandalicznych występów, jakie widzieliśmy w ostatnim czasie. Defensorzy mylili się w kuriozalny sposób, co chwila tracąc piłkę na własnej połowie. Jak ktoś nie wierzył Kloppowi, który twierdził, że odbiór na połowie rywala jest równoznaczny z doskonałym prostopadłym podaniem, to po tym meczu musiał zmienić zdanie. Symbolem sytuacja na 5:0, kiedy tuż po wznowieniu Trochim po prostu zabrał piłkę Matusiakowi i pognał na bramkę. Komedia. A tutaj powtarzała się regularnie – zdarzały się nawet straty we własnym polu karnym.
Sandecja ani na chwilę nie dała Zagłębiu poczuć, że goście mogą cokolwiek tutaj ugrać. Bawiła się jak na treningu z pachołkami. Trochim w siódmej minucie mało nie strzelił gola piętką. Pierwszy g0l – Wiktorski wsadza Szumskiego na konia beznadziejnym zgraniem, zamieszanie wykorzystuje Wdowiak. W 45. minucie karny Małkowskiego, gdzie owszem, może Dudzic swoje dołożył, ale po co obrońca łapał ręką szarżującego zawodnika Sandecji? Dał tylko pretekst arbitrowi, ten w zasadzie nie mógł podjąć innej decyzji. Tuż po zmianie stron zero zmiany w obrazie gry – wrzutka, Szufryn głową, 3:0. Zagłębie odpowiedziało celnym strzałem, ich największy sukces w meczu, a potem nie przeszkadzało gospodarzom grać koncertu – ozdobą była pierwsza z bramek Trochima, pewne uderzenie pod poprzeczkę po rajdzie Małkowskiego i rozegraniu Kasprzaka. Mogło skończyć się i na 6:0, bo karnego w końcówce zmarnował Dudzic. Kompromitacja Zagłębia, które w zasadzie równie dobrze mogło nie wychodzić na boisko – efekt ten sam.
Póki co wiosną Sandecja zmiata rywali z powierzchni murawy, a pięć punktów jakie traci do lidera… pamiętajmy, że ma zaległe mecze. Bynajmniej nie z Barcą i Bayernem, tylko z zespołami z dołu tabeli – GKS-em Tychy i Stalą Mielec. Największy grzech pozostałych drużyn, które chcą awansować – lekceważenie. Kogokolwiek, bo taka to liga, ale Sandecji ze szczególnym uwzględnieniem.
Fot. 400mm.pl